[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co to za rozmowy o potworach? - Maura Kinkovsi wyszła z kuchni wycierając ręce w fartuch. -
Lepiej uważaj, Hzak. Bądz ostrożny, gdy mówisz o diabłach. Pan też, Herr Dragosani. Są jeszcze
opuszczone miejsca, których ludzie nie potrafią zrozumieć.
- Jakie opuszczone miejsca, kobieto? - zaśmiał się mąż.
"O tak! Są takie miejsca" - pomyślał Dragosani. "Jest śmiertelnie opuszczone miejsce w twoim grobie.
Czułem samotność, z której nikt nie zdaje sobie sprawy, dopóki nie wskrzeszę cię moim dotykiem!"
- Wiesz, o czym myślę - podchwyciła Maura. - Krążą pogłoski, że w górach jeszcze istnieją wioski,
gdzie ludzie wbijają drewniane kołki w serca zmarłych za młodu. To taki zwyczaj. Jak zdejmowanie
kapelusza przed konduktem żałobnym.
W drzwiach pojawiła się Ilza.
- Poluje pan na wampiry? Chyba nie jest pan jednym z nich, Herr Dragosani?
- Oczywiście, że nie. %7łartowałem, to wszystko. - Powstał.
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
- Tak? - sapnął Kinkovsi wyraznie rozczarowany. - Szkoda, chciałem porozmawiać. Może pózniej?
- Z pewnością znajdziemy czas na rozmowę - powiedział, podążając za gospodarzem do drzwi.
- Ilza - zarządził Kinkovsi - wez pochodnię i odprowadz pana do pokoju gościnnego, dobrze?
Dziewczyna uczyniła, jak jej kazano, poprowadziła gościa przez podwórze.
- Herr Dragosani, obok łóżka jest przycisk, jeśli będzie pan czegoś potrzebował, wystarczy tylko
nacisnąć. Ale to z pewnością zbudzi moich rodziców, więc lepiej niech pan zostawi zasłony rozsunięte, to
dojrzÄ™ z okna mojej sypialni...
- Co? - zapytał, udając, że nie rozumie. - W środku nocy?
- Mój pokój jest na parterze. Lubię otworzyć na noc okno i wdychać powietrze. Czasami wstaję i
spacerujÄ™ o pierwszej po pomocy.
Dragosani pokiwał głową, odwrócił się i wszedł po schodach na górę. Czuł na plecach jej gorący
wzrok.
W pokoju szybko zasunął dokładnie zasłony. Rozpakował walizki i wziął kąpiel. Gorąca woda
parowała kusząco. Dragosani dodał soli i rozebrał się do naga.
Leżał i moczył się w wannie, rozkoszując się ciepłem, nie myśląc o niczym szczególnie. Woda oziębiła
się. Zakończył kąpiel i wytarł się do sucha.
Była dopiero dziesiąta, kiedy już leżał pod kołdrą, chwilę potem zasnął.
Obudził się przed pomocą. Zobaczył pasek białego, księżycowego światła w miejscu, gdzie nie stykały
się zasłony. Przypomniał sobie, co powiedziała Ilza Kinkovsi. Wstał, wziął spinacz i szczelnie połączył
zasłony.
Nie bał się kobiet. Ani trochę! Ale nie mógł zrozumieć ich odmiennej natury, a oprócz tego miał tyle
spraw na głowie, tyle do zrozumienia. Nie chciał marnować czasu na wątpliwe przyjemności. Miał inne
potrzeby niż pozostali mężczyzni, jego ambicje były mniej przyziemne. To, co stracił z pospolitej
zmysłowości, nadrabiał nadprzyrodzonymi zdolnościami. Wiedział, że jego talent nie jest w pełni
wykorzystany. Chciał poznać głębię wiedzy nie badaną od pięciuset lat. Tam, pośród nocy leżał ten,
który znał prastare tajemnice, który za życia władał potworną magią. Tam, w ziemi, biło zródło wiedzy.
Pragnął je odszukać.
Była północ. Dragosani zastanawiał się, w jaki sposób może wezwać tajemniczy głos. Księżyc był w
pełni, gwiazdy błyszczały jasno, gdzieś w górach wyły wilki. Tak jak pięćset lat temu.
Leżał bez ruchu i wyobraził sobie zniszczony grób oplatany przez skamieniałe macki korzeni, posępne
drzewa dookoła, kryjące tajemnicę. Widział polanę na wzgórzu.
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
"Stary, wróciłem. Przynoszę nadzieję w zamian za twoją wiedzę. To już trzeci rok, zastały tylko cztery.
Co u ciebie?" - pomyślał.
Zerwał się wiatr z gór. Drzewa szumiały, gałęzie pochylały się ku oknom. Dragosani usłyszał
przerażające westchnienie, wiatr zamarł.
- Dragosani! To ty, mój synu? Wróciłeś do mnie?
- Któż inny mógłby to być? Tak, to ja, Szatanie. Jestem silny, jestem potężny. Ale chcę więcej. Dlatego
wróciłem i dlatego będę wracał...
- Jeszcze cztery lata, Dragosani. A potem... potem zasiÄ…dziesz po mojej prawej stronie, a ja nauczÄ™ ciÄ™
wielu rzeczy. Cztery lata, Dragosani. Cztery lata.
- Za długo dla mnie, Stary Smoku. Budząc się każdego rana, zasypiam wieczorem i liczę godziny. Czas
płynie wolno. A u ciebie, co się wydarzyło przez ostatni rok?
- Minął jak chwila, szybko, niezauważalnie. Obudziłeś mnie, wznieciłeś tęsknotę. Przez pierwsze
pięćdziesiąt lat spoczywałem i pragnąłem zemsty, zemsty na tych, którzy mnie tu uwięzili. Następne
pięćdziesiąt lat chciałem już tylko powstać. Pomyślałem sobie, że moi zabójcy już nie istnieją, że są
szczątkami we własnych grobach, prochem na wietrze. Przez następne sto lat chciałem wyrównać
rachunki z synami moich oprawców.
Legiony przetoczyły się u stóp tych gór, zastępy Lombardczyków, Bułgarów, Awarów i Turków. Aaa!
Turcy! Dzielni żołnierze, moi dawni wrogowie. Upłynęło pięćset lat, a ja zapominam o swojej chwale, tak
jak dziad nie pamięta dzieciństwa. I prawie zapomniałem! I mnie zapomniano! Została po mnie wzmianka
w rozsypującej się księdze. Może nie miałem już prawa istnieć? Może się z tego cieszyłem. I wtedy ty
przyszedłeś do mnie. Zwykły chłopak imieniem... Dragosaaaniiii...
Głos zamilkł, wiatr zerwał się ponownie i ucichł. Borys zadrżał w swoim łóżku. To był jego wybór, jego
przeznaczenie. Bał się, że straci kontakt.
- Ty, spod znaku smoka, nietoperza i diabła - jesteś tam? - zawołał niecierpliwie.
- A gdzie miałbym być, Dragosani? - głos jakby żartował.
- Tak, jestem tutaj. Ożywiłem się w moim grobie. W ziemi, która jest teraz moim życiem. Myślałem, że
o mnie zapomniałeś. Nasienie zostało jednak posiane. I wzeszło. Pamiętałeś o mnie, a ja o tobie. Znamy
siÄ™ wzajemnie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]