[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A to co takiego? - zdumiała się Angelina za kolejnym zakrętem.
Na piasku stała sobie mała skalna piramidka o odłamanym czubku. Pusta. A parę kroków dalej
następna, tyle ze większa. Też uszkodzona i tez pusta. I następna. Wszystkie znajdowały się w linii
prostej i każda była większa od poprzedniej Razem naliczyliśmy ich trzydzieści.
- Obca zagadka - oświadczyłem inteligentnie Angelina jedynie parsknęła pogardliwie, schodząc ze
ścieżki i podchodząc do ostatniej, znacznie od nas wyższej.
- Ostatnia jest cała - oświadczyła oskarzycielsko - I co?
- I nic.
- Chcesz wiedzieć, co myślę? - spytała po chwili.
- Niekoniecznie.
- To słuchaj. Zostały skonstruowane przez jakąś istotę krzemową, która je piasek, a wydala skałę.
Piramidę buduje wokół siebie, a gdy staje się zbyt duża, rozwala czubek, wychodzi i buduje
następną.
- Niesamowite - przyznałem przytłoczony jej logiką - Do grona sław naukowych masz otwartą
drogę, to pewne. Jedno małe pytanie jak ono buduje piramidę, siedząc wewnątrz, sra w górę?
- Chyba nie sądzisz, ze wszystko wiem - obruszyła się, nadal prezentując idealny przykład
kobiecej logiki - Wracamy na ścieżkę.
- Jeszcze nie. Coś wędruje, i to z przeciwka.
- Cosie, nie coÅ›.
- Tym bardziej należy się schować.
Przyznała mi rację i oboje skryliśmy się w cieniu największej piramidy, obserwując zbliżające się
cosie.
- Posłuchaj - poleciła Angelina, przykładając ucho do ściany - Ze środka słychać chrupanie.
- Może nie teraz? Jedna obca zagadka na raz zupełnie mi wystarczy.
Maszerujące gęsiego stworki faktycznie wyglądały tajemniczo - było ich jedenaście, z grubsza
naszego wzrostu i kształtu. Dlatego z grubsza, że poruszały się za pomocą kilkunastu ni to nóżek, ni to
macek, którymi energicznie przebierały, wyżej znajdowało się coś, co przypominało kawał pnia,
zarówno z barwy, jak i chropowatości. Na samej górze wyrastała z tego pojedyncza cienka macka
zakończona bulwiastym okiem. Istoty poruszały się w milczeniu, wzniecając niewielką chmurkę
kurzu. Przeszły obok, nie zauważając nas - albo nie reagując na naszą obecność - i zniknęły za
krawędzią zalesionego zbocza.
- Może teraz będziesz uprzejmy posłuchać?
- Teraz tak - zgodziłem się, przykładając ucho do kamiennej powierzchni - coś tam chrobocze.
- WracajÄ….
Tym razem szła inna grupa, choć tez liczyła jedenastu osobników Górna część kadłuba
przypominała przezroczyste czasze pełne wody, która na wybojach ścieżki przelewała się przez
zawinięte do środka brzegi.
- Przychodzą z pustyni do strumienia lub do morza po wodę - podsumowała Angelina - Dlaczego?
- Jest tylko jeden pewny sposób, by to sprawdzić - odparłem - Iść za nimi.
Może nie było to najmądrzejsze ani najbezpieczniejsze, ale oboje mieliśmy dość zagadek, dlatego
ledwie konwój zniknął z pola widzenia, ruszyliśmy za nim.
Nie musieliśmy iść daleko - po kilkudziesięciu metrach ścieżka znikała między głazami.
- Te skały tu umieszczono, to nie jest naturalna formacja - zauważyłem - Czy wchodzimy tam?
Ostatni przypływ ciekawości nie był zbyt...
- Za tobÄ…!
Odskoczyłem czym prędzej gotów na odparcie ataku Kolejna karawana nosiwodów zbliżyła się i
przemaszerowała obok, ignorując nas zupełnie. Musieli nas zauważyć - jedynie kompletny ślepiec
mógłby nas nie dostrzec.
- Chyba ich nie interesujemy - oceniłem.
- Ale oni nas - tak. Idziemy. No i poszliśmy.
Za pierwszym pierścieniem głazów był drugi, a potem koliste zagłębienie pełne zieleni, skał i
kamyków. Trzeba przyznać, że obojgu nam odebrał mowę tak niesamowity widok. Konwój, którego
śladem szliśmy, rozdzielił się i zajął podlewaniem dziwnych roślin Każdy stwór wylewał po trochu
wodą, aż nic nie zostawało. Potem kręcił się bez celu wraz z innymi w zielonym labiryncie, by w
końcu na jakąś niesłyszalną komendę ustawić się w rządku i wymaszerować po kolejną porcję.
Pod szerokimi liśćmi - jeśli to były liście - kręciły się stwory podobne do pająków, najwyrazniej
pieląc, czyszcząc i pielęgnując rośliny. Inne zbierały opadłe liście czy fragmenty łodyg, a jeszcze
inne przemieszczały się z czerwonymi, dziwnie znajomymi obiektami w objęciach. Wszystko to
odbywało się w półmroku i ciszy przerywanej jedynie szelestami i szmerami. Za plątaniną zieleni
widać było kolejne skupisko skał, do którego prowadziło mroczne wejście mniej więcej rozmiarów
człowieka.
Rozważania nad tym, co może się kryć we wnętrzu tej jaskini, przerwało mi delikatne pociągnięcie
za nogawkę. To, co ciągnęło, wyglądało niczym niewielka wiązka chrustu. Po chwili przestało
szarpać, zrobiło parę kroków ku wejściu i poczekało. Widząc - albo nie widząc - brak efektów
wróciło i kontynuowało zaczepki.
- Chyba chce, żebyśmy za nim poszli - powiedziałem - To może być próba kontaktu.
- Albo znalezienia obiadu.
- Skoro już przyszliśmy tak daleko, to chyba nie pozostaje nam nic innego, jak sprawdzić.
Tak tez uczyniliśmy.
Kiedy ruszyliśmy do przodu, chruściak przestał zajmować się ciągnięciem i zajął pilotowaniem.
Gdy stanęliśmy w progu, dosłownie nas zamurowało. Z zewnątrz docierało dość światła, by
dostrzec, co znajdowało się wewnątrz. A ciągnęło się tam rozległe zielone coś, z czego najwyrazniej
wyrastały rozmaite stworki, jakie dotąd widzieliśmy - tu dał się zauważyć na wpół wykształcony
nosiwoda, ówdzie częściowo gotowy chruściak, a tu i tam zupełme inne, nie znane nam istoty, których
przeznaczenia nawet nie próbowałem sobie wyobrazić. W pewnym momencie między nogami
przemknął mi pająkopodobny stworek z czerwona kulą w odnóżach, wdrapał się po boku
zalegającego jaskinię cosia i wrzucił kulę w otwór, jaki pojawił się w zielonej skórze.
- Patrzy na nas - poinformowała mnie cicho Angelina, wskazując na pęk podobnych do nici
szypułek zakończonych oczyma, które powoli zwróciły się w naszą stronę.
- Cześć - powiedziałem na wszelki wypadek.
- Cześć - zagrzmiało w odpowiedzi.
ROZDZIAA 13
- Gada czy następny naśladowca? - zaciekawiła się Angelina.
- Gada... gada... gada.
%7ładna odpowiedz, a tym bardziej dowód.
Pod pękiem szypułek wykształcił się pospiesznie nowy organ, wyglądający na skrzyżowanie tuby z
kwiatem. Owa krzyżówka powęszyła, jakby czegoś szukając, po czym skoncentrowała się na mojej
osobie. Odruchowo zrobiłem krok w tył...
Barwy, dzwięki, ruch, uczucia.
Ból, wspomnienia, głos.
Krzyk...
Dotarło do mnie, że to ja wrzeszczę. Ktoś mną potrząsnął, zamrugałem gwałtownie i zobaczyłem
trzymajÄ…cÄ… mnie AngelinÄ™.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona.
- Nie wiem... a co widziałaś?
- Zamknąłeś oczy i padłeś jak ścięty. Potem tobą targało, a potem zacząłeś krzyczeć. Wszystko
trwało zaledwie parę sekund.
- Ten tam próbował się chyba ze mną skomunikować telepatycznie, tyle że okazał się. za silny...
- Chciał zrobić ci krzywdę?
- Wręcz odwrotnie. Był ciekawy, grozby żadnej nie wyczułem - Wątpię też, żeby znalazł to, czego
szukał, zresztą byłbym zdziwiony, gdybyśmy okazali się równie inteligentni co on. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire