[ Pobierz całość w formacie PDF ]

taka, jak opisujÄ… ciÄ™ w gazetach.
- Tym bardziej powinieneś odejść i zniknąć z mojego życia. - Serce Katherine biło jak
młotem; przestraszyła się, że za chwilę znowu dostanie ataku. - Proszę cię wyjdz stąd i
zostaw mnie samą. Na miłość boską, nie przeszkadzaj mi żyć i pracować.
- Tego właśnie chcesz? - krzyczał.- Tego właśnie chcesz? - powtarzał piskliwym
głosem.
W jego oczach malowało się szaleństwo.
- Tak - odpowiedziała cicho, odchylając się do tyłu. - Tego właśnie chcę. To
małżeństwo się skończyło. Chcę, żebyś zniknął z mojego życia i to natychmiast.
Rozległo się stukanie do drzwi.
- Potrzebna jest nam Katherine. Wszyscy na nią czekają. - Był to głos asystenta
reżysera.
- Gówno mnie to obchodzi - warknął Jean-Claude. - Wynoś się. Do diabła z wami.
Rozmawiam z żoną.
- Jean-Claude, nie możesz zatrzymywać pracy nad filmem - powiedziała Katherine.
Miała rozmazany makijaż i czerwoną twarz.
- Bo co? zaryczał. - Myślisz, że mi zależy na tym zasranym filmie? Narcystyczny
śmieć. Spójrz tylko na to, spójrz tylko na to.
Lekceważąco dzgnął palcem jej delikatną ogromną perukę - prawdziwe dzieło sztuki z
maciupeńkimi ptaszkami w klatkach zatkniętych między lokami, z płożącymi się różami i
perłami wplecionymi na samym czubku. Złapał Katherine za ramiona i tak długo nią trząsł,
póki ptaszki, perły i kwiaty nie zaczęły spadać na podłogę.
- Opamiętaj się, Jean-Claude, przestań! - krzyknęła Katherine.
Pochylił się nad nią. Katherine poczuła ukłucie prawdziwego strachu, czemu
towarzyszyło wzmożone wydzielanie się adrenaliny.
- Ty dziwko. Ty głupia dziwko. Nie wiesz, co tracisz. Nigdy już nie znajdziesz kogoś
takiego jak ja. Nigdy. Złapał ją za szyję i potrząsnął tak gwałtownie, że słabe ściany
przyczepy kempingowej zadrżały i zaczęły migać światła. - Ty idiotko. Jestem twoim
mężem. Na zawsze! Nie groz mi, że się ze mną rozejdziesz, słyszysz? Zabiję cię, jeśli to
zrobisz.
Nie mogąc złapać powietrza, a co dopiero mówić, Katherine wbiła paznokcie w ręce
Jean-Claudea, czując, że mdleje. Ujrzała przed oczyma czerwoną mgłę, a serce tak jej mocno
waliło, jak gdyby za chwilę miało rozerwać piersi. Wtedy drzwi się otworzyły i do środka
wpadli Steven z Blackiem.
- Co siÄ™ tu dzieje? - krzyknÄ…Å‚ Steven.
Jean-Claude, który stał do nich tyłem, znieruchomiał. Po czym puścił Katherine i
odwrócił się do nich z czarującym uśmiechem.
- Dobry wieczór, panowie. Poprawiałem właśnie żonie koafiurę. - Uniósł dłoń
Katherine, pocałował jej wnętrze, szepcząc: - Czek dla Johna wyślę immediatement. Nie
martw się, cberie. Uważaj sprawę za załatwioną. Auvoir ma belle. A tout a 1 heure.
W drzwiach jeszcze się odwrócił.
- Jutro wczesnym ranem wyjeżdżam do Wenecji, cberie - powiedział niezmiennie
uśmiechnięty. - Muszę urządzić biuro i przygotować wszystko na twój przyjazd.
Katherine była w stanie tylko skinąć głową. Gardło miała jak zasznurowane, nie
mogła wydusić z siebie ani słowa. Jean-Claude obrzucił ich ironicznym spojrzeniem i,
trzasnąwszy z całej siły marnymi drzwiami przyczepy kempingowej, odszedł.
Odetchnęli z niekłamaną ulgą. Katherine oparła się wygodnie w fotelu kosmetycznym
i pozwoliła, żeby Blackie tamponami nasyconymi mleczkiem orzechowym ostudził jej
rozpaloną twarz. Nie mogła sobie pozwolić na roztkliwianie się nad sobą. Nie mogła sobie
pozwolić na zmęczenie lub chorobę. Musiała wziąć się w garść, doprowadzić wygląd do
porządku i nakręcić tę scenę, którą choćby nie wiem co, musieli dziś skończyć. Znowu
poczuła ostry ból w dole brzucha. O Boże, spraw, żeby to nie była prawda, pomyślała. To nie
możliwe, że noszę jego dziecko.
Zostało niecałe siedem godzin do zapadnięcia zmroku, a oni mieli jeszcze mnóstwo do
roboty.
Weszła Brenda i w milczeniu zaczęła zbierać z podłogi części kostiumu Katherine.
Bez słowa wręczyła je Monie, która zdjęła z głowy Katherine zniszczoną perukę, umieściła ją
na stojaku i zaczęła od nowa upinać. Mona zawsze sprawowała pieczę nad fryzurami i
strojami Katherine, która teraz oglądała w lustrze swoją zmaltretowaną twarz, włosy i
posiniaczoną szyję. Wyglądała, jak gdyby ktoś przeciągnął ją przez żywopłot.
- Co tu się do cholery stało? - spytała Brenda.
- Nic - odparła Katherine i spojrzała błagalnie na Monę i Blackiego. - Moglibyście iść
na chwilę do fryzjera? Muszę zamienić kilka stów z Brendą i Stevenem.
Po ich wyjściu Katehrine zabrała się do poprawiania makijażu.
- Ten gość bez wątpienia jest psychopatą, kochanie - zaczął Steve. - Sadystycznym
socjopatą. Spotkałem już kilku takich, ale żaden mu nie dorównywał. Ci ludzie pozbawieni są
moralności, za to potrafią kogo zechcą omotać swoim czarem.
- Dlaczego byłam taka głupia, że się dałam na to nabrać? - szepnęła Katherine. - Jak
on to zrobił?
- Mój Boże, Kitty, to nie twoja wina - odparł Steve. - Jean-Claude jest klasycznym
socjopatą. Jest przystojny, obyty w świecie, czarujący, czuły, ale nie jest zdolny do uczuć i
nie bierze pod uwagę uczuć i emocji innych ludzi.
- Czy to prawda, że socjopaci mają rozdwojoną osobowość, że potrafią latami
oszukiwać przyjaciół i rodzinę, nie pokazując swej prawdziwej twarzy? - spytała Katherine.
- Prawda. Oni zresztą nie zdają sobie z tego sprawy. Jeśli takiemu powiesz, że jest
socjopatą, zaprzeczy. Są kłamcami pierwszej wody i zmierzają do celu po trupach.
- Do jakiego celu? - spytała Katherine.
Czuła się okropnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire