[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jęło mi wieki.
Zaraz potem musiałem się zająć uprzątnięciem
śniegu, który przy okazji również tam się dostał.
Już prawie północ, a burza śnieżna szaleje w naj-
lepsze. Znieg Å‚omocze w szyby, wicher wyje ponuro w ko-
minie, chata skrzypi i chwieje się w posadach. Boże, mam
nadzieję, że dach wytrzyma!
Okiennice zostały w magazynie awaryjnym, po
drugiej stronie zatoki.
Równie dobrze mogłyby być w Timbuktu.
Może to dziwne, ale w pewnym sensie cieszę się z
tej burzy. To znajome, wytłumaczalne zjawisko: gwałtow-
ne przemieszczanie się mas powietrza połączone z silnymi
opadami śniegu, wywołane dużą różnicą ciśnienia atmosfe-
rycznego. To przynajmniej rozumiem. WolÄ™ coÅ› takiego od
złowróżbnej ciszy.
6 listopada
Trzy dni bez najmniejszej zmiany. Burza nie cich-
nie ani na chwilÄ™.
Hałas jest nieprawdopodobny: łoskot pędzącego
pociągu połączony z nieustającym wyciem w kominie. To
dosyć męczące. Jeśli już uda mi się zasnąć, śnią mi się po-
ciągi i tramwaje. Nie pamiętam już, co to takiego cisza.
Rozumiem, dlaczego wikingowie czcili bogów bu-
rzy. Bez przerwy powtarzam sobie, że za tym wszystkim
nie kryje się żadna świadoma intencja, choć łatwo można
sobie wyobrazić, że ktoś lub coś wściekle stara się ro-
zedrzeć chatę na strzępy i porwać mnie w ciemność.
Nie ma mowy o tym, żeby spisywać wskazania in-
strumentów meteorologicznych, ale utrzymuję kontakt z
Ohlsenem na Wyspie Niedzwiedziej (dzięki Bogu, maszty
radiowe wytrzymały). W depeszach staram się zachować
spokój doświadczonego polarnika. NIELICHA BURZA
STOP SNIEG DO OKIEN STOP PRZYNAJMNIEJ
MOGE NADROBIC ZALEGLOSCI W CZYTANIU
STOP. Wymieniam też depesze z Algiem, a za jego po-
średnictwem z Gusem: TROCHE WIEJE STOP MAM
NADZIEJE ZE PRZYRZADY WYTRZYMAJA STOP
PRZYNAJMNIEJ ZATOKA NIE ZAMARZNIE STOP
PSY W PORZADKU STOP CHYBA NAWET TO LU-
BIA STOP. Algie odpowiada dziarsko i z humorem. DO-
BRA ROBOTA JACK STOP WIEMY ZE BYLE
WIETRZYK NIE NAPEDZI CI STRACHA! STOP.
Masz rację, Algie. W przeciwieństwie do ciebie nie
wpadam w panikę bez powodu. Ale chyba już o tym wiesz,
prawda?
Staram się trzymać zaplanowanego rozkładu dnia i
wyruszam na spacery dokoła pokoju. Wymyślam sobie
głośno za każdym razem, kiedy się pomylę w liczeniu
okrążeń i jestem zmuszony zacząć od początku. Bywa tak
dość często.
Staram się także raz dziennie karmić psy, udaje mi
się to jednak średnio co drugi dzień, dlatego daję im znacz-
nie więcej. Za każdym razem muszę stoczyć zażartą walkę
ze zmarzniętym śniegiem oblepiającym drzwi psiarni. Na
razie chyba wszystko w porzÄ…dku, ale ja siÄ™ martwiÄ™: co
będzie, jeżeli śnieg całkowicie zaklei wszystkie szczeliny i
psy zginą z braku powietrza? Albo jeśli nie uda mi się do
nich dotrzeć i pozżerają się wzajemnie z głodu? Rozma-
wiam z nimi czasem przez ścianę, a raczej krzyczę do nich,
a one odpowiadają szczekaniem. Dzięki temu wiem, że
jeszcze żyją.
I pomyśleć, że kiedyś lubiłem śnieg! Jest okropny.
Gryzie w oczy, oślepia, prowadzi na manowce. Za każdym
razem, kiedy otwieram zewnętrzne drzwi, wraz z wiatrem
wpada do środka. Uprzątnięcie go zajmuje mi mnóstwo
czasu, choć przyznaję, że dzięki niemu nie mam proble-
mów z uzupełnianiem zapasów wody. Nawet kiedy drzwi
są zamknięte, śnieg dostaje się do wnętrza chaty przez
szpary i szczeliny, których istnienia nawet nie podejrzewa-
Å‚em.
Na ścianach i pod pryczami gromadzi się szron.
Dotarł już do głównego pomieszczenia. Zeskrobuję go go-
dzinami, a potem wieszam wilgotne szmaty nad piecem.
Ach, ten piec... O ile wcześniej bywał kapryśny, to
teraz stał się wręcz narowisty. Wciąż jednak udaje mi się
rozpalić w nim ogień, pod warunkiem że obficie poleję
drewno naftą. Zdarzyło się już jednak trzy razy, że wyjąt-
kowo gwałtowny podmuch wiatru wtłoczył do pokoju
wielki kłąb czarnego dymu przez komin i palenisko. Ozna-
czało to dla mnie wielogodzinne sprzątanie, naturalnie do-
piero po tym, jak przeszedł mi atak gwałtownego kaszlu.
Takie złośliwe figle szalonej wichury. Cha, cha, cha. Mimo
moich starań na ścianach za każdym razem zostaje war-
stewka sadzy, która wżera się w drewno, tak że nie da się
go doczyścić.
Dla poprawienia nastroju postanowiłem dzisiaj
odrobinę zaszaleć i wystawiłem do sieni dwie butelki
szampana, żeby się schłodził.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]