[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeczytałem na głos wszystkich reklam wymyślonych przez ojca medykamentów. Zrobiłem to
wtedy... - Barney mocno zacisnął pięści - bo byłem wystraszony i na pół utopiony. I cały mój
świat stanął przeciwko mnie. Lecz gdy wstąpiłem do college u i studenci starszych lat
spróbowali tej samej sztuczki, nie dałem się. - Barney uśmiechnął się ponuro. - Nie zmusili
mnie, ale udało im się zatruć mi życie. Bez ustanku przypominano mi pigułki, miksturę i tonik
do włosów. Przezywali mnie  Po użyciu . Cztery lata w college u były koszmarne. Wiesz, a
może i nie wiesz, jakimi bezlitosnymi potworami potrafią być chłopcy, gdy znajdą sobie ofiarę.
Nie miałem wielu przyjaciół. Zawsze istniała jakaś bariera między mną i ludzmi, na których mi
zależało. A inni, którzy chętnie przyjazniliby się z synem bogatego doktora Redferna; cóż, tych
ja nie chciałem.
Ale miałem jednego przyjaciela, czy też sądziłem, że mam. Starszy ode mnie, zdolny,
pogrążony w książkach chłopak, próbujący coś pisać. Była między nami jakaś więz. Ja też
miałem ukryte aspiracje w tym kierunku. Podziwiałem go i stał się dla mnie wzorem do
naśladowania. Przez rok czułem się wyjątkowo szczęśliwy. A potem w uczelnianej gazecie
pojawił się szkic satyryczny, jadowicie wyśmiewający wszystkie preparaty ojca. Naturalnie,
zmieniono nazwisko, ale i tak każdy wiedział, o kogo chodzi. Och, to była cięta i dowcipna
rzecz, diabelnie dowcipna. Cały college tarzał się ze śmiechu. Dowiedziałem się, że napisał to
on.
- Jak to możliwe? Jesteś pewien? - przygaszone oczy Valancy zapłonęły oburzeniem.
- Tak, przyznał się, gdy go spytałem. Powiedział, że dobry pomysł jest dla niego więcej
wart od przyjaciela. I dołożył nie proszony jeszcze jeden cios:  Pamiętaj Redfern, że są rzeczy,
których nie kupisz za żadne pieniądze. Na przykład, nie kupisz sobie dziadka . Cios był silny, a
ja jeszcze na tyle młody, że bardzo go odczułem. Najgorsze, że zniszczył wiele z mych ideałów
i marzeń. Po tym wszystkim stałem się młodym mizantropem. Nie chciałem się z nikim
przyjaznić. Aż wreszcie, rok po ukończeniu college u, spotkałem Ethel Traverse.
Valancy zadrżała. Barney, siedzący z oczyma utkwionymi w podłodze, nie zauważył
tego.
- Zdaje się, że ojciec opowiedział ci o niej. Była bardzo piękna i kochałem ją. O tak,
kochałem. Nie będę zaprzeczał. To była pierwsza, namiętna, bardzo prawdziwa miłość
samotnego i romantycznego chłopaka. Myślałem, że ona też mnie kocha. Byłem na tyle głupi,
żeby tak sądzić. Gdy zgodziła się za mnie wyjść, szalałem ze szczęścia. Przez kilka miesięcy. A
potem... dowiedziałem się że jest inaczej. Mimo woli podsłuchałem pewną rozmowę.
Przyjaciółka Ethel pytała ją, jak może znosić syna doktora Redferna i te medykamenty na
dodatek.
 Jego pieniądze ozłocą pigułki i osłodzą mikstury - odparła Ethel ze śmiechem. - Mama
kazała mi go złapać za wszelką cenę. Jesteśmy zrujnowani. Ale cóż! Zawsze czuję zapach
terpentyny, gdy się do mnie zbliża .
- Och, Barneyu! - zawołała Valancy z przejęciem. Już zapomniała o własnych troskach.
Przepełniało ją tylko współczucie do niego i wściekłość wobec Ethel Traverse. - Jak ona mogła,
jak śmiała?
- I to - Barney wstał i przechadzał się nerwowo po pokoju. - i to mnie ostatecznie dobiło.
Porzuciłem cywilizację, przeklęte lekarstwa i wyprawiłem się na Yukon. Pięć lat włóczyłem się
po najdziwniejszych miejscach. Zarabiałem na swoje utrzymanie i nie tknąłem ani centa z
pieniędzy ojca. A któregoś dnia obudziłem się ze świadomością, że Ethel nic już dla mnie nie
znaczy. Była kimś, kogo znałem w innym świecie. To wszystko. Ale mimo to nie ciągnęło mnie
do domu, do dawnego życia. Ono już nie było dla mnie. Byłem wolny i takim chciałem
pozostać. Przyjechałem nad Mistawis i zobaczyłem wyspę Toma MacMurraya. Rok wcześniej
wyszła moja pierwsza książka i dobrze się sprzedała. Miałem trochę pieniędzy z honorarium.
Kupiłem więc tę wyspę, ale trzymałem się z dala od ludzi. Nikogo nie darzyłem zaufaniem. Nie
wierzyłem, że istnieje prawdziwa przyjazń lub prawdziwa miłość - w każdym razie dla mnie,
syna  Czerwonych Pigułek . Z przyjemnością słuchałem wszystkich opowiadanych o mnie
plotek. Prawdę mówiąc, to parę historyjek sam podsunąłem. Robiłem różne tajemnicze aluzje,
które ludzie interpretowali zgodnie z własnymi przypuszczeniami.
- A potem... zjawiłaś się ty. Musiałem uwierzyć w to, że mnie naprawdę kochasz. Mnie,
a nie miliony mego ojca. Bo jakiż był inny powód, dla którego poślubiłaś faceta bez grosza i z
taką - jak opowiadano - przeszłością. I współczułem ci. Tak, nie przeczę, że ożeniłem się z tobą,
bo było mi cię żal. Po pewnym czasie pojąłem, że jesteś najlepszym, najmilszym kompanem,
druhem, jakiego tylko można sobie wymarzyć. Dowcipnym, dobrym, lojalnym. To ty
pozwoliłaś mi uwierzyć w przyjazń i miłość. Zwiat znowu wydał mi się dobry, bo jesteś na nim
ty, skarbie. Zrozumiałem to, gdy wieczorem wracając na wyspę, pierwszy raz zobaczyłem
światła w oknach naszego domu. Wiedziałem, że gdy wrócę głodny i zmęczony, czekać mnie
będzie smaczna kolacja, wesoły ogień na kominku i ty.
Lecz dopiero zdarzenie na torach uświadomiło mi, jak wiele dla mnie znaczysz.
Pojąłem wtedy, że nie mogę żyć bez ciebie. Gdybym nie zdołał uwolnić cię z bucika, umarłbym
razem z tobą. Przyznaję, że mnie to oszołomiło, zupełnie straciłem głowę. Jakiś czas nie
mogłem pozbierać myśli. Dlatego zachowałem się jak tępy muł. Pognała mnie w gąszcz lasu
straszna myśl o twojej ciężkiej chorobie. Dotychczas usuwałem ją ze swej świadomości. Teraz
stanąłem przed faktem, że ciąży na tobie wyrok śmierci, a ja nie potrafię żyć bez ciebie.
Wczoraj w nocy, wracając do domu, podjąłem decyzję, że zawiozę cię do najlepszych
specjalistów, bo przecież musi być jakaś nadzieja. Nie może być tak zle, skoro nie zaszkodziło
ci zdarzenie na torach. Kiedy znalazłem list, oszalałem ze szczęścia, ale potem zacząłem
podejrzewać, że może tobie już nie zależy na mnie i odeszłaś, by odzyskać wolność. Teraz już
wszystko w porzÄ…dku, prawda, kochanie?
Czy to do niej, do Valancy, mówił  kochanie ?
- Nie mogę uwierzyć - powiedziała bezradnie. - Wiem, że to niemożliwe. Jasne, litujesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire