[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wstał i podszedł do niej z drugiej strony.
- Nie powinna pani tu przebywać sam na sam z mężczyzną.
- Przecież to pan do mnie dołączył.
- To nie ma znaczenia. Pani reputacja bardzo ucierpi, jeśli ktoś nas tu
zobaczy.
- W takim razie powinnam chyba odejść. - Dziewczyna obróciła się na
pięcie i ruszyła przed siebie. Trevor dotknął jej ramienia. Spojrzała na niego.
- Suknia.
- Suknia? Co ma pan na myśli?
- Kolor. Jest zbyt wyrazisty. I ten wzór, który przyciąga spojrzenie do
każdego... - urwał, zmarszczył brwi i odchrząknął. - Przyciąga spojrzenia.
- LubiÄ™ tÄ™ sukniÄ™.
- Nie jest stosowna dla młodej dziewczyny.
- Nie jestem młodą dziewczyną. Mam dwadzieścia lat.
- Aż tyle? Tak czy inaczej jako niezamężna kobieta, powinna pani nosić
bardziej stonowane barwy.
- Ze względu na kolor oczu i włosów nie wyglądam najlepiej w pastelach.
- A zatem sama pani przyznaje, że ubiera się tak, by przyciągnąć uwagę.
- Nic takiego nie powiedziałam. - Panna Grant wyrwała mu swoje ramię.
- Jeśli nie będzie pani ostrożna, to pani postępowanie może pociągnąć za
sobą niepożądane konsekwencje.
- Na przykład jakie?
- Na przykład takie.
Ryeburn przygarnął ją do siebie i pocałował.
Dziewczyna chciała się cofnąć, zaskoczona nagłym atakiem, ale
przytrzymał delikatnie jej głowę i nie pozwolił, by oderwała usta od jego warg.
Drugim ramieniem trzymał ją bardzo mocno, ale Eden nie czuła bólu.
Przylgnęła do niego całym ciałem.
Dotyk jego warg wprawił ją w drżenie. Poczuła smak słońca i lodu. Krew
huczała w jej żyłach jak ocean. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że wzbija się w
powietrze. Zamknęła oczy i oparła się o hrabiego jeszcze mocniej, by nie spaść.
Nim zdążyła ogarnąć myślą, co się wydarzyło, poczuła jego język na
swym podniebieniu. Rozsądek podpowiadał, że powinna lorda odepchnąć, ale
serce pragnęło, by został. Serce zwyciężyło. Rozsądek rozpłynął się we mgle,
gdy Eden pozwoliła, by owładnęły nią emocje. Drżała od stóp do głów. Nie
rozumiała tej przedziwnej radości, pragnęła jedynie, by ta chwila trwała bez
końca.
Nagle Trevor ją odepchnął. Przytrzymał za ramiona, prostując ręce. Eden
straciła oddech. Zdumiał ją bijący od Ryeburna chłód. Chciała znów wślizgnąć
się w jego objęcia, ale jego ramiona były sztywne. Spojrzała mu w oczy i
dojrzała w nich wyraz obrzydzenia. Poczuła, że krew odpływa z jej twarzy.
- Wielkie nieba, kobieto, jakich jeszcze nieprzyzwoito-ści się dopuściłaś?
Dzwięk jego głosu napełnił ją strachem i wprowadził zamęt w jej myśli.
Zaczerpnęła tchu, choć gardło miała ściśnięte, i szepnęła:
- Co ma pan na myśli?
- A ja martwiłem się o pani reputację - zaśmiał się zjadliwie. - Zapewne
wzięła mnie pani za głupca.
- Nie rozumiem. - Eden poczuła, że znów uginają się pod nią nogi, ale
tym razem z całkiem innego powodu.
- Ilu mężczyznom pozwoliła pani na jeszcze dalej idącą poufałość, panno
Grant?
Otworzyła usta ze zdumienia. Wściekłość i rozpacz walczyły w niej o
palmę pierwszeństwa. Odepchnęła lorda z całej siły. Ryeburn opadł na ławkę,
ale nie oderwał oskarżycielskiego spojrzenia od jej twarzy.
- Udaje pan dżentelmena, a przecież żaden dżentelmen nie zadałby damie
takiego pytania.
- Damy nie całują w ten sposób. - Trevor przymrużył oczy.
- Tego nie wiem. Nikt mnie nigdy nie całował. - Eden była bliska łez, ale
nie zamierzała sprawić mu satysfakcji i rozpłakać się w jego obecności. - Dzięki
opiece brata i ojca żaden mężczyzna nie zbliżył się do mnie tak blisko, by móc
mnie pocałować.
Obróciła się na pięcie i pobiegła w głąb ogrodu. Nie zdołała powstrzymać
szlochu, ale przestała się tym przejmować. Pragnęła tylko opanować swe
wzburzenie i znalezć jakiś ustronny zakątek.
Trevor patrzył jej śladem, ale nie pobiegł za nią. Jej szloch wstrząsnął nim
do głębi i dlatego wolał trzymać się od niej z daleka. Czy to możliwe, by
mówiła prawdę? Czyżby zle ją ocenił? Pocałunek obudził w nim namiętność,
jakiej do tej pory nie znał. Tak żarliwego przyjęcia, z jakim się spotkał, nie
spodziewał się po niewinnej dziewczynie.
Przeczesał włosy dłonią i przywołał obraz twarzy Eden. Jej oczy
błyszczały w świetle księżyca od lśniących tuż pod rzęsami łez. Jej skóra
straciła zwykłą barwę. Najbardziej prześladowało go jednak jej przejmująco
smutne spojrzenie. Skąd mógł wiedzieć, że nikt jej nigdy nie całował?
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że jej wierzy. Postanowił, że ją
przeprosi, ale nie teraz. Nie ufał sobie na tyle, by jej teraz szukać. Ten
pocałunek wzbudził jego przerażenie. Uświadomił sobie, że zawsze miał słabość
do niewłaściwych kobiet. Zawsze pociągały go pełne życia piękności, z których
żadna nie mogłaby zostać hrabiną.
Czuł, że nie tylko on jest winien. To jej zachowanie zawsze prowadziło
do nieszczęść. Spotkali się zaledwie parę razy i ona za każdym razem była w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire