[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak. Jeszcze nie wiem, w jaki sposób będę zarabiał na życie,
ale postanowiłem, że zostaję w Carlisle. Z tobą. Na zawsze. Jeśli
tylko mnie zechcesz.
- ZechcÄ™.
Rzucili się sobie w ramiona. Osunęli się na podłogę.
- Muszę jak najszybciej poznać cię z moim rodzeństwem -
powiedział Jack.
- Na pewno będą mogli przyjechać do Carlisle na nasze wesele
- dodała Georgia. I nagle z przerażeniem uprzytomniła sobie, że
Jack ani słowem nie wspomniał o małżeństwie. Zesztywniała.
143
S
R
Z ulgą odetchnęła dopiero wtedy, kiedy powiedział:
- Zlub możemy wziąć nad zatoką. I pierwszą noc spędzić w
Urwisku", w apartamencie dla nowożeńców.
- Może nawet poproszę Evana, żeby poprowadził mnie do oł-
tarza.
- Na to nie licz - ostrzegł Jack. - Podejrzewam, że ten chłopak
nigdy do końca nie będzie przekonany, że jestem ciebie wart.
- Chyba masz rację - przyznała Georgia. - Na początku nie
będzie łatwo. Ale po jakimś czasie wszystko się jakoś ułoży. -
Jack skinął głową, ale chyba w pełni go nie przekonała. - Musimy
wyjaśnić sobie jeszcze jedno - dodała po chwili. - Powinieneś
wiedzieć, że ojca nigdy nie stawiałam na pierwszym miejscu.
Zajmowałeś je ty. Od dnia, w którym cię poznałam, byłeś dla mnie
najważniejszy. I tak będzie zawsze.
Jack nachylił się i pocałował Georgię. %7łarliwie odwzajemniła
pocałunek. Pierwszy, a potem drugi, trzeci i następne.
Nie odrywając warg od ust Georgii, wziął ją na ręce. Bez
większego trudu odnalazł drzwi do sypialni. Trzymając ją w ra-
mionach, usiadł na łóżku. Dopiero teraz przerwał pocałunek.
Georgia uśmiechnęła się, wsunęła palce we włosy Jacka,
uniosła głowę i znów go pocałowała. On zaś włożył dłonie pod jej
sweter i go podciągnął. Rozpiął biustonosz i przytulił twarz do
piersi Georgii. Kiedy wziął sutkę do ust i zaczął lekko drażnić ją
językiem i ssać, Georgia jęknęła.
Potem przez głowę zdjął z Georgii sweter, popchnął ją lekko
na łóżko i położył się na niej.
- Kocham cię - wyszeptał. - Zawsze kochałem i zawsze będę
kochał.
144
S
R
- Ja też zawsze będę cię kochała - odrzekła Georgia.
Całowali się długo, mocno i namiętnie. Jeszcze dłużej pieścił Jack
każdy fragment ciała Georgii, a potem wziął ją w ostateczne po-
siadanie.
Po szalonych uniesieniach równocześnie osiągnęli największą
rozkosz. Potem leżeli w milczeniu, mocno przytuleni do siebie.
- Kocham cię - powtórzył Jack.
- Kocham cię - jak echo zabrzmiały słowa Georgii.
- Geo, udało się nam.
- Tak. Udało.
- Odwrotu nie będzie.
- I dobrze, bo wcale go nie chcę. Zależy mi na przyszłości. Z
tobą. - Georgia uniosła głowę i oparła się na łokciu. - Będzie jed-
nak sporo kłopotów - dodała spokojnie. - Na przykład z Evanem.
Potrafi być taki... trudny.
- To podobno cecha młodości - zauważył Jack.
- No i zawsze będzie nad nami krążyło widmo mojego ojca.
- Evan zmieni się na lepsze - z przekonaniem oświadczył Jack.
- A co do twego ojca... Już więcej nie uda mu się nas skrzywdzić.
Chyba że na to pozwolimy. Zobaczysz, wszystko dobrze się ułoży -
zapewnił, usłyszawszy ciche westchnienie Georgii.
Uśmiechnęła się melancholijnie.
- Możemy więc zacząć planować wesele - powiedziała.
- A ja zaraz po południu skontaktuję się z tym waszyng-
tońskim prywatnym detektywem. - Jack zawahał się na chwilę, a
potem zapytał: - Pojedziesz ze mną na spotkanie z moją rodziną?
Georgia ujęła w dłonie jego twarz.
- Jeśli zechcesz.
145
S
R
- Już chcę.
- Dobrze. Nie mogę się doczekać, kiedy ich poznam.
- Ja też, Geo. Ja też - z uśmiechem dorzucił Jack.
- Tylko się nie martw na zapas - szepnęła mu do ucha. - Ro-
dzeństwo cię pokocha. Prawie tak bardzo jak ja.
146
S
R
EPILOG
- To było udane wesele.
Usłyszawszy te słowa, Jack odwrócił się i w pobliżu na tarasie
zobaczył siostrę. Lucy, okropnie gruba w ósmym miesiącu ciąży,
szła w jego stronę, niezdarnie kołysząc się na boki. Miała na sobie
obszerną, kolorową suknię, którą rozwiewał sierpniowy wiatr. W
podobnym stroju nie widział jej nigdy przedtem. Zawsze chodziła
w drelichowych spodniach i flanelowych koszulach. Ale na jego
ślub ubrała się odświętnie. Sprawiło mu to przyjemność.
Za plecami Lucy szedł Boone, jej mąż. Rozmawiał ze Spence-
rem, trzecim z rodzeństwa, któremu towarzyszyła żona Roxy, led-
wie dajÄ…ca sobie radÄ™ z niesfornymi blizniakami.
To moja rodzina, z satysfakcją pomyślał Jack. Serdecznym
gestem objął dopiero co poślubioną Georgię. Nawet w najśmiel-
szych marzeniach nie sądził, że będzie aż tak szczęśliwy.
- Miło, że tak uważasz - z uśmiechem powiedział do
siostry.
Na początku ciągle się mylił, nazywając ją dawnym imieniem,
Charley. Do Spencera też wciąż mówił: Stevie. Całe rodzeństwo
spędziło wspólnie wiele godzin, wymieniając wspomnienia i za-
stanawiając się, jak by to było, gdyby żyli ich rodzice, a oni sami
nigdy nie zostali rozłączeni. Jacka zdumiewała niezwykła umiejęt-
ność Lucy. Potrafiła odtworzyć wspomnienia z bardzo wczesnego
dzieciństwa. Niemal idealnie umiała opisać ich rodzinny
147
S
R
dom, podwórze i wiele innych szczegółów. Wszystko zgadzało się
z tym, co zapamiętał on sam.
Młodsze rodzeństwo nie pamiętało, na szczęście, tego, co na-
prawdę działo się pod dachem domu McCormicków. Ciągłych
kłótni i awantur, a także życia w bezustannym strachu. Jack miał
wówczas pięć czy sześć lat i wszystko to pamiętał, ale nie zamie-
rzał niczego ujawniać ani bratu, ani siostrze. Niech pozostaną nie-
świadomi. Uznał, że tak będzie lepiej dla nich wszystkich. Teraz
liczyło się tylko jedno. Mogli być wreszcie razem i cieszyć się so-
bą i rodzinnym życiem.
Wraz z Georgią zamieszkał na stałe w Carlisle. Wspólnie kupi-
li dom, w którym teraz się znajdowali. Z tarasu rozciągał się impo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]