[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się najlepsi, ale... są też inne, trochę gorsze, ale dużo tańsze
firmy...
- Będziemy musieli mieć gwarancje, że kontrakt nie zosta
nie zerwany - oznajmił Phillips, marszcząc brwi. - Nie lubię
stawiać na jednego konia...
- Dostanie je pan - uspokoiła go Sylvie.
- Hm... Z dokumentów, które mi pani pokazała, wynika, że
oryginalne prace były wykonane na bardzo wysokim poziomie,
zwłaszcza snycerka.
- Jeśli to nie był sam Grinling Gibbons, to na pewno jeden
z jego najzdolniejszych uczniów - przyznała mu rację.
- Dokumentacja pierwotnego wystroju wnętrz jest doskona
ła; są tam nawet spisane meble i kolorystyka poszczególnych
pomieszczeń - zauważył Phillips.
Za to powinna podziękować Ranowi, przyznała. Normalnie
wymagało to długich, żmudnych poszukiwań, przekopywania
się przez materiały zródłowe, żeby odtworzyć kompletny obraz
pierwotnego wyglÄ…du rezydencji. W tym przypadku Ran wyko
nał czarną robotę za nią. Oczywiście nie dała po sobie poznać,
jakie to na niej zrobiło wrażenie. Nie zamierzała zdradzić się
przed nim z niczym, co dawałoby mu nad nią przewagę.
Gdy nadszedł czas pożegnania się ze Stuartem Phillipsem, Syl-
vie miała jego obietnicę skoncentrowania sił na pracach w Haver-
ton Hall, choć musiała się zgodzić na dodatkową premię. Dbała
108
zawsze o to, żeby zmieścić się w budżecie, ale z drugiej strony
nigdy nie wybierała tańszej opcji, gdy chodziło o zatrudnienie
najlepszych fachowców. Efekt będzie tego wart, cieszyła się,
opuszczajÄ…c dziedziniec. Haverton Hall jest tego warte.
Umówiła się z Lloydem na podwieczorek w hotelu. Uwiel
biał angielską tradycję picia po południu herbaty, o czym ją
z radością poinformował godzinę pózniej, gdy szli do jego pry
watnego apartamentu.
- W żadnym kraju nie można się napić takiej herbaty, jak
w Anglii...
- Mam nadzieję - odpowiedziała Sylvie, a potem zaczęła
mu opowiadać o swojej wizycie u rzemieślników.
- Jesteś pewna, że będą tak dobrzy jak Włosi? - zapytał
w pewnym momencie, nagle czujny i skupiony na sprawach
zawodowych.
- Lepsi - odpowiedziała krótko. - Widzisz, oryginalne pra
ce w rezydencji wykonali Anglicy wyszkoleni we WÅ‚oszech, tak
jak ludzie pana Phillipsa. Mam wrażenie, że ich dzieła będą
miały odpowiedni, angielski styl. Tam, gdzie Włosi wyrzez
biliby amorki i sceny alegoryczne według wielkich mistrzów,
Anglicy wykonają zwierzęta i ptaki.
- Dlaczego nie zostaniesz tu dzisiaj na noc? - zapytał Lloyd,
gdy skończyli rozmowę o jej wizycie u pana Phillipsa. - Mógł
bym zadzwonić i zarezerwować ci pokój.
Sylvie pokręciła głową.
- Nie, dzięki. Już się umówiłam, że przenocuję u matki.
Wiedziała, że Lloyd umówił się na kolację, więc pożegnała
się z nim po piątej. Ustaliła, że przyjedzie po niego o dziesiątej
rano.
Pojechała do matki. Wpadła w jej wyperfumowane objęcia.
109
- Kochanie, dziś jest mój wieczór brydżowy. Mogłabym nie
pójść, ale...
- Nie, proszę, nie - poprosiła z uśmiechem.
- Cóż, przynajmniej zjemy razem kolację i będziesz mogła
przekazać mi wszystkie nowiny. Co słychać u drogiego Rana?
To takie ekscytujące, ten spadek... Tytuł...
Uśmiech Sylvie zbladł.
- Ran ma się doskonale - oznajmiła i dodała z lekceważe
niem: - Rzadko się widujemy; oboje jesteśmy bardzo zajęci.
- Och, kochanie, to wielka szkoda.
Sylvie spojrzała na nią czujnie.
- Kiedyś za nim nie przepadałaś.
I nie pochwalałaś moich uczuć do niego, mogłaby dodać ale
nie zrobiła tego.
Jej matka wydęła lekko wargi.
- Ależ, kochanie, to było przed tym ...
- Przed czym? - przerwała wyzywająco Sylvie. - Przed o-
dziedziczeniem tytułu?
- Cóż, to zmienia postać rzeczy - broniła się matka, a Sylvie
posłała jej zagadkowe spojrzenie. - Ran stał się teraz wyjątkowo
dobrÄ… partiÄ….
- Mamo! Teraz kobieta nie potrzebuje dobrej partii - oznaj
miła. - Same możemy na siebie zarobić.
- Każda kobieta potrzebuje mężczyzny, który będzie ją ko
chał, Sylvie - stwierdziła matka ze smutkiem. - Bardzo mi bra
kuje twojego ojczyma.
Sylvie natychmiast poczuła skruchę. Jej matka szczerze ko
chała ojca Sylvie, a potem swojego drugiego męża, ojca Alexa.
Sylvie wiedziała, że mimo wielu spraw, które wypełniały jej dni,
czuła się samotna.
110
- Widziałaś się ostatnio z Alexem i Mollie? - zapytała,
chcąc zmienić temat.
- Och, tak - odpowiedziała z uśmiechem matka. - Zaprosili
mnie do Otel Place na Boże Narodzenie.
Kilka godzin pózniej, gdy szykowała się do snu, Sylvie za
częła się zastanawiać nad tym, co też teraz może robić Ran.
Pewnie nie kładzie się do własnego łóżka, sądząc z jego ostat
niego zachowania. Zaniknęła oczy. Co ją to obchodzi, z kim
i jak spędza noce Ran?
Co jÄ… to obchodzi?
Obchodzi ją bardzo, ale nikt nigdy o tym nie może się do
wiedzieć.
Sylvie znała tę prawdę, nawet jeszcze zanim Ran ją po
całował. Po prostu jej ciało i zmysły zareagowały w chwili,
gdy spoczęło na niej znowu jego spojrzenie. Od razu wiedzia
ła, iż to, co próbowała zignorować jako dziecinne zadurze
nie, przemieniło się jakimś sposobem, wbrew wszelki znakom
na niebie i ziemi, wbrew jej woli, w prawdziwą, dojrzałą miłość.
Pragnęła Rana - chciała być z nim, być kochana przez nie
go, dzielić jego życie, urodzić jego dzieci - z taką intensywno
ścią, że czasem się zastanawiała, jak będzie mogła bez tego
dalej żyć.
Przeżywaj chwile po kolei - takie było jej aktualne motto;
po prostu czekaj, aż minie każda minuta, godzina, powtarzaj
sobie, że w końcu będzie lepiej, że kiedy prace w Haverton Hall
dobiegną końca i znikniesz z życia Rana, zdołasz na nowo zbu
dować swój system obronny, a wraz z nim, własne życie. To
właśnie sobie powtarzała, ale w głębi ducha nie była wcale
pewna, czy rzeczywiście jej to się uda.
Ul
- Najpierw będziemy musieli wpaść na plebanię - Sylvie
ostrzegła Lloyda, gdy jechali na północ- - Nie mam przy sobie
kluczy do Haverton Hall.
- Nie ma sprawy - uspokoił ją Lloyd. -A tak a propos, jak
siÄ™ dogadujesz z Ranem?
- Jest klientem trustu - zauważyła.
- Więc się w nim nie zakochałaś - droczył się z nią Lloyd.
Jakimś sposobem udało się jej zdobyć na uśmiech. Lloyd nie
chciał jej zranić. Interesował się nią jak ojciec i często powtarzał
półżartem, że najwyższy czas, by się zakochała. Nie miał zielo
nego pojęcia o przeszłości jej i Rana, o prawdziwym stanie jej
serca i uczuć.
- A niech mnie! Tu jest naprawdę pięknie - stwierdził pod
czas jazdy przez Derbyshire.
- Ale nie tak, jak w Haverton - odparła Sylvie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]