[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zima, to i tu u
nas tak samo, pisali. A pan z jakich stron?
 Z północy. Z bydgoskiego.
 Nie ma tam u was roboty?
 Jest, ale wie pan, stamtąd jeżdżą tu, stąd jeżdżą tam i tak to jest.
 Tak to jest. My przed wojną jezdzili z ojcem na drynierke. Kawał drogi nieraz.
Jak
dobrze szło, to zarabialimy cztery, pięć złotych na dniówkę.
 To kupa pieniędzy była na tamte czasy.
 Kupa pieniędzy, panie. Sto złotych kosztowała wówczas krowa. Tak rozmawiając,
zbierałem co suchsze i dokładałem do
ognia. On mi pomagał w tym. Kiedy się dobrze rozpaliło, zaczęliśmy ładować w
ogień, jak leci. Całe zielone gałęzie.
 Ale tu na ścince pieniędzy pan nie zarobi  powiedział Selpka.
 Na kieliszek chleba chyba zarobię  mówię.
 A, jak tylko na kieliszek chleba, to tak. Przygadać sobie  jeszcze jakąś
kobitÄ™ i
dobrze będzie. A przyjdzie wiosna, będzie jeszcze lepiej.
 Z kobitami to ja tu wolę nie zaczynać. %7łeby mnie jakiś narzeczony nie
przetrącił
 powiedziałem. Bo co miałem Selpce czy komukolwiek na świecie tłumaczyć, że
moje
oczy widzą już tylko jedną kobietę i jej, tylko jej, chcę być u nogi wiernym
psem.
 To rozejrzeć się powoli, zobaczyć, która kobyła chodzi w parze, a która luzem
siÄ™
szwenda i hop. Bo nie ma co darmo w kieszeni nosić.
Nie odezwałem się na to, puściłem to mimo uszu, żeby go za bardzo nie rozpędzać
w
tej delikatnej materii.
 A niewypałów z wojny tu nie ma?  strzeliłem pytaniem, przechodząc do mniej
Strona 24
Stachura Siekierezada
delikatnej, a wręcz brutalnej materii.
 Nic nie słychać ostatnio. Może gdzieniegdzie jeszcze są. Ale chyba ich już nie
ma
nigdzie. Ile tego może być?
 SÄ…, panie, niestety sÄ…. Szkopy nam zostawili tego na drugie tysiÄ…c lat. Wie
pan, co
ja czytałem ostatnio?
 No?
 %7łe jakiś chłop w powiecie Krosno trzymał niewypał na podwórzu i używał go za
kowadło.
 Nie do wiary. To nie może być.
 Może być, panie. Na własne oczy czytałem w gazecie.
 I co? Nie wybuchło? Nie rozerwało jego?
 Widać nie. Jakby go rozerwało, toby napisali. Zabrali mu chyba to jego kowadło
i
tyle. Ja bym chciał zobaczyć jego minę, jak się dowiedział, że to był niewypał.
 Za głowę się złapał i poleciał zaraz Matce Boskiej wielką gromnice kupić. Co
to
się ludziom nie przytrafia na tym świecie. No idę, bo ja tu stoję, a tam robota
leży. Zostawię
panu wiadro do żaru. Rozpal pan sobie trochu dalej nowy ogień, żeby za daleko
nie nosić
gałęzi.
 Dobra jest. Wiadro potem do pana odnieść?
 Niech zostanie u pana. Będzie ktoś potrzebował, to będzie krzyczał. To pan
wtedy
krzyknie, że wiadro u pana jest. To wtedy on przyjdzie i wezmie sobie. Bo to
jest wiadro
ogólne: ono krąży.
 Latające wiadro  powiedziałem głośno do siebie, kiedy Selpka odszedł.  To
już nie tylko latające talerze są, ale i latające wiadra. To dobrze. To dobrze.
W południe, kiedy południe nadeszło, kiedy słońce, słonko raczej, styczniowe
słoneczko blade stanęło w najwyższym punkcie niskiego zimowego okręgu, niewysoko
nad
lasem, w południe więc  ustała na zrębie pukanina. Przerwa obiadowa nastąpiła w
siekierezadzie. %7łeby machać siekierą, trzeba siły. %7łeby mieć siłę, trzeba coś
przekąsić, popić
herbatą czy czarną kawą i chwilę potem odpocząć z papierosem w gębie. Tako
rozsiedli siÄ™
wszyscy blisko swoich ognisk, przytulił się każdy pod ciepły płaszcz powietrza,
co nad
ogniem i wokół niego wisiał rozpostarty i drgały, falowały, powiewały od gorąca
jego poły.
Tako i ja przeniosłem majdan w pobliże ognia i przytuliłem się doń. Wyjąłem z
chlebaka
pajdy chleba przełożone słoniną, które sobie rano na kwaterze naszykowałem i
zaczÄ…Å‚em
gryzć te dary boże, jak to się mówi, ale ile w tym prawdy. Popijałem herbatę,
którą sobie też
naszykowałem rano i przelałem do butelki po lemoniadzie z tym gumowo sprężynowym
zamykadłem. Wystygła całkiem. Zimna słodkawa barwionka się z niej zrobiła.
Dobrze by
było jakąś manierkę skombinować. Taką maniereczkę termos. %7łeby herbata ciepła
była, żeby
grzała gardło, żeby nawet parzyła i żeby po przełknięciu ta gorącz tam niżej się
roznosiła: w
piersiach zdyszanych.
I oto właśnie. Siedząc przy ogniu, gryząc i żując słoninę i chleb, popijając
zimnÄ…
herbatę, a potem wytarłszy dłonią usta i zapalając papierosa, paląc go
namiętnie, o czym to ja
dyszałem w tej południowej godzinie zimowego styczniowego dnia tysiąc
dziewięćset
Strona 25
Stachura Siekierezada
sześćdziesiątego któregoś tam roku? O czym to ja dyszałem więc? Nie o czym
myślałem, ale
o czym dyszałem. Wiec o czym ? No, o czym ? O czym wiec ? Nie dam rady, znowu
nie dam
rady. Znowu szkoda moich zwiewnych słów. Chciałbym opowiedzieć, o czym to ja
dyszałem, bardzo chciałbym to sobie opowiedzieć, sobie i Gałązce Jabłoni mojej,
zawsze i
teraz absolutnie służy tobie emanuel delawarski, dla której żyłem zawsze i żyję
i będę żył, dla
której błądzę, ale szukam, ale błądzę, ale szukam i tyle już znalazłem dla niej,
tyle
odpowiedzi na jej pytania, a teraz dla niej dyszÄ™. O czym? Nie pierwszy raz,
setki razy
zdarzyło mi się o tym dyszeć i setki razy to przemilczałem, musiałem
przemilczeć, bo nie
widziałem innej, niemilczącej, możliwości. Zaledwie że ostrożnie, delikatnie
napomykałem o
tym tu i ówdzie. Wtedy, kiedy nie wiedząc, jak opisać, jak nazwać jakiś mój
stan, jakÄ…Å›
chwilę, moje w tej danej owej chwili uczucie, mówiłem: niewymowny, niewyrażalna,
niewypowiedziane. I nie po to tak mówiłem, że chciałem na tym poprzestać, ale
dlatego, że
musiałem na tym poprzestać. Bo brakowało mi słów. Nie miałem na to słów. Więc
mogłem
tylko o tym napomykać tak, jak i teraz to czynię, z tym, że nie tak delikatnie,
ostrożnie, ale z
jakąś taką nie znaną dotychczas zaciekłością. Ale na razie dość. Wrócę do tego,
jak to siÄ™
mówi, niebawem i z jeszcze większą, z jeszcze bardziej nie znaną zaciekłością.
Na razie dość
o tym.
Na zrębie po przerwie obiadowej znów rozbrzmiewała pukanina, a leśne echo niosło
ją daleko i w krąg, w gąszcza i ostępy, gdzie, jak mówi definicja, zalega
zwierz|I ja wziÄ…Å‚em
za swoją rąbalnicę i przyłączyłem się do chóru siekierezady. Z ognisk głośno
gdakały w górę
płomienie i buchał dym, i nie ma wątpliwości, że był w tym wszystkim wielki
niezaprzeczalny nie do obalenia zwany sens. Wszystko tu było w porządku.
Wszystko tu było
na swoim miejscu. Są ręce i jest drzewo. Długi, gruby pień sosny. Drzewo trzeba
obciachać z
sęków i konarów, a koronę odrąbać w tym miejscu, gdzie mniej więcej kończy się
grubość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire