[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystkich kierunkach. Cóż tam się działo! Transformacje, transmutacje, przeniesienia,
zaczarowania, odczarowania. Mieliśmy pełne ręce roboty. Jako czarnoksiężnik cieszy-
łem się, mogąc zdobyć tyle doświadczenia, lecz nie chciałbym tego przeżyć ponownie.
Nagle gdzieś nad ich głowami zabrzmiał słodki głosik:
To Othion! Widzę go już! Ach, jak wspaniale!
Kedrigern spojrzał do góry. To Księżniczka, wzbiwszy się ponad wierzchołki drzew,
wypatrywała celu ich podróży, przysłaniając oczy dłonią. Pomachał jej ręką, a wtedy
sfrunęła łagodnie i zawisła przy nim. Jej skrzydełka trzepotały z cichym brzęczeniem.
Nigdy mi nie mówiłeś, że Otion jest taki ładny, Keddie! Prześliczne miasto! Ach,
to będzie wspaniała wizyta, czuję to! wykrzykiwała, z podnieceniem klaszcząc w dło-
nie.
Byłem tu grubo ponad dwadzieścia lat temu. Bliżej dwudziestu pięciu. Miasto za-
pewne zdążyło rozkwitnąć przez ten czas.
Całe jest otoczone wspaniałym murem z białego kamienia. Widziałam też wieże
wartownicze i pełno kolorowych proporców wszędzie, i przepyszny pałac.
Przypominam sobie, rzeczywiście Ithian miał miły pałac. Może trochę zbyt rozle-
32
gły, ale niewątpliwie imponujący.
Dostrzegłam też pięknie zaprojektowane ogrody. Teraz jeszcze nic nie kwitnie, ale
latem będą zachwycające.
Kedrigern zgodził się z żoną.
Ojca Ithiana nazywano Gurnianem Zielonokciukim. Oczywiście wcale nie miał
zielonych kciuków, nadano mu taki przydomek z powodu jego niezwykłych talentów
ogrodniczych.
Utrzymując obecne tempo, staniemy w Othionie koło południa. Rzucę jeszcze raz
okiem zdecydowała Księżniczka, poczym poszybowała w górę.
Od chwili pojawienia się Księżniczki Kolma nie odezwał się ani razu. Teraz jednak
oblizał wargi i rozejrzawszy się chyłkiem wokół, rzekł cicho:
Jaśnie pani ma skrzydła.
Tak. Bardzo wygodnie jest mieć skrzydła.
Ona fruwa dodał jeszcze ciszej.
O tak. Uwielbia to. Przy takiej pogodzie jak dziś trudno ją powstrzymać odpo-
wiedział Kedrigern, śmiejąc się dobrodusznie.
Czy ona jest wróżką? Albo... czarownicą?
Och, nie. Skądże znowu. Jest najzwyklejszą księżniczką, tyle że ma skrzydła.
Pochodzą z Pustkowia Przegranych Władców, tak jak nasze wierzchowce.
Kolma odsunął się z koniem na bezpieczniejszą odległość. Przez dłuższy czas przy-
glądał się z respektem Kedrigernowi, a potem, ponownie oblizawszy wargi i odchrząk-
nąwszy, zapytał:
A wy, jaśnie panie czarodzieju, co zdobyliście na tamtym pustkowiu?
Czarnoksiężnik zastanawiał się chwilę. Wreszcie odwrócił się do strażnika i z uśmie-
chem sfinksa odrzekł:
Doświadczenie, Kolmo... oraz parę nowych sztuczek.
4. Z Ithianem w Othionie
Kiedy wynurzyli się z lasu i ujrzeli w oddali zarysy Othionu, Uldindal zarządził po-
stój. Na jego komendę trębacze podjechali na szczyt pagórka. Tam zsiedli z koni i z na-
maszczeniem zaczęli przygotowywać instrumenty.
Musimy uroczyście obwieścić nasze przybycie poinformował herold
Kedrigerna i Księżniczkę.
Dał znak dłonią. Trębacze odwrócili się w stronę miasta i unieśli instrumenty.
W sekundę pózniej rozbrzmiały wyszukane fanfary. Słuchając ich, Kedrigern dla zabi-
cia czasu począł odliczać uderzenia swojego pulsu. Doszedł do czterdziestu dwóch ude-
rzeń. Ledwie ucichły ostatnie dzwięki, a już odpowiedziały fanfary z murów Othionu.
Tym razem czarnoksiężnik doliczył do sześćdziesięciu siedmiu.
Uldindal ucieszył się.
Zauważono nas. Teraz musimy się przedstawić stwierdził, machając drugą dło-
niÄ….
Kedrigern odliczył osiemdziesiąt dziewięć, nim grajkowie umilkli. Oddychali ciężko,
twarze im poczerwieniały z wysiłku. Odpowiedz Othionu trwała przez sto szesnaście
uderzeń pulsu czarnoksiężnika.
A teraz najważniejsze. Musimy ogłosić, że nasza misja zakończyła się powodze-
niem zawyrokował Uldindal i skinął na trębaczy.
Sukces wyprawy został obwieszczony krótką, lecz pełną werwy melodią. Kiedy prze-
brzmiała, obydwaj grajkowie chwiali się na nogach. Jeden z nich musiał nawet oprzeć się
o wierzchowca. Odpowiedz z miasta też nie była długa, lecz znacznie mniej skoczna.
Uldindal żywo zatarł dłonie.
Jego wysokość jest zadowolony. Możemy poprosić o pozwolenie na wjazd do
Othionu oznajmił.
Kedrigern i Księżniczka spojrzeli na siebie z przerażeniem, po czym odwrócili się do
Uldindala. Ten jednak nie wydawał się przejęty. Sami trębacze też nie wyrażali żadnych
obaw, a ich rumieńce zdążyły już lekko przyblednąć. Prośba o zgodę na wjazd do miasta
rozbrzmiewała przez dziewięćdziesiąt jeden jednostek pomiarowych. Tym razem trąbki
34
nie brzmiały już tak czysto jak poprzednio. Uldindal podskakiwał przy każdej fałszy-
wie odegranej nucie. Po zakończeniu gry purpurowe i spocone twarze trębaczy przypo-
minały dwa pięknie wypolerowane jabłuszka ze straganu. Na odpowiedz Othionu nie
trzeba było długo czekać.
Kiedy jednak grajkowie zaczęli przygotowywać się do następnego występu, Kedrigern
nie wytrzymał i krzyknął:
Czyż to ma trwać do wieczora? Ci ludzie zaraz gotowi eksplodować!
Już kończymy, jaśnie panie. Musimy potwierdzić przyjęcie zgody na wjazd, tego
wymaga protokół.
Przyjęcie zgody potwierdzono krótkim, melodyjnym motywem na trzy nuty, ode-
granym po kolei przez każdego z grajków. Potem Uldindal dopilnował sprawnego usta-
wienia orszaku. Ruszyli spiesznie ku bramom miasta, które otwarły się przed nimi sze-
roko.
Ulice w Othionie były gładko wybrukowane i nad wyraz dobrze utrzymane.
Zadziwiająco schludnie prezentowali się sami mieszkańcy; większość paradowała
w szarych strojach. Podróżni podziwiali wymiecione ganki mijanych domów, wyszo-
rowane schody wejściowe i świeżo pomalowane szare fasady kilkunastu budynków po
drodze. Dominowała szara barwa, a wszystko lśniło czystością. Kiedy kawalkada zbli-
żała się do pałacu, rozległy się dzwięki dzwonów. Księżniczka pomachała do grupki
przyglądających się dzieci, a one ochoczo jej odpowiedziały w ten sam sposób, piszcząc
przy tym i wykrzykując pozdrowienia. Dwie kobiety zaczęły rzucać kwiaty, a wkrótce
dołączyło do nich więcej.
Wyglądają, jakby cieszyli się z naszego przyjazdu stwierdziła Księżniczka.
O tak, pani, bardzo się cieszą zapewnił ją Uldindal. Mieszkańcy Othionu ko-
chają króla Ithiana i jego córkę. Są więc życzliwi wobec ich przyjaciół.
Jak miło. Dobrzy z nich poddani. Czy mogłabym trochę pofruwać? To zrobi na
nich wrażenie.
Kedrigern zmarszczył brwi i pokręcił głową.
To zbyt niebezpieczne, moja droga. Trzeba uważać na szczyty dachów i szyldy
sklepów. Możesz zranić się w głowę.
Księżniczka rozejrzała się wokół. Niektóre szczyty dachów dzieliła przez ulicę odle-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]