[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ruszyła naprzód, usłyszała, że Angus przeklął. Spoj-
rzała na niego zdumiona.
- Na Boga, Beth, to jeden z najgłupszych pomys-
S
R
łów, żeby ktoś o tak jasnej skórze jak twoja zamieszkał
na tropikalnej wyspie. Idz pod prysznic i puść chłodną
wodę, tylko nie za zimną. A ja zaraz wrócę.
Wyszedł długimi krokami, zdenerwowany.
W łazience Beth ujrzała to, co widział Angus - swo-
je spalone słońcem ramiona.
- Cholera - mruknęła.
Usiadła na muszli klozetowej i miała ochotę po-
rządnie się wypłakać, ale myśl, że Angus wróci i zoba-
czy nie tylko jej czerwone ramiona, ale też czerwone
oczy, położyła temu kres. Beth odkręciła kurek i stanę-
ła pod chłodnym strumieniem. Było jej tak dobrze, że
najchętniej by tam została. Do chwili, gdy usłyszała
kroki. Nie chciała, by Angus ujrzał ją nagą. Naga zna-
czy bezbronna.
Wytarła się, delikatnie obchodząc się ze spieczony-
mi ramionami i owinęła się czystym sarongiem. An-
gusa zastała w kuchni, gdzie obierał ogórki.
- Usiądz na stołku - polecił tonem nieznoszącym
sprzeciwu. - Spróbujemy, co to da.
Speszona usiadła i westchnęła z ulgą, kiedy chłodna
skórka z ogórka znalazła się na jej rozpalonej skórze.
- Nie wiem, czy udowodniono naukowo, że ogórek
pomaga w tym wypadku, ale kiedy miałem pięć lat,
podczas wakacji nad morzem spiekłem się na raka.
Mama obkładała mnie wtedy taką skórką.
Beth siedziała bez ruchu. Nawet gdyby chciała się
ruszyć, wątpiła, czy byłoby to możliwe. Nie przypomi-
nała sobie, by Angus kiedykolwiek wspominał o swo-
jej matce. Nigdy nawet nie wspomniał, że jego rodzina
spędzała wakacje nad morzem.
S
R
- Ale, jak już mówiłem, ktoś o tak jasnej karnacji
nie powinien mieszkać w tropikach. To głupota.
Znowu ją karcił, a jednak w jego głosie pobrzmie-
wała jakaś inna nuta. Aagodna, niemal czuła...
- A ucieczka - ciÄ…gnÄ…Å‚ - niczego nie rozwiÄ…zuje.
Wiem, że oboje uciekliśmy.
Sięgnął po świeże skórki, które położył na jej ra-
miona, wyrzuciwszy zużyte do zlewu.
- Nie rozmawialiśmy. To naprawdę głupie, bo wie-
działem, dlaczego ty nie mówisz o uczuciach. Nie mog-
łem mieć ci tego za złe, znając twoją przeszłość. A ja?
Cóż, poznałaś mojego ojca, wiesz, jak mnie wychowa-
no. Ale skoro uważam się za człowieka inteligentnego,
powinienem zdawać sobie sprawę, że zle postępuję.
Angus mówił spokojnie, lecz bez sensu. Beth czuła
tylko w głębi serca, że to ważne słowa.
- Nigdy dotąd nie mówiłeś o matce - zauważyła,
czując, jak skórka ogórka ześlizguje się po jej plecach.
Angus westchnÄ…Å‚.
- Bo nie rozmawialiśmy - powtórzył. - Rodzice
wciąż się kłócili, tylko tak ich pamiętam: podniesione
głosy, pełne goryczy i oskarżeń. Pewnego ranka, mia-
łem wtedy siedem lat... - Głos mu się załamał. Przy-
cisnął ogórek do ramienia Beth, jakby chciał się jej-
uchwycić. - Potwornie krzyczeli. Siedziałem w swoim
pokoju, myśląc, żeby uciec i już nigdy ich nie widzieć,
ale wtedy ojciec wyszedł, a ja pobiegłem do drzwi. Po-
drodze usłyszałem, jak matka płacze w kuchni.
Beth wstrzymała oddech. Chciała usłyszeć resztę
tej historii, chciała, by Angus do niej mówił.
- Wszedłem tam, a ona udawała, że nic się nie
S
R
stało, ale miała czerwone oczy. Objąłem ją i powie-
działem, że ją kocham, a potem poszedłem do szkoły.
Po długiej chwili dodał:
- Jak wróciłem, już jej nie było. Nigdy więcej jej
nie widziałem.
Beth ukryła twarz w dłoniach - nie płakała, ale
ledwie oddychała. Potem wstała, zapominając o skór-
kach, które spłynęły na podłogę, i podeszła do męż-
czyzny, który stał pobladły po drugiej stronie kuchni.
- Och, Angus - szepnęła i otoczyła go ramionami.
Co więcej mogła powiedzieć? Jak wytłumaczyć
ból, który czuła na myśl o tamtym chłopcu i o męż-
czyznie, który z niego wyrósł, tym, który nie umiał jej
powiedzieć Kocham cię" ze strachu, że ją straci?
Oparł brodę na jej głowie. Poczuła taki spokój, że
dopiero po chwili uświadomiła sobie, że Angus coś
mówi.
- Od tamtej pory bałem się miłości. Potem zaszłaś
w ciążę i pobraliśmy się. Wtedy powinienem był to
powiedzieć, ale ty nigdy nie mówiłaś o miłości, więc
bałem się, że jeśli coś powiem, przestraszę cię. Byłem
taki szczęśliwy, myślałem, że ty także, nawet bez
słów. Ale gdzieś w głębi nie wierzyłem, że ktoś tak
pełen życia jak ty może kochać kogoś tak pozbawione-
go emocji jak ja.
Znowu zawiesił głos. Beth wiedziała, że to nie ko-
niec, i czekała w ramionach Angusa.
- Byłem słaby i okazałem jeszcze większą słabość,
kiedy zaczęłaś rodzić. Nie mogłem znieść myśli, że
cierpisz, bałem się, że będę musiał wyznać ci to, co
dotąd przemilczałem, a wtedy cię stracę. Zawiodłem
S
R
cię, nie będąc przy narodzinach Bobby'ego. Ale siebie
zawiodłem jeszcze bardziej, zwłaszcza, gdy odszed-
łem od ciebie po jego śmierci i pogrążyłem się w pra-
cy. Nie walczyłem o ciebie. Wmówiłem sobie, że ro-
bię to dla twojego dobra. A powinienem był walczyć
o twoją miłość.
Słowa te nie przyniosły jej zrozumienia, ale tysiące
pytań, i chociaż Beth czuła się dobrze w ramionach
Angusa, odsunęła się od niego.
- Powiedziałeś przed chwilą, że mnie kochałeś, jak
Bobby przyszedł na świat.
Skinął głową z cieniem uśmiechu.
- Jak mógłbym cię nie kochać, Beth? Byłaś moim
słońcem, spotkanie z tobą to najlepsza rzecz, jaka mo-
gła mi się zdarzyć.
Beth ściągnęła brwi. Brzmiało to cudownie, ale
czegoś jej jeszcze brakowało.
- Ale ukrywałeś przede mną swoje lęki?
Znowu skinął głową, tym razem bez uśmiechu.
- I nadal coś do mnie czujesz? To zrzędzenie i ogór-
ki, to miłość?
Angus wyglądał na ogromnie zakłopotanego.
- Tylko tak potrafię okazywać uczucia. Rozmowa
sprawia mi trudność, już to ustaliliśmy.
Beth machnęła ręką, bo wymówka była żałosna.
- Powiedz mi to. - Splotła ręce na piersi.
Wzruszył ramionami zdenerwowany, a potem rzekł:4
- Kocham ciÄ™, Beth.
- Nie uściskasz mnie?
Angus stał w miejscu. Jakby zapuścił korzenie
w kuchennej podłodze. Patrzył na tę kobietę - drugą
S
R
kobietę w swoim życiu, której powiedział: Kocham
cię", i zastanawiał się, jak wielki błąd popełnił.
Czy bardzo się spóznił?
Czekał, aż to czekanie stało się nie do zniesienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]