[ Pobierz całość w formacie PDF ]
doskonale czujemy się tylko we dwójkę. Prawda, Hien?
Tak, jesteśmy przecież przyjaciółkami poparła ją Ellen.
Panna Drew poczuła, że przegrała.
Możecie już iść.
Kiedy znalazły się już na zewnątrz, zapomniały natychmiast o całej
rozmowie. %7ładne słowo panny Drew nie zrobiło na nich większego
wrażenia.
propos, co ci się stało w głowę? zapytała Ellen, a po chwili
dodała: Czy twój ojciec cię uderzył?
Meg przez chwilę pomyślała, że chciałaby powiedzieć tak
Mruknęła niechętnie:
Och, po prostu upadłam na wrotkach.
Przeszły na piętro, gdzie lekcje miały młodsze klasy. Małe
dziewczynki szykowały się już do domu. Linnet stała w grupie pięciu
czy sześciu dziewcząt. Nie zauważyła Meg, chociaż prawie się o siebie
otarły. Młodociane towarzystwo prowadziło gorącą dyskusję i Margaret
usłyszała, jak jej młodsza siostra przemawia do reszty piskliwym
głosem:
NienawidzÄ™ swojej starszej siostry! Jest okropna!
51
RS
Zdarzyło się po raz pierwszy, że Linny pokazała się Meg jako
prawdziwy człowiek ze swoimi sekretami i marzeniami. Nie, nie mogła
jej naprawdę nienawidzić! To tylko jakaś gierka, pozory! Tak jak moje
gierki! odezwał się jakiś głos wewnątrz jej duszy. Za chwilę pomyślała:
Ale moje są poważniejsze i mogą wydawać się nieprawdziwe tylko
ludziom głupim, dorosłym! A może to prawda? Może Linny rzeczywiście
jej nie cierpiała? Być może ta tłuściutka, rozkoszna twarzyczka była
przykrywką dla wrogości i nienawiści?
Margaret przypomniała sobie, jak kilka dni temu uderzyła siostrę
dosyć mocno i jak ta zaczęła płakać. Z jednej strony odczuwała
przykrość i wstyd, jednak z drugiej coś jej podpowiedziało: Uderz
jeszcze raz!
To prawdopodobne, że Linny czuła wobec niej to samo. Pewnie
przeszkadzała jej świadomość siły Meg. Przecież stosunek Margaret do
silniejszych od niej był taki sam. Wszystko to było zbyt skomplikowane
i przypominało błędne koło.
Przez resztę dnia Meg czuła się dziwnie. Była nadzwyczaj cicha na
lekcjach, a nawet w czasie lunchu uchylała się od komentarzy na temat
szpinaku. Jej myśli zaprzątały wspomnienia o okrutnych i
niesprawiedliwych wydarzeniach, których była uczestnikiem i do
udziału w których zmusiła innych. Wiedziała, że to wszystko dotyczy jej
bezpośrednio. Musiała wreszcie zacząć o tym myśleć i przestać
odkładać to na pózniej.
Wczoraj Jack usiłował nauczyć ich wszystkich strzelać kamieniami
ze swojej procy. Mieli założyć klub i ułożyć jego statut, ale Micky
przeziębił się i nie mógł być obecny. Przysłał Danniego, żeby ten
poprosił Jacka o odłożenie tego na pózniej. Stąd to strzelanie.
Jack był cierpliwy, mimo że nikomu nie udało się trafić do celu.
Strzel do mewy! Powiedziałeś, że potrafisz. Poprosił Giovanni.
Tak, zrób to! Danny klasnął w brudne dłonie.
Jack zauważył ptaka szybującego nad skałami, wziął go na cel i
wystrzelił. Mewa upadła na piasek. Była jeszcze żywa, miała otwarte
wystraszone oczy. Jack szybko zbiegł na dół i skręcił jej kark. Meg
zapamiętała to drobne szare ciało i jasne szczupłe dłonie, które je
schwyciły. Chciała krzyknąć: Nie, nie rób tego! Poczuła w sobie jakiś
52
RS
dziwny smutek, którego nie była w stanie znieść. Usłyszała swój własny
śmiech.
Kurczę, Jack! Zwietnie, za pierwszym razem! Widzieliście, jak
szybko spadała? Naokoło słychać było pochwały.
Jeszcze przed chwilą ptak był żywy i fruwał po niebie wśród swoich
braci. Teraz leżał martwy na brudnym piachu. Wydawało jej się, że
chłopcy czują triumf. Kiedy ich obserwowała, zauważyła, że ich twarze
płoną. Nawet Josh był podekscytowany i jego blade policzki zdołały się
zarumienić. Biorąc przykład z innych, wyrwała ptakowi kilka piór i
zamknęła oczy. Jack odszedł i odrzucił mewę daleko. Widziała, jak jej
głowa zwisa bezwładnie.
Myśląc o tym teraz, po pewnym czasie, poczuła się jak morderca. A
może panna Drew miała rację? Może lepiej było unikać ludzi, żyć sobie
samotnie. Bez konfliktów.
Czy ona sama mogła wybrać sobie matkę, ojca, Linny, ba, nawet
kuzynów i wujków? Wyobraziła sobie, że na przykład jej ojcem jest pan
Krane. Niezle, ale wówczas Ellen byłaby jej siostrą. Nie miałyby wtedy
szansy zostać przyjaciółkami. Owszem, siostry mogą się kochać
nawzajem, ale jest coÅ› w tej relacji, co czyni je wrogami.
Przyszedł czas deseru, a wraz z nim nagłe olśnienie. Rozwiązanie
całego problemu. Jak mogła o tym zapomnieć? Bóg! Oczywiście, to Bóg
jest za wszystko odpowiedzialny. On kręci tym błędnym kołem,
wszystko zaplanował. Poczuła się wolna od wszelkiej odpowiedzialności.
Powróciła myślami do zastrzelonej mewy: W końcu zrobili to, kiedy byli
głodni. Przemykali przez wysoką trawę krzycząc i podskakując, czuli
swoje ostre jak sztylety zęby, mieli prawo być bezlitośni Poczuła, że jej
uzębienie jest też o wiele ostrzejsze, szczególnie od niedzieli, kiedy
poprosiła o najbardziej niedopieczone, niemalże półsurowe plastry
pieczeni. Odsunęła deser z pogardą.
Nie chcesz? zdziwiła się Phrosso.
Czy kiedykolwiek słyszałaś, żeby jakiś jezdziec obżerał się
czekoladowym puddingiem? odparowała. A tak przy okazji Phross,
będziesz moim koniem?
Tak! Kiedy?
Po lunchu.
53
RS
Zarówno Phrosso, jak i Lauri chętnie przystały na odgrywanie
koni. Ellen i Meg miały poważanie w klasie i był to swego rodzaju
zaszczyt.
Zaciśnięte usta Lauri tworzyły wąską linię.
Dobrze! Musisz sobie wyobrazić, że jesteś dzikim koniem i nie
chcesz dać się ujarzmić! Zobacz Meg, jaki mój koń jest dziki!
Mój wali kopytami o ziemię! wrzasnęła Meg, podczas gdy
Phrosso przebierała nogami. Patrz, wskoczę na niego od razu.
O Boże jęknęła Phrosso, kiedy Meg usiadła jej na plecach.
Hej! Wcale nie chcesz, żebym na tobie jezdziła! Jesteś Arabem, w
dodatku ogierem!
Phrosso, w rzeczywistości ogromna i silna, podskakiwała w górę i
dół, unosząc Meg na swoich plecach.
Mój jest z Dzikiego Zachodu. Nigdy nie widział człowieka
krzyknęła Ellen.
Jakiego jest koloru? zapytała Meg.
Brązowy. Ma białą grzywę, fruwającą na wietrze. A twój?
Bladoniebieski z ogonem, który dotyka ziemi. Ellen, popatrz
jak poruszam kolanami! JadÄ™ na nim bez trzymania!
Ojej zmiażdżysz mi żebra! wrzasnęła Phrosso.
Muszę, jesteś zbyt silna i stajesz dęba!
Stań naprzeciwko mnie i zobacz, czy nozdrza Lauri parują
zawołała Ellen.
Dymią jak komin. A jak mój ogier?
Tak samo! odkrzyknęła Ellen.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]