[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiesz, gdzie jesteśmy, Ellie?
I nagle wspomnienie, które do tej pory drzemało w zakamarkach jej pamięci, powróciło z całą wyrazistością.
Rozdział 79
Kiedy ostatni raz patrzyła w te oczy, miała pięć lat, a on pochylał się nad białym bentleyem jej ojca. Samochód stał z podniesioną ma-
ską w cieniu wysokich palm. W jego dłoniach coś błysnęło, jakieś narzędzie. Zapytała ciekawie, co robi, i wówczas gwałtownie za-
trzasnął maskę. Z uśmiechem przyłożył palec do ust.
- Ciii... to tajemnica - szepnął, niespokojnie rozglądając się na boki, żeby się upewnić, czy nikt nie nadchodzi. Wziął ją za rączkę i
szybko odciÄ…gnÄ…Å‚ od samochodu. - To niespodzianka dla twojej mamusi. Tylko nikomu nic nie wypaplaj, dobrze?
Spojrzał na nią surowo. Przestraszona opuściła głowę. Nerwowo szurała nogami po ziemi.
- Nie powiem - bąknęła.
- Umiesz chyba dotrzymać tajemnicy?
- Pewnie! - zaperzyła się. - Nie powiedziałam nikomu, j akie dostaną prezenty na Gwiazdkę, chociaż pękałam z ochoty!
- Dzielna dziewczynka. Ale teraz musimy milczeć oboje, dobrze?
- Dobrze. - Wyrwała rękę z jego gorącej, silnej dłoni.
- Obiecaj.
- ObiecujÄ™.
- %7łe zachowasz tajemnicę aż do grobowej deski?
- Do grobowej deski.
W tym momencie parsknął śmiechem, jakby z żartu, którego nie rozumiała.
-A więc żegnaj, Ellie.- Puścił j ą, a ona pobiegła z powrotem do mamy w cień wysokich palm.
Teraz pamiętała wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami. Ojciec wznosił toast. W szklance z piwem odbijało się słońce, migotało
złotymi iskrami w jej oczach. Jak zwykle, śpiewał; - Wróć do Sorrento", jedną z ulubionych włoskich ballad. Ellie poszła śladem jego
spojrzenia; patrzył na mamę, w ich roześmianych oczach była miłość. Byli tacy szczęśliwi, we dwoje, i nagle poczuła, że nie należy
do ich magicznego świata.
Weszła pod stół. Wędrowała między butami ucztujących, aż znalazła drogie kowbojki z białej jaszczurczej skóry. Oplotła kolana mat-
ki rączkami i wspinała się do góry.
Romany uniosła obrus w biało-czerwoną kratkę.
- Więc tu jesteś - powiedziała. - Już się za tobą stęskniłam.
I w świecie Ellie wszystko już było jak trzeba.
Dopóki, godzinę pózniej, cały jej świat się nie zawalił.
Rozdział 80
Zabiłeś ich! - krzyknęła. - Uszkodziłeś hamulce w samochodzie. Buck potwierdził z kpiącym uśmiechem. Wreszcie jama.
- Kim ty jesteÅ›?
- Nie wiesz? Pozwól, że się przedstawię: Rory Duveen, twój przyrodni brat. Do usług.
Zaskoczył Ellie do tego stopnia, że nie wiedziała, co powiedzieć. Wiedziała, że jej tata był wcześniej żonaty, lecz nie miała pojęcia,
że miał syna.
- Rory był również moim ojcem. On miał wszystko, ja - nic. Kiedy oni nie stali mi na drodze, miałem wszystko odziedziczyć. A po
twojej śmierci byłbym jedynym spadkobiercą. Niestety musiałem czekać ponad dwadzieścia lat, żeby zrealizować mój plan.
Ellie odwróciła wzrok, niezdolna znieść lodowatego wyrazu jego oczu. Uśmiechał się dokładnie tak samo jak tamtej nocy w bibliote-
ce, kiedy próbował udusić babkę. W końcu mu się to udało. Na tę myśl zrobiło jej się niedobrze.
Jego twarzy wyrażała teraz coś innego. Dziwną tęsknotą, pragnienie.
- Nie musisz umierać, Ellie. Wiesz, że cię kocham. Mógłbym się tobą zaopiekować, byłabyś moją księżniczką. Moglibyśmy żyć ra-
zem jak w raju. Wystarczy, żebyś wypowiedziała jedno, jedyne słowo.
Podniosła głowę.
- A jak ono brzmi, Buck?
- Tak - szepnÄ…Å‚ cicho.
- Morderca! - cisnęła mu w twarz.
W jego oczach błysnęła złość, zanim odwrócił wzrok na wąwóz. Zacisnął pięści. Z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać. Ellie
wiedziała, że wydała na siebie wyrok śmierci.
Tatusiu, modliła się, wiem, że gdzieś tam na mnie czekasz. Spraw, żeby Bóg pokarał twego złego syna.
Z rozpaczą pomyślała o Danie, którego nigdy więcej nie zobaczy. Dan, szeptała bezgłośnie, nie mówiłam tego, ale mam nadzieję, że i
tak zrozumiesz. Kocham cię. Po prostu byłam zbyt zabiegana, za bardzo skoncentrowana na robieniu kariery, żeby sobie pozwolić na
miłość. Mam nadzieję, że o tym wiesz, że pomyślisz:  Ona mnie naprawdę kochała". Dan, Dan, przyjacielu...
Buck przekręcił kluczyk w stacyjce, a Ellie otworzyła oczy, by po raz ostatni zobaczyć błękit nieba.
Nagle samochód wrócił na szosę i ponownie gnali z góry z zawrotną szybkością, z piskiem opon.
%7łyła, bo Buck Duveen miał wobec niej inne plany.
Rozdział 81
Dan rzucił okiem na przyjaciela. - Chodzmy się przejść.
Noc była chłodna i ciemna, bezksiężycowa, lecz w centrum handlowym nadal kręciło się wiele osób: posilali się w restauracjach,
oglądali wystawy, rozmawiali ze znajomymi. Jako policjanci, automatycznie przeczesywali wzrokiem tłum, choć cały czas myśleli o
Bucku Duveenie. Doszli do promenady nad brzegiem, gdzie kręciło się wielu bezdomnych. Dan nawet ich nie zauważył i po raz
pierwszy w życiu im nie współczuł. Za bardzo sam cierpiał. Piatowsky milczał. Wyobrażał sobie, przez co przechodzi przyjaciel, a
nie mógł znalezć słów otuchy. Perspektywy na przyszłość były marne. Dan w kółko analizował to, co wiedzieli o Bucku Duveenie i
jego związku z Ellie. Buck pragnął zemsty, chciał dostać Journey 's End. Był na tyle szalony, że mógłby ją tam zabrać...
- Chodzmy - rzucił. Piatowsky spojrzał znużony.
- DokÄ…d tym razem?
- Do Journey's End. - Dan biegł. - Tam gdzie się wszystko zaczęło.
Rozdział 82
Kiedy zjechali z gór, Buck zatrzymał samochód, wziął Ellie na ręce i cisnął do bagażnika.
Odwróciła głowę, nie chcąc sprawiać mu przyjemności widokiem jej bólu i strachu.
Bez słowa zatrzasnął wieko.
Wróciła klaustrofobia. Ellie była w pułapce. Dusznej, ciasnej, ciemnej pułapce. Nie miała czym oddychać. Pot zalewał jej oczy, spły-
wał po plecach. Mocno zacisnęła powieki. Musi wziąć się w garść. Musi myśleć
Jechał bardzo szybko, obijała się o ściany na zakrętach. Nagle poczuła ostry ból i krew na ręku. Przez chwilę zastanawiała się, o co
się zraniła, zanim doszła do wniosku, że to nie ma znaczenia. Umrze i tak.
Ogarnęła ją wściekłość.
- Nie chcę umierać! Nie zgadzam się! -krzyczała. Może ktoś ją usłyszy, jest szansa, że zatrzyma się na światłach. Niestety, jej głos
bardzo szybko przeszedł w ochrypły szept.
Jęczała cichutko. Przez tyle lat była taka z siebie dumna, że jest silną, niezależną kobietą. A teraz... nie miała nawet siły krzyczeć.
- Ale nie umrę, nie umrę... - powtarzała sobie. Poruszała nogami, aż sznurek boleśnie wpił się w kostki.
Uspokoiła się. Krew ciągle spływała po ramieniu. Przypomniała sobie chłodny dotyk czegoś ostrego, który spowodował ranę. Zaczęła
szukać. Choć wygięta, w bardzo niewygodnej pozycji, nie dawała za wygraną.
Jej palce natrafiły na jakiś przedmiot za plecami. To łopata. Aopata, którą chciał jej wykopać grób.
Z płaczem pocierała skrępowanymi nadgarstkami o ostry brzeg. Nie obchodziło jej, że w ten sposób może sobie przeciąć żyły. Lepiej
umrzeć w ten sposób, niż poczuć jego dłonie na szyi, poczuć, jak ją dusi, gwałci... Ból w barkach był nie do wytrzymania, ale tarła
coraz mocniej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire