[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sadze, doktorze Stanton, ze ludzie w panskim zawodzie - zreszta w kazdym zawodzie -
zrobia wszystko, aby tylko nie wyjsc na glupcow. A wlasnie glupcami czyni ich teoria mego
ojca. Przerazili sie jej, wiec ja odrzucili. Dlatego tu jestem, doktorze Stanton. Aby im
pokazac, ze sie mylili. Aby to udowodnic swiatu. Aby teoria mojego ojca nadal zyla.
Reilly pokrecil glowa. Trudno mu bylo sledzic tok jej wypowiedzi.
-Ale, Brenno - mowil nieskladnie. - Cholera. To znaczy, chodzi mi o to, ze gdyby wiedzial,
twoj ojciec nie chcialby, zebys grzebala sie w takiej groznej i niewyjasnionej choro...
-Pewnie, ze nie - przerwala mu niecierpliwie. - Ale ktos musi to zrobic, prawda? Wiec
dlaczego nie ja? Bo jestem kobieta? Doktorze Stanton, chyba juz w czasie naszego
pierwszego spotkania udowodnilam, ze kobiety sa rownie zdolne jak mezczyzni do leczenia
chorych. Mozemy takze prowadzic badania nad tepieniem zakaznej choroby. Zgodzi sie
pan?
Brenna nigdy sie nie dowiedziala, czy Reilly sie z tym zgadzal. Bo wlasnie wtedy dal sie
slyszec odglos krokow, a sekunde pozniej w drzwiach sali balowej stanal lord Glendenning.
-Brenna?! - zawolal. A potem jego wzrok przywykl do slabego swiatla stojacego na
fortepianie kandelabru. - Ach, tu jestes. Ze Stantonem, jak widze.
Brenna spojrzala na hrabiego, a potem na Reilly'ego.
-Tak - odparla.
-Przypuszczam - powiedzial hrabia posepnym tonem - ze wciaz jestes na mnie zla.
Brenna wzruszyla ramionami. Doprawdy, wydarzenia tego wieczoru stanowily dla niej
ciezka probe.
-Nie mam ochoty przebywac w towarzystwie jego lordowskiej mosci - odparla.
-Tak tez sadzilem. Wobec tego przypuszczam, ze Stanton odwiezie cie do domu.
-Potrafie sama wrocic do domu. Wiec jesli panowie wybacza...
-Nie!
Obydwaj mezczyzni zgodnie zagrodzili jej droge.
-Odwioze pania - szybko powiedzial Reilly. - Faetonem.
-To moj faeton - zaprotestowal Glendenning. - Pojedziesz ze mna.
Brenna spogladal to na jednego, to na drugiego. Nie wiedziala, ktorym z nich bardziej w tej
chwili gardzila. Lordem Glendenningiem za to, ze ja skompromitowal w obecnosci pastora i
jego zony, czy Reillym Stantonem za to, ze...
Wlasciwie nie bardzo wiedziala, za co jest zla na Reilly'ego Stantona. Wiedziala tylko tyle,
ze przez niego po raz pierwszy w zyciu poczula sie niepewna siebie i swoich celow. A
przeciez owe cele byly godne podziwu i warte zachodu. Moze dziewczeta w jej wieku nie
zawracaly sobie glowy zaspokajaniem ciekawosci, dazeniem do wiedzy i zbieraniem
dowodow, potwierdzajacych naukowa teorie.
Z drugiej strony, dzieki pocalunkom Reilly'ego Stantona zaczynala dostrzegac, ze tajemnice
serca moga byc rownie zajmujace jak tajemnice nauki.
Zaczela rowniez podejrzewac, ze rozwiazywanie tych ostatnich moze byc nie mniej
satysfakcjonujace.
Jednakze pozostawalo faktem, ze wciaz miala zadanie do wykonania - niezwykle istotne
zadanie - i nie mogla pozwolic, aby przeszkodzilo jej w tym uczucie do Reilly'ego Stantona
lub cokolwiek innego.
Totez odparla tonem nieco opryskliwym:
-Mozecie mnie odwiezc obydwaj, panowie. I, ku jej wielkiemu strapieniu, tak sie stalo.
16
-Juz niedaleko - zapewnilo go dziecko.Reilly Stanton skinal glowa. Sluchal go w
roztargnieniu. Cala uwage skupil na rozmyslaniu o Brennie Donnegal.
Niestety, ostatnio zdarzalo mu sie to bardzo czesto. Brenna Donnegal byla stale obecna w
jego myslach. Albo dlatego ze, jak mu to obiecala, przysylala mu swoich pacjentow, albo
dlatego ze Reilly spostrzegal cos, co mu o niej przypomnialo; a zdarzalo sie to nad wyraz
czesto.
Co wiecej, przypominalo mu o niej bardzo wiele rzeczy. I to nie tylko takie, ktore
rzeczywiscie sie z nia wiazaly, jak bable, czyraki, wszystko, co wymagalo masci, ropiejace
rany.
Takze skowronki, krazace na niebie, pierwiosnek, wyrastajacy spomiedzy kamieni. Skad u
mnie taki rzewny sentymentalizm? - zastanawial sie. I to w stosunku do kobiety, ktorej nie
lubil, pomimo ze odczuwal do niej calkiem niewytlumaczalny pociag fizyczny.
Kiedy zupa, ktora postawil na ogniu, zaczynala bulgotac albo gdy znajdowal przyczepione
do skarpetek rzepy, takze myslal o Brennie Donnegal. Wyobrazal sobie jej twarz,
spogladajac wieczorami w ogien na kominku oraz wtedy, gdy budzil sie rankiem i widzial
swiatlo sloneczne, wpadajace przez okno do pokoju.
Prawde powiedziawszy, bezustannie myslal o Brennie Donnegal.
Ale, tlumaczyl sobie, w zaistnialych okolicznosciach jest to calkowicie naturalne. Czyz nie
doszedl w koncu do wniosku, ze Christine byla dla niego nieodpowiednia? W jego sercu
powstala pustka, wymagajaca wypelnienia.
Zdawal sobie sprawe, ze powrociwszy do Londynu, szybko zapelnilby te pustke. Miasto, w
przeciwienstwie do tej przekletej skalistej wysepki, pelne bylo atrakcyjnych i wolnych
mlodych kobiet. A teraz, gdy juz nie dbal o to, co o nim mysli Christine, moglby smialo
wrocic do domu.
Wiec dlaczego nie zbieral sie do wyjazdu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]