[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sę, pomyślał z goryczą. Zarazem zwrócił uwagę
na dziwną analogię. Samancie bardzo zależało, by
udowodnić swemu ojcu, jak wiele jest warta, i tak
samo Teague zabiegał o jej aprobatę.
- Dobrze ci zapłacę - dodała.
Poczuł się okropnie. Zatem był dla niej tylko
środkiem do celu, zwykłym budowlańcem. Skoro
tak, to...
Uśmiechnął się do siebie. Oto nadarzała się
niepowtarzalna okazja, by utrzeć Samancie Stone
nosa i odebrać jej coś, co było dla niej ważne.
Przyjmie to zlecenie i ustawi pracÄ™ ekipy tak, by
niemal wyrobiła się w terminie. W dniu odbioru
fundamentów pracownicy rozejdą się do innych
zadań, które zresztą bardziej im odpowiadają.
Wszyscy będą zadowoleni... poza Samantą. Ona
zaś dostanie to, na co zasłużyła dawno temu, a
Teague postara się, by dowiedziała się, że wszyst-
ko poszło zgodnie z jego planem.
- OK, przyjmuję twoją propozycję - zgodził
siÄ™ wreszcie.
Westchnęła z ulgą i uśmiechnęła się promien-
nie, czym kompletnie zbiła go z tropu. Wyciąg-
nęła ku niemu dłoń. Przyglądał się przez chwilę
S
R
starannie pomalowanym paznokciom, aż wreszcie
uścisnął jej rękę. Dotykając miękkiej, delikatnej
skóry, poczuł, jak przebiega mu po plecach
dreszcz, niewątpliwie związany z triumfem, któ-
rego się spodziewał w niedługim czasie.
Dobrze ci zapłacę". Powtarzał te słowa w my-
ślach jak mantrę, która miała go uchronić przed
wpadnięciem po raz kolejny w sidła Samanty.
Tym razem to on będzie kontrolować sytuację.
Wyprostował się i spojrzał jej prosto w oczy.
- Tak, Samanto, pomyślał z satysfakcją. Dobrze
mi zapłacisz. Nawet nie wiesz, jak dobrze...
S
R
ROZDZIAA PITY
Zbliżając się do placu budowy, Samanta za-
słoniła dłonią usta, starając się ukryć ziewanie.
Była podenerwowana i zmęczona, ponieważ pra-
wie przez całą noc nie spała. Chciała złożyć pro-
blemy ze snem na karb niepokoju o projekt, jed-
nak w głębi serca doskonale wiedziała, że to per-
spektywa ponownego spotkania z Teague'em nie
dawała jej zmrużyć oka.
Poprzedniego wieczoru opuściła bar chwilę po
tym, jak Teague przyjął jej propozycję, tłumacząc
się przed sobą, że nie chce dać mu okazji do
zmiany zdania. Tak naprawdę jednak pragnęła za
wszelką cenę uniknąć rozmowy, zaczynającej się
od pytania:
- A co się u ciebie działo po maturze?
Im mniej wiedziała o jego prywatnym życiu,
tym lepiej. Gdy uścisnęli sobie dłonie, przez myśl
przemknęło jej, że właśnie zawarła pakt z diab-
łem, ale była gotowa uczynić wszystko, co w jej
S
R
mocy, aby budynek biblioteki wyrósł ponad fun-
damenty ku przejrzystemu niebu. Oczywiście
zdawała sobie sprawę, że praca u boku mężczyz-
ny, który kiedyś tak bardzo namieszał jej w gło-
wie, będzie trudnym zadaniem, jednak była goto-
wa nawet przejść boso po rozgrzanych węglach,
gdyby zaszła taka konieczność.
Mimo że był dopiero ranek, na budowie pano-
wał porządek. Chaos poprzedniego dnia znikł bez
śladu. Robotnicy podzieleni zostali na brygady
precyzyjnie rozmieszczone na placu. Nie uszło jej
uwagi, że wykopany przez Teague'a rów nie zo-
stał zasypany, choć przecież wydała takie pole-
cenie. Trochę ją to zirytowało, więc ze zmarsz-
czonym czołem rozejrzała się w poszukiwaniu
kierownika budowy. Szybko go wypatrzyła, po-
nieważ wyróżniał się wzrostem i sylwetką spośród
pozostałych pracowników. Wskazywał właśnie
operatorowi koparki miejsce, w którym powinien
zacząć kopać. Na widok Teague'a jej serce zabiło
mocniej, ale uznała, że ze względu na incydent
sprzed lat miała prawo do takich reakcji.
Obok niego znów siedział czekoladowy lab-
rador i pilnie śledził każdy ruch swego pana. Gdy
Teague odwrócił się, zetknął się wzrokiem z Sam-
my. Wyczuła intensywność jego spojrzenia, zu-
pełnie jakby chciał zobaczyć, co znajdowało się
pod jej bawełnianymi spodniami i błękitną bluzką.
Wreszcie ubrała się odpowiednio do miejsca pra-
cy, włożyła ciężkie, sznurowane półbuty, zaś wło-
sy zebrała w kucyk.
S
R
Przemierzając teren budowy, była świadoma
towarzyszących jej szeptów i pomruków. Nie było
w tym nic dziwnego, biorÄ…c pod uwagÄ™, jak wy-
glądała poprzedniego dnia po wylądowaniu w
błocie. Szczególnie intrygujący musiał być fakt,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]