[ Pobierz całość w formacie PDF ]
droga, musimy podać kolację. Zobaczymy, czy nasze pieczone ziemniaki są już gotowe.
Nie chciałbym, abyś poszła dzisiaj zbyt pózno spać, bo wiesz przecież, że jutro czeka nas
bardzo ważny dzień. A wiesz dlaczego?
- Wiem, wiem - pisnęła Bobbie. - Jutro są moje urodziny! - Mała zaczęła znowu klaskać z
radości w rączki.
Jeanie złowiła spojrzenie Warda, które przyprawiło ją o gęsią skórkę. Jak poradzi sobie w
te wszystkie weekendy, które teraz nadejdą? Bez koń-
ca powtarzała to pytanie, zapatrzona w płomienie tańczące w kominku. Ale może jednak
nie wszystko jest jeszcze stracone, może to dopiero początek, może coś z tego wyniknie?
Usiadła na sofie, nagle bardzo spięta i zakłopotana. Może gdy przestaną razem pracować,
jakimś cudem uda jej się sprawić, że Ward dostrzeże w niej kobietę? Może... To tylko
marzenia, bzdury, wciąż te same mrzonki. Nie powinnam wyciągać zbyt pochopnych
wniosków z tego, że mnie pocałował, ganiła się w duchu, a i wino zrobiło swoje. Wiedziała
nazbyt dobrze, że stałe związki i trwałe zobowiązania nie były w jego stylu. Czy liczyła na
to, że tych kilka pieszczot odmieni Warda? Czy była aż tak naiwna? Przecież wtedy, gdy
siedzieli przed domem w samochodzie, wyjaśnił jej swój punkt widzenia. Kobiety, z
którymi się spotykałem, wiedziały o wszystkim od początku". Teraz te słowa jeszcze
bardziej ją raniły, miały jakby większą moc. Powiedział też, że gdy tylko coś w związku
zaczynało się psuć, natychmiast odchodził. No właśnie, czy to mogło pozostawiać jeszcze
jakieś wątpliwości? Z drugiej jednak strony powiedział także, że gdyby skończyła z tym
mężczyzną, mogłaby znalezć kogoś, kto ją szczerze pokocha. A potem ją pocałował... Czy
chciał jej w ten sposób coś udowodnić? W zasadzie takie postępowanie było jak
najbardziej w stylu Warda, pomyślała z goryczą. Jakie to pro-
ste i mało atrakcyjne rozwiązanie. Wypiła ostatni łyk wina i raz jeszcze spojrzała na
tańczące płomienie. Była przecież kobietą z krwi i kości i bezgranicznie irytowało ją
zachowanie i postępowanie Warda. Może i chciał dla niej dobrze, lecz nie potrzebowała
litości ani lekcji poglądowych. A może jednak jego pocałunki znaczyły coś więcej? Ech,
miała dosyć tego wszystkiego, tego całego filozofowania i natrętnych pytań. Gdy zjedzą
kolację, pójdzie prosto do swojego pokoju, a gdy Ward wróci od Moniki ze szpitala, ona
będzie już spała. Musiała trochę przystopować, odpocząć, aby odzyskać równowagę.
Czuła, że dziś jej umysł nie należał do niej. Kochała Warda i była przekonana, że to
uczucie przetrwa wszystkie burze, ale jednocześnie miała go za najbardziej wkurzającego i
aroganckiego faceta na całej kuli ziemskiej.
ROZDZIAA SIDMY
Osiem godzin snu dokonało niemal cudu. Obudziły ją radosne popiskiwania z pokoju
Bobbie, który sąsiadował z pokojem gościnnym. Wreszcie czuła się znowu sobą,
wypoczęta i zadowolona, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
Nagle drzwi jej sypialni otworzyły się i ukazała się w nich główka małej. Gdy tylko Bobbie
zobaczyła, że Jeanie już nie śpi, natychmiast zawołała:
- Jeanie, chodz obejrzeć mojego chomika. Jest taki słodziutki, ubóstwiam go, naprawdę!
- A jest taki, o jakim marzyłaś? - zapytała Jeanie, "siadając na łóżku i przeciągając się.
W odpowiedzi usłyszała tylko przeciągły pisk.
Wczoraj wieczorem, kiedy Bobbie już zasnęła, Ward wstawił do pokoju córeczki klatkę z
chomikiem. Jeanie, jako osoba dopuszczona do udziału w spisku, dobrze wiedziała, jak
wygląda chomik. Oczywiście nie zamierzała przyznawać się do tego przed Bobbie.
Siedziała jeszcze chwilę na łóżku i przypatry-
wała się temu malutkiemu, uroczemu aniołkowi. Ogarniała ją autentyczna zgroza, gdy
uświadamiała sobie, ile ta krucha istotka musiała już w swoim krótkim życiu przejść. To
był przerażający bilans: straciła matkę, zanim zdążyła ją poznać, przeszła przez
niekończący się koszmar operacji i zabiegów, cierpiąc przy tym okropne katusze... Boże,
jaki los bywa niesprawiedliwy, pomyślała i do jej oczu napłynęły łzy. Skąd ten aniołek
miał w sobie tyle radości?
Nie chciała, żeby mała martwiła się jej nagłą zmianą nastroju, ale na szczęście
dziewczynka wybiegła z pokoju i Jeanie miała krótką chwilę, by się pozbierać, zapanować
nad emocjami. Jakoś udało się jej powstrzymać łzy, tak samo jak wczoraj wieczorem...
Ward dostrzegł wtedy jej reakcję, pogładził ją po policzku i zapytał:
- Stało się coś, że tak posmutniałaś? Pamięta dobrze, jak zadrżała.
- Musisz być z niej bardzo dumny, Ward. Tyle przeszła, a jest taka dzielna i taka urocza -
odparła cicho.
- To prawda - odpowiedział, nie odrywając od niej oczu. - Bobbie jest dla mnie wszystkim.
Tak jak kiedyś jej matka, pomyślała w duchu i natychmiast zesztywniała.
- Dziękuję, że pozwoliłeś mi dzielić z wami tę radosną chwilę, ten szczególny moment. Nie
chciałabym cię zatrzymywać, pewnie spieszysz się do szpitala, by odwiedzić Monikę.
Poza tym jest jeszcze sporo rzeczy do zrobienia. Mam nadzieję, że to będzie udane
przyjęcie - powiedziała, szybko się wycofując. Odwróciła się i rzuciła jeszcze przez ramię:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]