[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Prawdę mówiąc, przyszłam tu z zamiarem przegrania fortuny.
- Następnym razem też zasiądę z zamiarem przegrania. Może wtedy mnie również
szczęście dopisze?
Hrabina wbiła wzrok w Lance'a; przyglądała mu się z wyraznym zainteresowaniem.
Ku swemu zdumieniu Foxy poczuła ukłucie zazdrości.
- Sprawia pan wrażenie, jakby mnie znał... Można wiedzieć, z kim mam przyjemność?
Lance dokonał prezentacji.
- Hrabino, przedstawiam pani Cynthię Fox... Foxy uścisnęła wyciągniętą dłoń. Dłoń
może była mała i krucha, lecz z zielonych oczu emanowała siła.
- Kochanie, jest pani śliczna, młoda i pełna wdzięku... - hrabina uśmiechnęła się,
ukazując rząd idealnie białych zębów - ale jeszcze dziesięć lat temu zdołałabym odbić pani
kawalera. Proszę nigdy nie ufać kobietom doświadczonym. - Po chwili skupiła uwagę na
Lansie. - A pan, młody człowieku, jak się nazywa?
- Lance Matthews, hrabino. - Uniósł jej rękę do ust. - To dla mnie zaszczyt móc panią
poznać.
- Matthews? - Zmrużyła oczy. - No tak, oczywiście! To samo bezczelne spojrzenie, ta
sama rycerskość! - Parsknęła dzwięcznym śmiechem. - Dobrze znałam pańskiego dziadka.
Można powiedzieć, że bardzo dobrze. Jesteście do siebie szalenie podobni. Nawet, Lancelocie
Matthews, został pan nazwany na jego cześć.
- To prawda - przyznał Lance, czując do hrabiny instynktowną sympatię. -
Uwielbiałem dziadka.
- Ja również. Dwa lata temu spotkałam na Martynice pańską ciotkę Phoebe. Co za
straszna nudziara.
- Całkowicie się z panią zgadzam, hrabino. Kobieta ponownie przeniosła wzrok na
Foxy.
- Miej się na baczności, moja miła. Podejrzewam, że młody Lancelot to taki sam
ladaco jak jego dziadek.
Zacisnęła dłoń na ręce dziewczyny.
- Och, jak ja pani zazdroszczÄ™!
Po tych słowach odwróciła się i dumnym krokiem oddaliła. Wielka drobna postać w
czerwieni.
- Co za niesamowita kobieta - powiedziała Foxy, uśmiechając się rzewnie do Lance'a.
- Myślisz, że twój dziadek się w niej kochał?
- Tak. - Lance dał dyskretnie krupierowi znak, że kończą grę. - Przeżyli płomienny
romans. Rodzina do dziś udaje, że nic takiego nie miało miejsca. Sprawę komplikowało to, że
oboje nie byli wolni. Dziadek błagał Francescę, żeby zostawiła męża i zamieszkała z nim na
południu Francji.
- Skąd to wiesz? - spytała zaintrygowana, nawet nie protestując, kiedy Lance
odciągnął ją od stołu.
- Od dziadka. - Zarzucił Foxy szal na ramiona. - Kiedyś mi powiedział, że to była
największa miłość w jego życiu. Największa i jedyna. Zmarł w wieku siedemdziesięciu kilku
lat. Podejrzewam, że nawet dzień przed śmiercią gotów byłby rzucić wszystko, żeby tylko
zamieszkać z Francescą.
Szli razem przez dużą salę, nieświadomi pełnych zachwytu spojrzeń kierowanych w
ich stronę; a rzeczywiście stanowili atrakcyjną parę: zgrabna rudowłosa dziewczyna i wysoki,
przystojny brunet.
- Jakie to smutne. - Foxy westchnęła cicho. - Z drugiej strony współczuję twojej
babce. Ciężko żyć, wiedząc, że mąż kocha inną kobietę.
- Ależ z ciebie niepoprawna romantyczka! - roześmiał się Lance. - Moja babka
pochodzi z bostońskich Winslowów. Wyszła za dziadka z rozsądku, urodziła mu dwójkę
dzieci, namiętnie grywała w brydża. Uważała, że miłość jest czymś niehigienicznym, w sam
raz dla plebsu.
- %7Å‚artujesz, prawda?
- Nie do końca.
- Och nie, nie łap taksówki. - Powstrzymała go, po czym spojrzała na rozgwieżdżone
niebo. - Jest tak ładnie. - Uśmiechając się, wzięła go pod rękę. - Hotel jest niedaleko,
przejdzmy siÄ™.
Ruszyli przed siebie. Foxy czuła się tak, jakby unosiła się parę centymetrów nad
ziemią. Od szampana kręciło się jej w głowie. Zapomniała o przestrodze hrabiny; nie tylko
nie miała się na baczności, ale była całkowicie odprężona. Na niebie świecił wąski rożek
księżyca, wokół niego migotały gwiazdy, w powietrzu unosił się zapach kwiatów...
- Wiesz co? - Puściła rękę Lance'a. - Uwielbiam palmy. - Zmiejąc się wesoło,
pogładziła gruby, prosty pień. - Kiedy byłam mała, marzyłam o tym, żeby posadzić jedną w
ogrodzie za domem. Ale palmy kiepsko rosną w Indianie. Musiałam się zadowolić sosną.
- Nie wiedziałem, że się interesujesz botaniką.
- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - Przystanąwszy, oparła się o nabrzeżny murek i
przez moment spoglądała w milczeniu na ciemne morze. - Kiedy miałam osiem lat, chciałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire