[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kocha.
Znów zaburczało jej w brzuchu i naraz poczuła spły-
wającą po nogach ciepłą strugę. Wstrzymała oddech,
zacisnęła mocno uda i złapała się za brzuch. Boże, to
chyba nie mogły być wody płodowe! Do terminu porodu
brakowało jeszcze dwóch miesięcy.
Z trudem podeszła do szafki, usiadła i podciągnęła
sukienkę. Uda miała czerwone od krwi. Otworzyła usta,
ale głos zamarł jej w gardle. Co się dzieje? Czyżby miała
stracić dziecko? Dlaczego krwawi, choć nie czuje żad-
nego bólu?
- Joy! - udało jej się wreszcie zawołać. - Joy, chodz
tu szybko!
Drzwi otworzyły się z rozmachem i do środka wpa-
dła Joy, a tuż za nią Martha Jean.
- Co się dzieje? - zapytały jednogłośnie.
- KrwawiÄ™.
Joy pochwyciła ją za ramię.
- Bez paniki. Uspokój się. - Spojrzała na Marthę
Jean. - Zadzwoń do doktora Meyersa i powiedz mu, że
Blythe mocno krwawi i że wiozę ją do szpitala. Potem
zadzwoń do Adama i powiedz, żeby tam przyjechał. Ale
spróbuj go nie przestraszyć.
- Czy mam ci pomóc doprowadzić Blythe do samo-
chodu?
- Nie, dam sobie radę. Idz po telefon. - Joy otoczyła
Blythe ramieniem i pomogła jej wstać. - Czy możesz
iść?
- Tak, nic mnie nie boli. Tylko to krwawienie. - Bly-
S
R
the spojrzała na pobladłą z lęku twarz przyjaciółki. -
Nie mogę stracić tego dziecka. Nie masz pojęcia, ile
ono dla nas znaczy. Dla mnie - i dla Adama.
Joy wyprowadziła ją z łazienki. Martha Jean, z bez-
przewodowym telefonem w ręku, wyszła z nimi na ze-
wnątrz na chłodny lutowy poranek.
- Tak, dobrze. Powiem jej. - Oderwała się od słu-
chawki i zwróciła do Blythe, siedzącej już na fotelu pasa-
żera: - Doktor Meyers będzie na was czekał w szpitalu.
- Zadzwoń teraz do Adama - poprosiła Blythe.
Martha Jean wystukała numer Wyatt Construction.
Telefon odebrała sekretarka Adama.
- Proszę powtórzyć panu Wyattowi, żeby jak naj-
szybciej przyjechał do szpitala Decatur General. Jest tam
jego żona.
Adam wpadł do szpitala jak barbarzyńca, warcząc,
pokrzykując i potrącając wszystko, co stanęło mu na
drodze. Na korytarzu zauważył Joy z twarzą pokrytą
śladami łez.
- Jak się czuje Blythe? - wydyszał.
- Na razie dobrze.
- Gdzie ona jest?
Joy wskazała wzrokiem najbliższe drzwi i widząc,
że Adam chce tam od razu wtargnąć, pochwyciła go za
rękę.
- Jest tam teraz doktor Meyers.
- Muszę ją zobaczyć.
- Uspokój się. W niczym nie pomożesz Blythe, jeśli
S
R
wejdziesz tam w takim stanie.
- Co się, do diabła, stało? Przecież dobrze się czuła,
nie było żadnych problemów - jęknął Adam, opierając
się całym ciałem o framugę drzwi.
Joy pogładziła go po ramieniu.
- Nie mam pojęcia. Po prostu zaczęła krwawić.
Adam gwałtownie podniósł głowę i napotkał jej
wzrok.
- Bardzo krwawiła?
- Dość mocno - przyznała Joy.
Adam pochwycił ją za ramię.
- Nie mogę tu tak po prostu stać i czekać, nie wie-
dzÄ…c, co siÄ™ dzieje.
Chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Najpierw zoba-
czył doktora Meyersa, który stal u stóp łóżka i zasłaniał
mu Blythe.
- Proszę wejść - powiedział lekarz do Adama. - Jest
pan jedyną osobą, którą ona chce widzieć.
Adam szybko podszedł do łóżka.
- Kochanie, jestem tutaj - rzekł, biorąc żonę za rękę.
Na tle pościeli wydawała się drobna i blada. Makijaż
miała rozmazany.
- Tak się bałam - uścisnęła jego dłoń. - Bałam się,
że stracę Elliotta. Nie mogę...
- Cicho, kochanie. Cicho. Nawet o tym nie myśl. Nic
złego nie stanie się ani tobie, ani jemu.
- U Blythe rozwinęło się przodujące łożysko - rzekł
doktor Meyers, zwracając się do Adama. - Wiem, że to
brzmi jak nazwa strasznej choroby, ale nie jest tak zle.
S
R
Rzecz w tym, że na tym etapie ciąży łożysko powinno
się już odsunąć od szyjki macicy, ono jednak nadal tam
jest i zasłania wyjście. Prawdę mówiąc, dotyka szyjki
i stąd właśnie wzięło się krwawienie.
- Czy to coś poważnego? - zapytała Blythe. - Czy
El... naszemu dziecku coÅ› grozi?
- To już trzydziesty drugi tydzień ciąży, więc gdyby
konieczne było cięcie cesarskie, dziecko prawdopodob-
nie by przeżyło - wyjaśnił doktor Meyers. - Ale zrobi-
my wszystko, co możliwe, by tego uniknąć. Niech jesz-
cze trochę podrośnie.
- Co można zrobić w tej sytuacji? - szepnęła Blythe,
przytulajÄ…c siÄ™ do Adama i czerpiÄ…c pociechÄ™ z jego
mocnych ramion.
- Będziesz musiała zostać w szpitalu przez kilka dni.
Musisz leżeć. Dostaniesz porcję żelaza i witaminę C.
Będziemy uważnie obserwować sytuację. Jeśli zajdzie
taka konieczność... jeśli krwawienie będzie się utrzymy-
wać, zrobimy transfuzję.
Blythe skinęła głową.
- Zgadzam się na wszystko, co będzie konieczne dla
dziecka.
- Czy istnieje tu jakieś niebezpieczeństwo dla Bly-
the? - zapytał Adam, gładząc żonę po plecach.
- W obecnych czasach dziewięćdziesiąt dziewięć
procent kobiet, u których rozwinęło się przodujące łoży-
sko, wychodzi z tego bez szwanku. Ich dzieci też -
uspokoił go lekarz. - Będziemy się dobrze opiekowali
Blythe i jeśli jej stan się poprawi, wypuścimy ją do domu
S
R
za jakiś tydzień. Oczywiście ma leżeć w łóżku. Ktoś
będzie musiał się nią opiekować przez dwadzieścia czte-
ry godziny na dobÄ™.
- Jeśli będzie mogła przebywać w domu, to ja się nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire