[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w stylu georgiańskim. Kominek był z okresu królowej Anny.
Wisiało nad nim wielkie lustro w bogato złoconej ramie.
Ozdobą salonu były też dwie panie, siedzące w fotelach
w stylu regencji. Przed nimi, na podręcznym stoliku, znajdo
wały się rozłożone karty do gry.
Doktor podszedł do babki i pochylił się nad nią, żeby ją
ucałować. Rysy miała surowe, ale do wnuka uśmiechnęła się
serdecznie.
- Titusie, kochanie. Cieszę się, że cię znowu widzę. Tak
rzadko bywasz w domu.
- Mój dom jest w Londynie - powiedział łagodnym gło
sem. - W każdym razie, gdy pracuję.
Tak, tak. Nie mam co do tego wątpliwości, że tamten
dom jest bardzo piękny. Ale ten, tutaj, to przecież rodzinna
siedziba. Czas już, Titusie, żebyś założył rodzinę.
Wnuk w odpowiedzi tylko się uśmiechnął i podszedł
do drugiej pani, żeby uścisnąć jej rękę. Panna Welling by
ła szczupłą kobietą, w bliżej nieokreślonym wieku, z ostrym
nosem, krótkowzrocznymi brązowymi oczami, z których wy
zierał jakiś niepokój. A przecież nie było podstaw do niego.
Traktowano ją w tej posiadłości uprzejmie, i wręcz z sercem
na dłoni.
Panna Welling uśmiechnęła się do doktora i dyplomatycz-
55
nie wyśliznęła się z salonu, mówiąc, że chce sprawdzić, czy
herbata będzie niebawem podana.
- Kochana istota - powiedziała pani Tavener. - Patrząc na
nią, ktoś mógłby przypuszczać, że ją bijam. Podejdz i usiądz,
i powiedz mi, co ostatnio porabiasz.
Doktor przysunął sobie fotel i zdał krótką relację ze swoich
ostatnich poczynań. Potem wypili herbatę i Titus zabrał psy
na spacer w zapadającym już zmroku. Gdy wrócił do domu,
zastał babkę samą.
- Panna Welling oświadczyła, że musi się zrobić na pięk
ną. Mamy więc co najmniej godzinę do dyspozycji, powiedz
zatem, co cię gnębi. Jesteś zupełnie jak ojciec. Im większy stał
przed nim problem, tym twarz miał bardziej nieprzeniknioną.
Czyżbyś się wreszcie zakochał?
- Nie, nie! Sądzę, że nigdy mi się to już nie przytrafi, tak,
żebym chciał się żenić. Ale mam rzeczywiście problem...
W krótkich słowach opowiedział babce o Arabelli. Mówił
głosem spokojnym i jakby bez osobistego zaangażowania. Na
koniec zapytał krótko:
- Czy masz, babciu, jakiś pomysł w tej sprawie?
- Wydaje mi się, że młoda kobieta podjęła się najbardziej
niestosownej dla siebie pracy. Zorganizowała sobie jednak
u was coś w rodzaju własnego domu, stała się niezależna
i może mieć przy sobie swoich ulubieńców. Poczucie bezpie
czeństwa życiowego jest dla niej na pewno bardzo ważne. To,
że tak nagle wpadła w biedę i została sama na świecie, mu
siało być dla niej prawdziwym szokiem. Nie wiem, czy byłaby
zachwycona, gdyby miała jeszcze raz zmieniać swe otoczenie
i warunki życiowe, nawet na być może stosowniejsze. A poza
tym, ty straciłbyś z nią kontakt. Czy ją lubisz?
- Tak, lubię. Zdumiewa mnie to, ale mamy wiele wspól
nego w patrzeniu na świat. Jest mało wymagająca jako osoba,
56
która komuś towarzyszy. I nigdy nie pozwala sobie na cierp
kie, złośliwe odezwania.
Pani Tavener postarała się ukryć uśmiech.
- Z twojej opowieści wnioskuję, że ta dziewczyna potrafi
pilnować swoich spraw, chociaż zgadzam się z tobą, iż prze
bywanie samotnie w nocy w tamtym domu nie może zachwy
cać. - Starsza pani popatrzyła na wnuka. - Obiecuję ci, mój
drogi, że popytam wśród znajomych i jeśli usłyszę o czymś
odpowiednim dla tej dziewczyny, zaraz ciÄ™ powiadomiÄ™. Czy
ma należytą prezencję?
- Tak... jest dobrze ubrana, ale chyba niezbyt modnie. Ma
dobre maniery. Nie jest pięknością, ma jednak ładne oczy...
powiem więcej, piękne oczy... i przyjemny głos.
Pani Tavener zastanowiła się nad odpowiedzią wnuka i zde
cydowała się nie komentować jej. W miejsce tego powiedziała:
- Wybieram się do Londynu w przyszłym tygodniu po
zakupy. Czy będziesz mógł mnie przenocować? Oczywiście
przyjedzie ze mną panna Welling. Obiecuję, że nie zrobimy ci
kłopotu.
- Przeciwnie, ogromnie się z tego cieszę. Czy będziesz
chciała pójść do teatru? Grają parę dobrych sztuk. Obawiam
się, że nie będzie mnie w domu przez cały dzień, ale postaram
się być wolny wieczorami.
- Do teatru wybiorę się z wielką przyjemnością. Na coś
romantycznego, z muzyką, jeśli to możliwe. Czy ścierpisz nas
przez trzy dni?
- Możecie być oczywiście dłużej, jeśli w Londynie spo
doba ci się, babciu. Wiesz doskonale, że zawsze się cieszę,
gdy przyjeżdżasz.
- Tak, kochanie. Wiem o tym. Przyjedziemy więc we wto
rek, a wrócimy tutaj w czwartek wieczorem. Butter zawiezie
nas i przywiezie. - Starsza pani chwilę się zastanawiała. -
57
Myślę, że także pani Butter może towarzyszyć nam w podró
ży. Powiem, aby przyjechał po nas w czwartek rano, wówczas
oboje będą mogli przejść się także po sklepach.
- Doskonały pomysł. Ustal, proszę, wszystkie szczegóły
z mojÄ… gospodyniÄ…, paniÄ… Turner.
- Bardzo dziękuję. Miałabym jeszcze prośbę, żebyś prze
badał pannę Welling, kiedy będziemy w Londynie. Przyślę ją
do twego gabinetu lekarskiego. Ona nie przyznaje siÄ™ do tego,
ale ja sądzę, że zle sypia.
- Tak, oczywiście. Powiem naszej recepcjonistce, żeby usta
liła z wami szczegóły wizyty na Wigmore Street.
W następnym tygodniu wszystko przebiegło zgodnie z pla
nem. Obie panie we wtorek zostały przywiezione do Londynu
i odwiedziły kilka renomowanych magazynów. Gdy zobaczyły
się w Małej Wenecji z Titusem, tego dnia wieczorem, powiedział
im, że ma bilety na musical. Sam widział go już i nie był szcze
gólnie zachwycony, ale w jego przeświadczeniu pewnie dlatego,
że oglądał go w towarzystwie córki przyjaciela, wyjątkowo nud
nej istoty, którą w zasadzie interesowało jedno: czy nie popsuła
się jej fryzura i czy nie zjadła kredki z ust?
Wizyta panny Welling została wyznaczona na następny
dzień, czyli na środę, mimo oporów ze strony babcinej towa
rzyszki. Utrzymywała, że czuje się doskonale i szkoda na nią
marnować drogocennego czasu doktora.
Zrodowy poranek był ponury i chłodny, padał również
drobny deszczyk. W wyniku tego pacjenci, którym Arabella
otwierała drzwi, byli w paskudnym nastroju. Na jej uprzejme
pozdrowienia odburkiwali coÅ› tylko albo zalewali jÄ… potokiem
skarg na cały świat. A na dodatek otrzepywali mokre parasole
nad jej wypolerowaną podłogą lub wręczali jej ociekające
58
wodą okrycia. Gdy więc znowu zadzwięczał dzwonek i sto
jąca w drzwiach starsza pani mile dziewczynę pozdrowiła,
było to dla niej ogromnym zaskoczeniem. Odpowiedziała
więc równie uprzejmym uśmiechem i słowem. Starszej pani
towarzyszyła młodsza od niej kobieta, z bolesnym wyrazem
twarzy. Arabella, domyślając się, że pacjentką jest ta druga
niewiasta, odebrała od niej płaszcz i wskazała drzwi gabinetu
doktora Tavenera. Starsza pani popchnęła lekko swą towarzy
szkę w tamtym kierunku i odezwała się:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]