[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wojownika. - A wy co, leniuchy? Prawie nic nie zrobiliście. Komendant Zark by
wam dał za takie obijanie. - Roześmiał się.
- Może dokończymy jutro. - Podeszła szybko do syna, wzięła go za rękę i
ruszyła naprzód. - Teraz musimy wrócić do domu i przygotować kolację.
- A nie moglibyśmy tylko...
- Nie, już robi się ciemno.
- Czy Mitch może do nas przyjść?
- Nie, nie może. - Obejrzała się przez ramię. - Nie dziś. Mitch położył rękę
na głowie Taza, żeby go zatrzymać w miejscu.
- Stój. Nie tym razem.
Spojrzał na śnieżny zamek. Budowla, która w każdej chwili mogła się
roztopić, zniknąć... Czy była symbolem tego, co działo się między nim i Hester?
Mitch zadumał się głęboko.
Nie miała jak przed nim się schować. Zresztą unikanie go byłoby głupią
dziecinadą. Rozumiała to, na prośbę syna schodząc do mieszkania Mitcha.
Przecież dzięki niemu rozwiązała wiele problemów. Mitch naprawdę lubił Radleya
i stał się dla chłopca pozytywnym wzorcem. Zapewniał mu towarzystwo i opiekę,
gdy ona była w pracy. Zajmował się jej synem szczerze i z oddaniem.
Lecz zarazem bardzo skomplikował jej życie. Powracały uczucia, z którymi
nieodwołalnie pożegnała się wiele lat temu. Hester uważała, że miłosne
uniesienia zdarzają się tylko ludziom bardzo młodym i patrzącym na życie z
wielkim optymizmem. A ona dawno straciła młodość i optymizm.
Od tamtej pory całkowicie poświęciła się Radleyowi. Zarabiała pieniądze,
była czułą, mądrą i zapobiegliwą matką, inwestowała w przyszłość chłopca. Robiła
wszystko, by jej syn nie odczuwał braku ojca. Wiedziała, że nie zrealizowała się
jako kobieta, jednak miłość Rada wynagradzała jej to z nawiązką. Na swój sposób
była szczęśliwa.
Lecz teraz pojawił się Mitch Dempsey i wywrócił wszystko do góry nogami.
Zebrała się w sobie i zapukała. Robię to tylko dla Radleya, pomyślała. Bo
mnie o to poprosił. Nie kryje się za tym nic więcej. Absolutnie nic!
Syn koniecznie chciał jej coś pokazać. Miała to ze sobą zabrać do swojego
bezpiecznego mieszkania.
Otworzył drzwi. Miał na sobie koszulkę z nadrukiem przedstawiającym
jakąś postać z komiksu i spodnie od dresu z dziurą na kolanie. Ręcznikiem wytarł
pot z twarzy.
- Chyba nie biegałeś w taką pogodę? - zapytała, zła, że w jej głosie
zabrzmiała troska.
- Nie.
Wziął ją za rękę i wciągnął do środka. Pachniała jak wiosna, do której było
jeszcze tak daleko. W granatowym kostiumie wyglądała profesjonalnie, a zarazem
w przewrotny sposób seksownie.
- Ciężarki - wyjaśnił.
Od chwili poznania Hester ćwiczył częściej, by rozładować tętniącą w nim
energiÄ™.
- Aha. - Wiedziała już, dlaczego jego ręce były bardzo silne. - Nie myślałam,
że się czymś takim zajmujesz.
- %7łe chcę być twardzielem? - Roześmiał się. - Nie, nie chcę. Chodzi tylko o
to, że gdybym nie ćwiczył, zamieniłbym się w szkielet obciągnięty skórą. -
Ponieważ Hester wyglądała na bardzo zdenerwowaną, nie mógł się powstrzymać i
wyciągnął ramię. - Chcesz pomacać moje bicepsy?
- Nie, dziękuję. - Trzymała ręce przy bokach. - Pan Rosen przysłał ten
pakiet. - Wydobyła spod pachy grubą teczkę. Pamiętaj, że sam o niego prosiłeś.
- Oczywiście. - Mitch wziął teczkę i rzucił ją na stertę czasopism. - Powiedz
mu, że przekażę te dokumenty.
- A zrobisz to? Uniósł brew.
- Zwykle dotrzymuję słowa.
Wierzyła mu. Lecz teraz nie to było ważne. Mitch obiecał, że wkrótce czeka
ich rozmowa. Była pewna, że i tym razem dotrzyma słowa, a ona nie widziała
sposobu, by się od tego wykręcić. No tak, ale to jeszcze nie dzisiaj.
- Radley zadzwonił do mnie i powiedział, że chce mi coś pokazać.
- Jest w pracowni. Napijesz siÄ™ kawy?
Powiedział to tak naturalnie, że prawie się zgodziła. Jednak refleks jej nie
zawiódł. Wyczuła podstęp.
- Dziękuję, ale nie mam czasu. Zabrałam trochę pracy do domu.
- Dobrze. Wejdz dalej, ja muszę się czegoś napić.
- Mamo! - Gdy tylko stanęła na progu pracowni, Radley przyskoczył i
chwycił ją za ręce. - Czy to nie wspaniałe? To najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek
dostałem!
Zaciągnął ją do małego stołu kreślarskiego.
To nie była zabawka. Hester zorientowała się od razu, że ma przed sobą
sprzęt najwyższej klasy, choć o rozmiarach dostosowanych do wzrostu dziecka.
Mały obrotowy stołek wyglądał na używany, jednak siedzenie pokrywała skóra.
Rad przypiął już papier milimetrowy. Korzystając z cyrkla i linijki, zaczął rysować
coś, co wyglądało jak projekt techniczny.
- To jest Mitcha?
- Było, ale powiedział, że mogę teraz z tego korzystać, jak długo zechcę.
Zobacz, robiÄ™ plan stacji kosmicznej. To jest maszynownia, a tam, i tutaj,
pomieszczenia mieszkalne. Mają jeszcze być cieplarnie do hodowli roślin, takie
jak na filmie, który obejrzałem z Mitchem. Pokazał mi, jak skalować według tych
kwadratów.
- Tak, widzę. - Przykucnęła. - Doskonałe. Wątpię, czy mają takie w NASA.
Zachichotał. Stwierdziła, że jest jednocześnie zadowolony i zakłopotany.
- Może zostanę inżynierem.
- Wybierzesz sobie zawód, jaki zechcesz. - Pocałowała go w skroń. - Jeśli
będziesz tak rysować, przestanę rozumieć, czym się zajmujesz. Wszystkie te
[ Pobierz całość w formacie PDF ]