[ Pobierz całość w formacie PDF ]
minut przyjechał radiowóz, a potem pan porucznik ze swoimi
ludzmi.
Czy pani nie zauważyła, koło waszych dzieci nie kręcił
się ostatnio ktoś nieznajomy? Mężczyzna lub kobieta?
Nie. Nie widziałam nikogo.
Młodsze chodzą do przedszkola?
Nie. Przed południem babcia je pilnuje. Bawią się na
dworze z dzieciakami sąsiadów. A jeżeli jest niepogoda, to
albo u nas w domu, albo w innym mieszkaniu. Na Grochowie
trudno o miejsca w przedszkolu.
Nigdzie w Warszawie nie jest łatwo zgodził się Ru-
szyński.
Na razie dziękujemy pani major zakończył przesłu-
chanie i proszę być spokojną. Synek na pewno się odnaj-
dzie.
Przed kilku miesiącami zginęło dziecko na Powiślu
Gumińska nie orientowała się, że major prowadzi i tamto
dochodzenie tyle czasu upłynęło, a chłopczyka do tej pory
nie odnaleziono.
130
Tam było blisko Wisły. Dziecko znajdowało się samo
na ulicy major nie wahał się w tak przewrotny sposób
pocieszyć matkę mogło dojść do brzegu i wpaść do wody.
To jest zupełnie inny wypadek. Tu wiemy, że dziecko żyje,
lecz zostało uprowadzone.
Ale czy nie porwali Kazia, żeby zamordować? pani
Julia znowu omal się nie rozpłakała. Na co komu takie
dziecko! Chyba Cyganom?
Ruszyński słysząc te słowa pomyślał, jak silnie w społe-
czeństwie, bez względu na jego poziom kulturalny, rozpo-
wszechniony jest mit o kradzieży dzieci przez Cyganów. Mit
nie mający żadnego uzasadnienia, w faktach.
Sądzę, że ktoś po prostu dopuścił się nieodpowiedzial-
nego żartu. Albo jacyś młodzi ludzie zrobili głupi zakład, że
potrafią być porywaczami. A Kazio, zdrowy, w najbliższym
czasie wróci do domu powiedział.
Ja także jestem pewien stwierdził major że
dziecko się odnajdzie.
Oby słowa panów się spełniły!
A teraz porozmawiamy z Tomaszem. Raz jeszcze
dziękujemy pani.
Julia Gumińska miała wielką ochotę asystować przy prze-
słuchaniu syna, w jej mniemaniu głównego sprawcy nieszczę-
ścia. Jednakże Kaczanowski tak ostentacyjnie oczekiwał jej
wyjścia z pokoju, że chcąc nie chcąc, przeszła do sąsiedniego.
No, Tomek, jak to było?
Tak, jak mamusia opowiedziała.
Graliście w piłkę nożną?
Tak.
Macie swoją stałą drużynę?
131
Jest nas kilkunastu chłopaków. Codziennie trenujemy.
Będziecie startowali w turnieju Gramy o złotą piłkę?
Nie. Nie dopuszczą nas. Jesteśmy za młodzi. Może za
dwa lata?
A jak się nazywacie?
Grochowskie orły .
Zwietna nazwa. Na jakiej pozycji grasz?
Ja? Na bramce.
A umiesz łapać dolne strzały?
No pewnie pochwalił się Tomek.
Nakrywką czy przez wybicie?
Nakrywka to moja specjalność. Mamy jeszcze jednego
bramkarza, Bolka, ale ja jestem lepszy. Jak gramy z Męcińską
lub z Kickiego, to zawsze ja stoję w bramce.
A z kim graliście dzisiaj?
Z chłopakami z Męcińskiej.
Dobrzy?
Dobrzy są, ale ich lejemy. Dzisiaj prowadziliśmy
dziewięć do siedmiu, kiedy mamusia przyszła i trzeba było
mecz przerwać.
Ten pan, co zabrał dzieciaki na przejażdżkę, przyglą-
dał się meczowi?
Chyba tak. Bo stał obok samochodu z dziesięć minut.
Dobrze widziałem, był niedaleko mojej bramki.
Samochód też widziałeś?
Tak. Jasna syrena .
Nowa?
Nie. Już dobrze podniszczona. Ma chyba ze cztery lata
albo i więcej.
Rejestrację widziałeś?
132
Numeru nie pamiętam. Ale zaczynała się na literę G .
Zapamiętałem, bo to jak moje nazwisko.
Województwo gdańskie dodał porucznik.
Samochód miał jakieś znaki szczególne?
Nie rozumiem?
No, może był uszkodzony? Wygięty błotnik albo
drzwi? Rdza na karoserii?
Końce błotników były pordzewiałe. To pamiętam do-
brze. Już wczoraj zauważyłem.
To ten pan był także wczoraj?
Był. Stanął dalej. Na brukowanym parkingu przed sta-
cją obsługi. A potem szedł piechotą w stronę Grochowskiej.
Przystanął i też patrzył, jak gramy w piłkę. Pochwalił, że
dobrze gramy.
Co więcej mówił?
Nic. Tylko nas chwalił.
Nie zaproponował nikomu przejażdżki?
Nie. Wtedy nie. Pewnie nie znał jeszcze drogi.
Teraz ja nie rozumiem przyznał major.
Omulewska jest jednokierunkowa wyjaśniał To-
mek. %7łeby wyjechać z powrotem na Grochowską, trzeba
zrobić koło. Przeszło półtora kilometra. A wyjeżdża się na
sąsiednią ulicę. Właśnie przed naszym domem. Ci, co o tym
wiedzą, zawsze chętnie podwożą dzieci, które czekają na taką
okazję.
To się zgadza przyznał porucznik auta muszą
objeżdżać kawał drogi.
Wyście prosili o podwiezienie?
Nie odpowiedział z dumą Tomasz. My jesteśmy
sportowcy. O przejażdżkę proszą maluchy.
A wtedy nie prosili?
Wczoraj było zimno i parę razy popadywało, to małe
133
dzieci zostały w domu. A my się zimna nie boimy. Gramy
nawet w mróz.
Słusznie pochwalił major trzeba trenować cały
rok. A przedtem tego pana z syreną nie widzieliście? Nie
przyjeżdżał na Omulewską?
Nie widziałem.
Dzisiaj dzieciaki go prosiły, aby je przewiózł?
Nie. On sam zaproponował.
Jak powiedział?
Zwyczajnie: Chcecie, dzieci, to was przewiozę w
kółko, bo muszę już jechać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]