[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na nie odpowiedzieć.
- Pragnę cię, Ross - potwierdziła i objęła go.
Dłonie Rossa ześlizgnęły się z jej ramion ku drobnym,
naprężonym piersiom.
- Czy to znaczy, że chcesz ze mną być? Przecież mówiłaś, że nie
chcesz się z nikim wiązać... czy to znaczy, że mogę...
Gdyby jeszcze panowała nad swoim ciałem, pewnie by
zaprzeczyła. Właściwie powinna była to zrobić. Wiedziała, że jeśli
teraz mu się odda, będzie to droga bez powrotu. Nie wyzwoli się już
nigdy. Będzie do niego należała na zawsze. A przecież w jego życiu
nie ma dla niej miejsca... przecież Ross chce być sam, jego samotność
jest samotnością z wyboru, strzeże swego prywatnego życia i nigdy
nie pozwoli, żeby ktoś zakłócał jego spokój.
- Ross, ja... - próbowała jeszcze się bronić,
- Kochanie, tak bardzo cię pragnę... wszystko będzie dobrze,
zobaczysz.
Czuła jego dłonie na swoim nagim ciele, które nagle przestawało
należeć do niej. Teraz Ross pocałunkami odkrywał wszystkie jego
sekrety. Odkrywał przed sobą i dla siebie, miejsca, które pod
dotykiem jego warg zaczynały pulsować własnym życiem,
niezależnie od jej osoby.
- Wiesz - odezwał się w pewnej chwili - jakie ty masz cudowne
pieprzyki, o tutaj, najcudowniejsze małe piegi,
Całował ją długo, tak jakby chciał obdarzyć miłością każdą małą
plamkę oddzielnie. Dotyk jego warg elektryzował Klarę; pieściła
dłońmi jego ciemne, gęste włosy, ruchami jednocześnie czułymi i
zaborczymi. Należał do niej.
Czuła jego wargi, jego język na swoim brzuchu, ręce zsuwające się
coraz niżej...
- Ross -jęknęła.
Wyślizgnęła się spod niego, zerwała ręcznik opasujący jego biodra
i z powrotem przylgnęła do niego.
98
RS
Czuła teraz na sobie każdy centymetr jego ciała, jego owłosiony
tors na napiętych sutkach piersi.
Spazmatycznym ruchem przyciągnął ją do siebie i zastygł w
bezruchu pozwalając, by teraz ona z kolei wyruszyła w podróż po
nie znanej krainie jego ciała. Badała je uważnie delikatnymi
pocałunkami. Niezbyt długo. Ciało Rossa nie poddawało się biernie
tym zabiegom.
- Klaro - wyszeptał - naprawdę bardzo chciałem, żeby to trwało
długo, bardzo długo, ale ja... ja już nie mogę... muszę cię mieć... teraz...
zaraz...
- Dobrze, Ross, dobrze, kochany... Był w niej, należała do niego.
- Teraz - szepnęła - teraz, proszę... Potem nagle zrobiło się
bardzo cicho.
- Klaro - westchnÄ…Å‚ Ross z twarzÄ… na jej piersi.
Znowu zapadła cisza. Trwała długo i Klara zrozumiała, że Ross
zasnął. Nieprzyjemne wspomnienie pojawiło się i znikło: Joe też
zasypiał, brał ją siłą, a potem spokojnie zapadał w sen, mocny sen
kogoś, kto jest sam na świecie.
Pomyliła się jednak. Ross rzeczywiście w niczym nie przypominał
Joe.
- To było cudowne - dobiegł ją jego głos, jakby z oddali. - Dla
mnie było cudowne, a dla ciebie?
- Dla mnie też - przytaknęła szczęśliwa, że jest z nią tutaj, po tej
stronie jawy.
Uniósł się lekko i spojrzał na nią. Był odmieniony do niepoznaki.
Wyglądał teraz jak młody chłopak, który po raz pierwszy pocałował
dziewczynÄ™.
- Teraz jesteś moja powiedział - należysz do mnie. Zostaniesz
ze mną, prawda? - dodał z nadzieją. - Nigdy mnie nie opuścisz?
Jego słowa obudziły w niej dawny lęk. Należysz do mnie".
Odnalazła w nich echo tamtych złych dni.
- Nie bój się - mówił dalej Ross. - Wiem, że nie chcesz się z nikim
wiązać ani wychodzić za mąż. Rozumiem cię i szanuję twoją decyzję.
Twoje małżeństwo było koszmarem, ja mam za sobą podobne
99
RS
doświadczenia, ale możemy przecież zostać kochankami.
Nie to chciała usłyszeć. Nie to mogło uśmierzyć jej obawy.
- Na jak długo? - zapytała.
- Jak długo zechcesz, dopóki będziesz ze mną szczęśliwa. Mam
nadzieję, że tak będzie zawsze.
Nie czekając na odpowiedz, zaczął ją znowu całować.
Tym razem kochali się długo, bardzo długo. Rozkoszowali się sobą
spokojnie i w milczeniu. Potem zasnęli. Oboje.
Klara obudziła się, czując wargi Rossa na piersiach.
- Nie mogę się tobą nacieszyć - wyznał, kiedy go objęła. -
Obudziłem się i myślałem, że to był sen. Ale zobaczyłem ciebie, tutaj,
obok mnie i... Nigdy ode mnie nie odejdziesz, prawda?
- Nigdy - odparła. Nie odejdzie od niego. Jest inna niż tamte
kobiety, które go oszukiwały i raniły. Ona go nie zawiedzie. Nigdy...
100
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
Kiedy się obudzili, słońce stało już wysoko.
- O Boże! - krzyknęła Klara, wyskakując z łóżka. -Jeśli Wanda
wróciła, musi się strasznie martwić. Nie wie przecież, gdzie jestem.
Biorę prysznic, ubieram się i pędzę na kemping!
- Nic z tego, - Ross złapał ją za nogę. - W każdym razie nie teraz.
Najpierw zjemy śniadanie. Twoja kuzynka może poczekać. Zresztą
na pewno domyśla się, gdzie jesteś. A jeśli chodzi o prysznic, to może
to i banalne, ale chyba jest wiele prawdy w stwierdzeniu, że
przyjemność, którą człowiek dzieli z kimś innym, to podwójna
przyjemność.
W rezultacie sporo czasu minęło, zanim wreszcie zeszli na
śniadanie.
- Mam nadzieję, że dobrze państwo spali. Klara nie była pewna,
czy jej znajomość francuskiego jest wystarczająco dobra, żeby
stwierdzić, czy w powitaniu pani Pierrepointe była jakaś aluzja.
Sama była tak bardzo przejęta tym, co zaszło w nocy, że
wydawało się jej niemożliwe, żeby gospodyni czegoś nie dostrzegła.
Musieli mieć wszystko wypisane na twarzach.
- Doskonale, dziękujemy bardzo, to była bardzo dobra noc
odparł Ross takim tonem, że Klara odebrała to jako komplement
przeznaczony wyłącznie dla niej:
Opanowała się i równie uprzejmym głosem podziękowała
gospodyni za upranie ubrania. Chociaż tak naprawdę miała ochotę
włożyć coś bardziej kobiecego niż wczorajsze dżinsy i bluzkę.
Wbrew jej przewidywaniom Ross nie nalegał, żeby jej
towarzyszyć. Uznał nawet, że wypadnie zgrabniej, jeśli sama powie
Wandzie, że zamierza zamieszkać w Moulin Gris. Jego obecność w
trakcie rozmowy mogłaby być krępująca.
- Muszę się przebrać - powiedziała Klara, wstając od stołu.
- Dobrze, ale wracaj szybko, będę za tobą tęsknił - i dodał. - Czy
nie żałujesz tego, co się stało w nocy?
101
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]