[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wrócę do hotelu i zastanowię się nad tym. Jeśli uznam, że uda mi się to jakoś
wcisnąć w mój napięty harmonogram zajęć, to go powiadomię. No wiesz, przez telefon -
oznajmił Emmett, odchodząc. Renny wyglądał na wystraszonego.
- Pan Wyatt będzie naprawdę rozczarowany, jeśli nie przyjdzie pan na kolację, sir.
- Dobry stary Mercer. Jak zawsze sentymentalny. Renny odchrzÄ…knÄ…Å‚.
- Jeszcze jedno. Mam panu powiedzieć, że jeśli przyjmie pan zaproszenie pana
Wyatta, to może będzie mógł panu pomóc w sprawie, która sprowadziła pana do Kadencji.
Emmett zatrzymał się i obejrzał przez ramię.
- NaprawdÄ™?
- Tak, sir.
Emmett zastanawiał się nad tym przez chwilę: dobicie targu z Mercerem Wyattem to
zdecydowanie ryzykowny interes. Ale jeśli ma oznaczać pomoc Gildii, pewnie warto to
zrobić. Renny niespokojnie przestępował z nogi na nogę.
- Przekaż Wyattowi, że zadzwonię do niego rano - powiedział Emmett. Renny
zamrugał.
- To znaczy, że nie przyjmie pan teraz zaproszenia?
- Nie. Muszę to sobie przemyśleć. - Emmett znów się odwrócił.
- Pan Wyatt nie lubi, jak mu się mówi, że musi czekać! - zawołał za nim Renny.
- Ostrzegałem cię, że zawód posłańca wiąże się z wysokim ryzykiem - rzucił Emmett i
ruszył w mgłę.
ROZDZIAA 5
Lydia nie była pewna, co ją obudziło. Może to Futrzak wiercił się w nogach łóżka?
Leżała bez ruchu.
Natężyła wszystkie zmysły.
Nie mogła tego pomylić z czymkolwiek innym. W powietrzu wokół niej wibrowała
aura energii psi.
- Cholera. - Doskonale znała to drażniące łaskotanie. - Futrzak, nie ruszaj się!
Kurzak mruknął cicho. Właściwie nie mruknął, a raczej sycząco warknął. Lydia
ostrożnie usiadła, szybko szukając w cieniach tego, o czym wiedziała, że musi się w nich
kryć.
W sypialni nie było bardzo ciemno. Po Zaginionym Weekendzie zmieniła wiele
swoich nawyków. W łazience obok paliło się teraz światło. Poza tym nie zasuwała na noc
zasłon, by do pokoju mogły wpadać słabe światło latarni ulicznych i poświata księżyca.
Wprowadziła też inne zmiany. Spała w jednej ze swoich bursztynowych bransoletek, a
jeszcze pół tuzina było porozrzucanych w różnych miejscach mieszkania.
Czterdzieści osiem godzin w katakumbach odcisnęło na niej swoje piętno.
Najpierw zobaczyła oczy Futrzaka - drugą parę. Tę, której używał do polowań.
Błyszczały ognistym złotem w półmroku pokoju. Futrzak wyraznie się niepokoił. A to
oznaczało, że ona zareagowała odpowiednio.
Omiotła wzrokiem sypialnię, szukając charakterystycznej poświaty.
Nic.
Szept energii znów przemknął w powietrzu. Lydia się skupiła. Nie miała żadnych
wątpliwości. Do jej sypialni wdarł się duch, ale jeszcze nie zdążył się zmaterializować.
- Lekkie mrowienie. Jest mały, Futrzaku. Oczywiście, że to mały duch, pomyślała,
desperacko próbując dodać otuchy sobie i kurzakowi. Tutaj, w Starych Dzielnicach, energia
psi swobodnie wyciekała z niewidzialnych szczelin Wymarłego Miasta. Nawet silny łowca
duchów, gdy nie znajdował się w katakumbach, potrafił przyzwać zaledwie drobne znaki
obecności energii dysonansu. Wnioski nasuwały się same. Jeśli w pobliżu był duch, to gdzieś
niedaleko musiał być także łowca duchów. Niestabilne Znaki Obecności Energii Dysonansu
nie pojawiały się same z siebie poza katakumbami. I tylko łowcy umieli kontrolować
energetyczne duchy.
Na balkonie za jej oknem poruszył się jakiś cień. Lydia szybko odwróciła głowę, ale
kątem oka zdążyła dostrzec czyjąś sylwetkę.
- Zboczeniec! - krzyknęła. Cień zniknął.
Miała wielką ochotę go ścigać, ale najpierw musiała sobie poradzić z duchem. Nawet
niewielkie NiZOED-y wyrządzały poważne szkody.
Odsunęła na bok kołdrę, wstała i zdjęła z niej Futrzaka. Nie rozluznił się na jej rękach.
Jego oczy do polowania błyszczały w półmroku niczym płomyki, drobne ciałko drżało. Przez
chwilę Lydia widziała kły. Zwierzątko wpatrywało się w przestrzeń nad jej poduszką.
Duch zaczął się materializować. Jaskrawozielona energia pulsowała chaotycznie.
Lydia cofnęła się do drzwi. Futrzak syknął.
- Spokojnie. %7ładne z nas nie może nic zrobić. Nie wolno nam wchodzić mu w drogę,
dopóki się nie ulotni. Naprawdę jest mały. Wątpię, czy przetrwa dłużej niż parę minut.
Idąc powoli w stronę holu, ani przez chwilę nie odwróciła się plecami do ducha.
Zielona poświata stawała się z sekundy na sekundę coraz bardziej intensywna.
- Ten sukinsyn na moim balkonie myśli sobie pewnie, że to bardzo zabawne. Jak tylko
się dowiem, kto to taki, wydam go policji. Przywoływanie duchów poza Wymarłym Miastem
jest nielegalne i wszyscy doskonale o tym wiedzÄ….
Ale niepotrzebnie się piekliła. Nawet jeśli udałoby jej się dowiedzieć, który z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]