[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była taka pewna siebie, tak bardzo przekonana o swojej racji...
- Wszyscy popełniamy błędy.
OczywiÅ›cie miaÅ‚ sÅ‚uszność, ale kiedy dostrzegÅ‚a w jego sza­
rych oczach jakiś dziwnie odległy, obcy wyraz, poczuła bolesny
skurcz serca.
- Ben...
Nie dokończyła, bo nagle usłyszeli głośne wołanie Tess:
- Na pomoc!
- Co się stało? - spytał Ben, szybko do niej podchodząc.
- Alex Wilson spadÅ‚ z roweru i przywieziono go tu z drob­
nymi otarciami naskórka - wyjaśniła Tess drżącym głosem. -
Kiedy je przemywałam, mały nagle stracił przytomność.
- Gdzie on jest?
- W reanimacyjnej z doktorem Melville'em i siostrÄ…
Walton.
Gdy Ben siÄ™ odwróciÅ‚, jakaÅ› blada jak kreda, oszalaÅ‚a z prze­
rażenia kobieta chwyciła go kurczowo za rękę.
Z POTRZEBY SERCA
102
- Och, doktorze, proszę, to mój syn... moje jedyne dziecko.
Błagam, niech pan nie pozwoli mu umrzeć. Proszę mu pomóc!
- Obiecuję, że zrobię wszystko, co mogę - odrzekł. - Izzie,
chodz ze mnÄ….
Kiedy dotarli do sali reanimacyjnej, okazało się, że Steve już
chłopca zaintubował, a Fran podłączyła monitor serca.
- Jak wygląda sytuacja? - mruknął Ben, podwijając rękawy.
- Nie mam pojÄ™cia - odparÅ‚ Steve. - CzuÅ‚ siÄ™ Å›wietnie, a po­
tem nagle zemdlał.
, - Czy podczas badania nie stwierdziÅ‚eÅ› niczego niezwykÅ‚e­
go? - spytał Ben, wyjmując z kieszeni stetoskop.
- Kiedy go osłuchiwałem, wydawało mi się, że dociera do
mnie jakiÅ› dziwny szmer...
- Dziwny? W jakim sensie dziwny?
- CoÅ› w rodzaju szumu.
- To może być tętniak aorty - oznajmił Ben, marszcząc
brwi. - Steve, podÅ‚Ä…cz kroplówkÄ™. Izzie, obserwuj jego od­
dech... Och, na litość boską, daj mi to! - wybuchnął gniewem,
kiedy kroplówka wyśliznęła się z palców Steve'a. - Zanim się
z tym uporasz, to dziecko może już nie żyć!
Steve spurpurowiał, a Izzie odwróciła wzrok. Nie dziwiło jej,
że Steve zachowuje się niezdarnie. Ben traktował go w sposób
szorstki od czasu pomyÅ‚ki w zdiagnozowaniu przypadku Donal­
da Gardnera.
- Zatrzymanie akcji serca! - zawołała nagle Fran.
- Lignokaina - polecił Ben.
Izzie szybko podała mu strzykawkę.
- Tętno i ciśnienie krwi?
- Brak tętna, brak ciśnienia krwi.
- Do diabła! Odczyt ekg, Steve?
- Nic.
- Odsuńcie się - polecił Ben, biorąc elektrody i przykłada-
Z POTRZEBY SERCA
103
jąc je do klatki piersiowej chłopca. - Czy są jakieś zmiany?
- spytaÅ‚, kiedy ciaÅ‚o Alexa podskoczyÅ‚o pod wpÅ‚ywem elektro­
wstrząsów.
- %7Å‚adnych.
Ben wielokrotnie, lecz bezskutecznie ponawiaÅ‚ próby pobu­
dzenia akcji serca dziecka do pracy. W końcu, klnąc pod nosem,
odłożył elektrody i wyłączył defibrylator.
- No cóż, nic więcej nie da się już zrobić - mruknął.
W sali zapadÅ‚a posÄ™pna cisza. Ilekroć tracili pacjenta, ogar­
niało ich uczucie bezsilności i porażki.
- Posłuchajcie, czekają na nas, więc może wrócilibyśmy do
pracy, co? - powiedział Ben, przerywając męczącą ciszę.
Steve i Fran szybko zniknęli, a Izzie nie ruszyła się
z miejsca.
- Zrobiłeś wszystko, co mogłeś - wyszeptała.
- Z pewnością - odparł z grymasem goryczy. - Myślę, że
te słowa pociechy do głębi poruszą panią Wilson - mruknął,
a po chwili dodaÅ‚: - Przepraszam. Ta uwaga byÅ‚a caÅ‚kiem nie­
stosowna.
- Ja też przepraszam - wyszeptaÅ‚a z zakÅ‚opotaniem. - Przy­
kro mi z powodu Alexa i Joeya i przepraszam cię za to, że ja
również przyczyniłam się do twoich zmartwień.
- Ty? Nic podobnego.
- Ależ owszem. Nie powinnam była wciągać cię w swoje
prywatne sprawy. Steve i ja...
- Izzie, pozwól mi z nim porozmawiać - powiedziaÅ‚, Å›ci­
skajÄ…c jej rÄ™kÄ™. - Jestem pewien, że uda mi siÄ™ wszystko na­
prawić.
Powiedz mu, że nie chodzi ci o Steve'a, lecz o niego, nama­
wiał ją jej wewnętrzny głos, ale nie miała odwagi mu ulec.
- Ben, czy sądzisz, że Steve i ja pasujemy do siebie?
Gdy milczał, rozpaczliwie zapragnęła, by zaprzeczył. Marzy-
Z POTRZEBY SERCA
104
ła, by powiedział, że kocha ją bardziej niż Steve kiedykolwiek
ją kochał, ale on tego nie zrobił.
- Nie ja powinienem to oceniać - odrzekł w końcu.
- Możliwe, ale chciałabym usłyszeć twoje zdanie.
- PragnÄ™... - zaczÄ…Å‚, Å›ciskajÄ…c mocniej jej dÅ‚oÅ„. - ChcÄ™ te­
go, czego ty chcesz, Izzie - dokoÅ„czyÅ‚ dziwnie ochrypÅ‚ym gÅ‚o­
sem, wypuszczając jej dłoń. - Teraz muszę już iść. Pani Wilson
na pewno na mnie czeka.
Patrząc, jak odchodzi, poczuła dławienie w gardle. Z jednej
strony miaÅ‚a ochotÄ™ pobiec za nim, z drugiej zaÅ› wybuchnąć pÅ‚a­
czem, ale zdawała sobie sprawę, że nić może zrobić ani jednego,
ani drugiego. Wiedziała, że pani Wilson zechce zobaczyć swego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire