[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niepewnie. W co ja się pakuję? - pytała się w duchu. Wiedziała, że nie będzie w stanie mu
zaufać. A co gorsza, sobie samej także nie! Starała się trzymać od niego na dystans, ale czuła,
że czasem jej zdrowy rozsądek byłby gotów przegrać ze słabością do przystojnego szefa.
- Muszę sprawdzić kilka rzeczy - rzekł, nie patrząc na nią i siadając przy laptopie. -
Czuj siÄ™, jak u siebie w domu.
Cryssie weszła do łazienki i uśmiechnęła się do swego odbicia w długim lustrze. Jej
prosty czarny kostium, kupiony przed kilku laty, zdał próbę czasu. Klasyczny krój dobrze się
komponował z miękką bluzką koloru kości słoniowej. Uznała, że wygląda zupełnie
przyzwoicie.
Polly uparła się, żeby jej pożyczyć swoje specjalne kolczyki - długie, okrągłe
kamienie, które błyskały przy każdym poruszeniu. Musiała przyznać, że efekt był znakomity.
W czasie jazdy Jed wyjaśnił jej, że jego klient jest właścicielem terenu, który
Hunterowie zamierzali kupić. Negocjacje miały być trudne.
39
S
R
- Jaka jest moja rola? - chciała wiedzieć Cryssie.
- Dobrze słuchać i wszystko notować - wyjaśnił. - Szczegóły są niezbędne, a ja nie
mogę zapamiętać wszystkiego, co zostanie powiedziane.
Podniósł wzrok znad laptopa, gdy wróciła do salonu. Podobała mu się w tym kostiumie
- uznał mimowolnie. Wyglądała atrakcyjnie, a błyszczące kolczyki dodawały jej elegancji.
Cudownie byłoby wybrać dla niej mnóstwo drogich strojów - pomyślał. Rozpieszczać ją,
obdarowywać... Twarz mu pociemniała. To niebezpieczne myśli; robił tak już wcześniej i
patrzcie, dokąd go to zaprowadziło.
Zadzwoniła jego komórka. Odebrał i po chwili wyraznie sposępniał. Obserwując go,
Cryssie uświadomiła sobie, że czyta w nim jak w książce. Był niezadowolony.
- Tak, rozumiem... Dziękuję za wiadomość. - Zatrzasnął komórkę i spojrzał na Cryssie.
- Cholerna sprawa - mruknął. - Klient złapał jakiegoś wirusa... ze spotkania nici. - Wydął z
irytacjÄ… wargi.
- To nic, to się zdarza - pocieszyła go, zachwycona, że zaraz znajdzie się z powrotem w
domu.
- Nie możemy zmarnować tego dnia - rozchmurzył się powoli Jed. - Po lunchu
pójdziemy na spacer nad rzekę. - Wyjrzał przez okno. - Pokazało się słońce i nie jest zbyt
zimno. Rozerwiemy się przynajmniej, skoro spotkanie nie wyszło. - Urwał i popatrzył na nią
z powagą. - Czy sądzisz, że moglibyśmy się zachowywać jak dwoje zwykłych ludzi, a nie
piekielny pracodawca i jego niechętna pracownica? - spytał.
Cryssie natychmiast poczuła ochotę, by spędzić w jego towarzystwie resztę dnia.
- Poznamy się lepiej. Jeśli mamy blisko współpracować, powinniśmy się do siebie
zbliżyć... Rozumiesz, co mam na myśli.
Cryssie przełknęła ślinę i uśmiechnęła się słabo.
- Tylko raz byłam w Londynie - przyznała - i bardzo chętnie pospaceruję nad Tamizą.
Możesz mi wszystko pokazać. - Perspektywa wycieczki naprawdę ją ucieszyła, a jej słowa
wyraznie go zadowoliły.
- Zwietnie - oznajmił. - Ale najpierw lunch.
Usiedli przy stoliku w końcu sali, odgrodzonym od reszty parawanem. Przyćmione
światła nawet o tak wczesnej porze działały na zmysły. Cryssie oparła łokcie na stoliku i
ujęła brodę w złożone dłonie.
- Nie wierzę, że tu jestem - odezwała się cichym głosem.
- O co chodzi? - zdziwił się Jed, świetnie wiedząc, co ona ma na myśli.
- No wiesz, reszta ludzi w firmie jest w szoku... zastanawia się nad przyszłością... a ja,
rozumiesz...
40
S
R
- Siedzisz sobie i czekasz na wykwintny lunch? Przestań się tym zamartwiać. W życiu
tak właśnie jest, góra-dół. Trzeba płynąć z prądem. - Nalał obojgu wody, obrzucając ją przy
tym ukradkowym spojrzeniem.
Dziwna z niej osóbka - pomyślał. Momentami dojrzała, a kiedy indziej naiwna i
niepewna siebie. Cieszył się, że pokaże jej miasto, uwolni choć na jeden dzień od rodzinnych
trosk.
Zjedli pyszny makaron i wypili butelkę chardonnay, po czym pojechali taksówką na
Trafalgar Square, gdzie tłoczyły się masy turystów, a setki gołębi łaziły w poszukiwaniu
pokarmu, podfruwając czasem ze strachu przed ludzmi. Cryssie uchyliła się kilka razy, a Jed
spojrzał na nią pytająco.
- Boisz się ptaków?
- Nie lubię, jak coś zbliża się za bardzo do mojej twarzy.
- Będę pamiętał - rzucił enigmatycznie, a Cryssie się zarumieniła.
- Ty nie masz żadnych lęków? - spytała. - Większość ludzi je ma.
- Raczej nie - odparł. - Choć nie chciałbym spędzić nocy w sypialni pełnej jadowitych
węży. - Uśmiechnął się szeroko. - Chcesz pooglądać wystawy? A może coś kupić?
Większość sklepów będzie otwarta.
- Chętnie się przejdę Oxford Street - odrzekła - i popatrzę na wystawy.
Szli spacerem szerokim chodnikiem, popołudnie było wyjątkowo ciepłe i przyjemne, a
Jed zastanawiał się, czemu czuje takie zadowolenie. Pełne zadowolenie. Tracił czas na
błahostki, zamiast załatwić interes, a jednak go to cieszyło. Obserwował zagapioną na
wystawy Cryssie, zastanawiając się, gdzie spędziła dotychczasowe życie - była rozradowana
jak dziecko w gwiazdkowy wieczór!
Nagle ujrzał wyjeżdżający zza zakrętu autokar turystyczny. Chwycił Cryssie za rękę i
pociągnął ją za sobą do najbliższego przystanku.
- Chodz, zobaczysz więcej, gdy pojedziemy - zawołał.
Razem weszli na górny pokład i usiedli na przednim siedzeniu. Jed czuł się lekko
oszołomiony. Co on wyprawia? Kiedy ostatni raz jechał autobusem? Entuzjazm Cryssie był
zarazliwy.
- Strasznie mi głupio, że dotąd tego nie widziałam - wyznała. - Ciebie musi to nudzić,
Jed, przecież znasz miasto na pamięć.
- Wcale nie - zaprzeczył natychmiast.
Mógłby siedzieć z tą kobietą w najdalszym kącie firmowego parkingu i wcale by się
nie nudził! Co gorsza, za nic nie potrafił tego wyjaśnić. Siedzieli tak ciasno, że wyczuwał
ciepło jej ciała, więc zmusił się, by się nieco odsunąć.
Trasa zwiedzania została zakończona. Wysiedli i ruszyli spacerem przez pobliski park,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]