[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i uÅ›miechnęła siÄ™, żeby nieco zÅ‚agodzić tÄ™ oschÅ‚Ä… odpo­
wiedz. Ze wszystkich swoich nowych przyjaciółek najbar­
dziej lubiÅ‚a wÅ‚aÅ›nie ElizabetÄ™. Mimo to nie mogÅ‚a dokÅ‚ad­
nie jej opowiedzieć, co spotkało Marię. Nie chciała, żeby
ludzie unikali Hiszpanki tylko dlatego, że wbrew swojej
woli trafiła do haremu. - Maria... była chora. Musiałam
się nią zająć, ale już niedługo wraca do rodziny.
- Im szybciej, tym lepiej. - Stanęły przed witryną sklepu
bławatnego. Elizabeta złapała przyjaciółkę za rękę. - Och,
popatrz tylko na ten zielony materiaÅ‚! Zwietnie wyglÄ…daÅ‚a­
byÅ› w takiej sukni.
- Rzeczywiście piękny - przyznała Kathryn. Odwróci-
168
Å‚a siÄ™ i skinęła na MariÄ™, która szÅ‚a nieco z tyÅ‚u, w towa­
rzystwie Isabelli Rinaldi. - Chodz i popatrz na te jedwa­
bie, Mario. Musimy ci coś kupić. Nie możesz ciągle chodzić
w moich starych sukniach.
- Och nie... - Maria skromnie spuściła powieki. - Jesteś
dla mnie za dobra. Twoje suknie zupełnie mi wystarczą.
- PowinnaÅ› mieć nowÄ… - zdecydowaÅ‚a Kathryn. - Po­
dejdz tutaj i powiedz, co ci siÄ™ podoba.
- Nie wiem, co wybrać. - Hiszpanka westchnęła, wodząc
dłońmi po belach materiału, które kupiec rozłożył na stole
przed sklepem. - Tyle ich tutaj... Niebieski jest piękny, ale
ten zielony...
- Kathryn chciała kupić zielony dla siebie - wtrąciła Eli-
zabeta. ZmierzyÅ‚a MariÄ™ nieprzyjaznym wzrokiem. - Nie­
bieski byłby dla ciebie dużo lepszy. Albo ten szary.
- Nie lubiÄ™ szaroÅ›ci - odpowiedziaÅ‚a Maria i z nienawiÅ›­
ciÄ… spojrzaÅ‚a na ElizabetÄ™. WÅ‚oszce aż dech zaparÅ‚o. - Sko­
ro Kathryn bierze zielony, to ja zostanÄ™ przy niebieskim.
- Nie potrzebuję nowej kreacji - oznajmiła Kathryn. -
Kupimy dla Marii zielony i niebieski. Będzie miała dwie
suknie na zmianÄ™.
- Chyba trochę przesadzasz - zdenerwowała się Elizabe-
ta. - W zielonym tobie będzie najbardziej do twarzy.
- Przecież to nie ma żadnego znaczenia. KupiÄ™ sobie in­
ny materiaÅ‚ - odrzekÅ‚a Kathryn. OdwróciÅ‚a siÄ™, żeby poroz­
mawiać z kupcem. KazaÅ‚a mu wysÅ‚ać zakupy do willi. - Na­
pijemy siÄ™ czegoÅ› w gospodzie czy wracamy do domu?
- Stąd mamy najbliżej do mnie - powiedziała Elizabeta. -
169
Zaraz skończę zakupy i powiem służbie, żeby przygotowała
napoje. Za gorąco dzisiaj na dłuższe chodzenie po sklepach.
- Uśmiechnęła się i wzięła Kathryn pod rękę.
Rzeczywiście było bardzo gorąco. Poszły więc wszystkie
do domu Elizabety w pobliżu Campo di Fiori, ulicy pełnej
cudownych renesansowych budynków, datujÄ…cych siÄ™ jesz­
cze z czasów papieża Mikołaja.
Dom był duży jak pałac, gdyż mąż Elizabety miał
ogromny majątek, chociaż sam wydawał się nieco za stary
dla wciąż młodej żony. Elizabeta poprowadziła gości przez
chłodne korytarze do wewnętrznego ogrodu. Tam kazała
im usiąść, a sama zniknęła w budynku, żeby wydać odpo­
wiednie polecenia służbie.
Kathryn i Isabella usadowiły się wygodnie w cieniu, na
kamiennych Å‚aweczkach, wyÅ‚ożonych miÄ™kkimi poduszka­
mi. Maria, która jeszcze tu nigdy nie była, z ciekawością
przechadzała się po ogrodzie.
- Dziwna dziewczyna, prawda? - Isabella zmarszczyła
czoło. - Chwaliła mi się, że ma kochanka i że na pewno za
niego wyjdzie. Wspominałaś, że była chora?
- Tak - odpowiedziała Kathryn. - Pewnie chodziło jej
o narzeczonego - dodała z lekkim zmieszaniem. Maria
nie powinna mówić o sprawach, które podważały jej
reputacjÄ™.
- Spytała mnie, czy już z kimś spałam - ciągnęła Isabella.
- Zabrzmiało to raczej dziwnie... No wiesz...
Kathryn z przejęciem pokręciła głową. W tej samej
chwili wróciła Elizabeta. Służba przyniosła więcej krzeseł,
170
żeby wszyscy mogli swobodnie usiąść. Maria przyłączyła
się do grupy gości.
Przez chwilÄ™ rozmawiaÅ‚y o różnych bÅ‚ahostkach. Isabel­
la wspomniała, że wiosną ojciec zabierze ją do Wenecji.
- Ponoć wybiera się do krewnych - powiedziała - ale
podejrzewam, że chce mi znalezć męża. Mam nadzie­
ję, że kandydat będzie choć trochę podobny do Lorenza.
- Uśmiechnęła się do Kathryn.
- To niemożliwe - wtrÄ…ciÅ‚a milczÄ…ca dotÄ…d Maria. - Nie­
wielu jest takich ludzi jak Lorenzo Santorini. Twój mąż bÄ™­
dzie bogaty, lecz brzydki. Nasi ojcowie myślą wyłącznie
o pieniÄ…dzach.
- Mąż Kathryn rzeczywiście jest bardzo przystojny -
z tajemniczym uÅ›miechem zgodziÅ‚a siÄ™ Isabella. - Ale bar­
dziej podoba mi siÄ™ Michael dei Ignacio.
Maria zrobiÅ‚a nadÄ…sanÄ… minÄ™ i siÄ™gnęła po napój. Przy­
padkowo potrÄ…ciÅ‚a ElizabetÄ™. Ta podskoczyÅ‚a, nieco prze­
straszona i wylała napój na swoją suknię.
- Och, przepraszam! - zawołała Maria. - Jestem taka
niezręczna!
- Owszem - oschle odpowiedziała Elizabeta. - Powin-
naś trochę bardziej uważać. Zupełnie zniszczyłaś cenny
jedwab.
- Mąż kupi ci nowÄ… sukniÄ™. - Maria lekko wzruszyÅ‚a ra­
mionami. - Naprawdę musi być bogaty, skoro mieszkacie
w takim domu. Jedna sukienka to nic takiego.
Kathryn zauważyła, że Elizabeta była naprawdę zła.
Szybko nalała jej następną porcję napoju z dzbanka.
171
- Chodz, spróbujemy to wysuszyć - powiedziała. Wstała
i skinąwszy na Elizabetę, skierowała się w stronę domu.
- Nie, nie... To niepotrzebne. - Elizabeta pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚o­
wÄ…. - Przepraszam. To byÅ‚ przypadek. Nie martw siÄ™, Ma­
rio. Rzeczywiście mam wiele innych strojów. Chociaż tę
suknię bardzo lubiłam.
Hiszpanka nisko pochyliła głowę.
-Nie zrobiÅ‚am tego specjalnie - zapewniÅ‚a, ale żad­
na z obecnych kobiet nie daÅ‚a temu wiary. Wszystkie da­
my podejrzewały ją, że chciała zemścić się na Elizabecie
za wczeÅ›niejszÄ… rozmowÄ™ o kupnie materiałów. Maria in­
stynktownie nie budziła w nich ani sympatii, ani zaufania.
Znacznie lepiej czuły się bez jej towarzystwa.
Kathryn mocno przeżyła wydarzenie w domu Elizabety.
Nie chodziÅ‚o jej może tyle o zniszczonÄ… sukniÄ™, co o zacho­
wanie Marii. Kto wie, czy ta dziewczyna przypadkiem nie
jest zdolna do jeszcze gorszych złośliwości?
Na pozór nic siÄ™ nie zmieniÅ‚o. Kathryn w dalszym ciÄ…­
gu zachowywała się przyjaznie wobec młodej Hiszpanki
i okazywała jej współczucie, ale z upływem dni odkrywała
w niej różne cechy charakteru, które zupeÅ‚nie nie przypad­
Å‚y jej do gustu.
Maria niemal bez żenady wodziła oczami za Lorenzem.
Z zapartym tchem sÅ‚uchaÅ‚a jego każdego sÅ‚owa. Włóczy­
ła się za nim po domu i w ogrodzie. Młodym małżonkom
trudno było uwolnić się od jej obecności. Mogli być sami
tylko we własnej sypialni.
172 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire