[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- John nie był żadnym głupcem. Był bardzo samotny, ale
jestem pewna, że zauważyłby, gdybym próbowała go opę-
tać".
- Kiedy powiedział, że zostawi ci majątek?
- Nic nie powiedział. Nie miałam nawet pojęcia, że jest
bogaty. Dowiedziałam się o tym dopiero wtedy, kiedy jego
adwokat napisał do mnie.
Pewna, że nigdy nie zdoła go przekonać, zmęczona wy-
pytywaniem, postawiła nogi na ziemi.
90
S
R
- A teraz przepraszam, ale miałam męczący dzień i na-
prawdę chciałabym iść już do łóżka.
- Nie sama, mam nadzieję? - Dominic rzucił jej krzywy
uśmiech.
- Na pewno sama - oznajmiła twardo, zastanawiając się,
dlaczego chciałby iść do łóżka z kobietą, którą najwyrazniej
gardzi.
- No cóż... - Wzruszył ramionami, wstał i zauważył obo-
jętnie: - Lepiej cię zaniosę, żebyś już nie nadwerężała tej
kostki.
- Nie! - zaprotestowała w panice. - Mogę iść sama. Nie
może sobie pozwolić na słabość. Gdyby poszła z nim do łóż-
ka, straciłaby całą dumę i szacunek do siebie. Stałaby się taką
kobietą, za jaką ją brał.
Mimo zimnego kompresu jej kostka była opuchnięta.
Uznała, że chodzenie na obcasach jest za trudne i lepiej bę-
dzie boso. Wzięła sandałki i wstała.
Zdążyła zrobić tylko parę kroków, zanim kostka ją za-
wiodła. Z okrzykiem bólu upuściła sandałki i chwyciła opar-
cie najbliższego krzesła.
Dominic wydał okrzyk irytacji.
- Może nareszcie przestaniesz się zachowywać jak uparta
idiotka!
Zanim zdążyła się sprzeciwić, chwycił ją na ręce. %7łołądek
jej się ścisnął, a bicie serca i oddech przyspieszyły gwałtow-
nie. Z wielkim wysiłkiem starała się udawać obojętną.
- Byłoby wygodniej, gdybyś objęła mnie za szyję. Zagry-
zła wargi i z wahaniem zrobiła, o co prosił. Podniósł ją z taką
łatwością, że była pewna, iż tylko z niej drwił.
91
S
R
Przeniósł ją przez hol i w górę po pięknych marmurowych
schodach, przy których te w Ca' Malvasia wydawały się nie-
pozorne. Jego oddech przyspieszył tylko nieznacznie. Była
dziwnie pewna, że przyczyną jest bliskość jej ciała, a nie cię-
żar. Potwierdzało to, że wciąż jej pragnął, niezależnie od te-
go, jak zle o niej myślał.
A może wystarczyłaby mu jakakolwiek kobieta? Czuła
jednak instynktownie, że to nieprawda.
Skręcił w lewo i ruszył szerokim korytarzem. Krzyżowało
się z nim kilka mniejszych, a z obu stron zdobiły je wspaniałe
lustra i obrazy oraz misternie rzezbione drzwi.
Stanął się przed jednymi z nich, wciąż trzymając ją na rę-
kach.
- To twój pokój - oznajmił spokojnie.
Wydawało się, że drzwi niczym się nie różnią, i zasta-
nawiała się, skąd właściwie wiedział, które są właściwe.
- Coś nie tak? - zapytał, jakby czytał jej w myślach.
- W zasadzie nie... Tylko przyszło mi do głowy, że jeśli
będę musiała wyjść z pokoju, to trudno mi będzie do niego
trafić...
- Nie ma potrzeby, żebyś wychodziła, przynajmniej do
rana. Każdy pokój w tym skrzydle ma własną łazienkę.
- Ach. - Poczuła się głupio. - Ale te wszystkie drzwi wy-
glÄ…dajÄ… jednakowo.
- Może na pierwszy rzut oka, ale jeśli przyjrzysz się pła-
skorzezbom, przekonasz się, że każda jest inna. Większość
przedstawia rzymskich bogów i boginie, których było cał-
kiem sporo... Może zechciałabyś przekręcić klamkę? - zapy-
tał, nie zmieniając tonu.
Przekręciła ciężką, metalową kulę. Otworzył drzwi ra-
92
S
R
mieniem i wniósł ją do dużego, pięknie umeblowanego po-
koju. Ostrożnie postawił ją na ziemi. Kiedy cofał dłoń, mus-
nÄ…Å‚ bok jej piersi.
Było to jakby przypadkowe dotknięcie, ale wystarczyło,
by jej sutki stwardniały. Modliła się, by nie dostrzegł tych
dowodów podniecenia.
- %7łeby znalezć swój pokój - ciągnął - wystarczy, żebyś
się rozglądała za obliczem Janusa. - Wskazał na główną pła-
skorzezbÄ™ na drzwiach, przedstawiajÄ…cÄ… dwie identyczne twa-
rze, patrzÄ…ce w przeciwnych kierunkach. - Jak widzisz, ma
dwie twarze... - w jego głosie pojawił się dziwny ton.
- Wybrałem ten pokój specjalnie dla ciebie. Ale nie z po-
wodów, które sobie pewnie wyobrażasz... - dodał, gdy się za-
rumieniła. - Janusa przedstawia się zazwyczaj z dwiema twa-
rzami, bo jest strażnikiem drzwi, a każde drzwi wychodzą na
dwie strony. Jest też bogiem nowych początków...
Kiedy zastanawiała się, czy w jego słowach jest jakieś
głębsze znaczenie, dodał lekko:
- Kiedy pytałem, jakie masz plany, mówiłaś chyba, że te
wakacje mają być nowym początkiem?
I tak miało być. Chociaż to, co miało być cudowną przy-
godą, nie okazało się dokładnie tym, co planowała.
- Tak. A teraz chcę, żebyś ty odpowiedział na pytanie
- oznajmiła, bo potrzeba wyjaśnienia nie dawała jej spokoju.
- Dobrze. Co chcesz wiedzieć?
- Skoro myślisz o mnie tak zle, dlaczego poszedłeś ze
mną do łóżka?
Przez chwilę wydawał się skonsternowany.
- Nie mogłem się powstrzymać - przyznał dość ponuro.
93
S
R
- Pragnąłem cię tak bardzo, że nie potrafiłem po prostu
odejść.
- Chyba łatwo odejść od kobiety, do której czuje się wy-
Å‚Ä…cznie pogardÄ™.
- No, nie powiedziałbym, że wyłącznie... Byłaś jedno-
cześnie niepokojąca i czarująca, i byłem zazdrosny o Johna...
Chociaż byłem za to na siebie wściekły, odkryłem, że pragnę
cię bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety...
Poczuła niemal dziką satysfakcję. Przynajmniej pożądanie
było obustronne.
- Nadal tak jest - wpatrywał się intensywnie w jej twarz. -
A ty czego chcesz?
Z domyślnym, pewnym siebie uśmiechem położył dłonie
na jej ramionach. W ten prosty sposób wzbudził u niej gwał-
towniejsze pożądanie niż Jeff przez te wszystkie miesiące
małżeństwa.
Pochylił ciemną głowę, by ją pocałować. Nagle, gdy jej
wargi się rozchyliły, a ciało stało się miękkie i podatne, roz-
jaśniło jej się w głowie.
- Chcę, żebyś uwierzył, że nie jestem taką kobietą, za ja-
ką mnie bierzesz zawołała, wyrywając mu się.
Wyraznie go to zaskoczyło, ale szybko się opanował.
- Chciałbym wierzyć, że jesteś niewinna jak nowo na-
rodzone dziecko, ale okoliczności temu raczej przeczą... Je-
stem jednak gotów zaczekać z ostateczną decyzją, aż się le-
piej poznamy.
- Jesteś arogancką świnią - powiedziała cicho. Roześmiał
siÄ™ i delikatnie przesunÄ…Å‚ palcem po jej policzku.
- Ale i tak chcesz ze mną spać?
94
S
R
Była to pokusa niemal nie do odparcia. Zacisnęła zęby.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]