[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ty - trochę na lewo, Mikołaj - na prawo. Wystajesz trochę z lewej strony, ty
tak\e. A ty znowu wystajesz z prawej!
A najwięcej tośmy się śmiali z Alcesta, bo on jest bardzo gruby i wystawał z
dwóch stron. Kiedy Rosół skończył, miał zadowoloną minę, zatarł ręce, a potem
odwrócił się do nas plecami i krzyknął:
- Oddział, na moją komendę...
- A co to wiązanka, proszę pana? - zapytał Rufus. - Dyrektor powiedział, \e
zło\ymy wiązankę przed pomnikiem.
- To taki bukiet - powiedział Ananiasz.
On jest pomylony, ten Ananiasz; myśli, \e mo\e gadać byle co, bo on jest
pierwszym uczniem i pieszczoszkiem naszej pani.
- Spokój tam w szeregach! - krzyknął Rosół. - Oddział, na moją komendę,
naprzód...
- Pszpana! - krzyknął Maksencjusz. - Euzebiusz staje na palcach, \eby być
wy\szy ode mnie. On oszukuje!
- Wstrętny skar\ypyta - powiedział Euzebiusz i dał fangę w nos
Maksencjuszowi, który kopnął Euzebiusza, i wszyscyśmy ich otoczyli, \eby patrzeć,
bo kiedy Euzebiusz i Maksencjusz się biją na pauzie, to jest coś wspaniałego - oni są
najsilniejsi w klasie. Rosół przybiegł krzycząc, rozdzielił Euzebiusza i Maksencjusza i
ka\demu wlepił odsiadkę.
- Tego nam trzeba było do bukietu - powiedział Maksencjusz.
- Do wiązanki, jak mówi Ananiasz - powiedział Kleofas i zaczął się śmiać, i
Rosół dał mu te\ odsiadkę w czwartek. Oczywiście, Rosół nie mógł wiedzieć, \e
Kleofas ju\ miał zapisaną odsiadkę na ten sam czwartek.
Rosół przesunął ręką po twarzy i potem ustawił nas znowu w szereg, i trzeba
powiedzieć, \e to nie było takie łatwe, bośmy się strasznie kręcili. Potem Rosół
popatrzył na nas długo, długo i zrozumieliśmy, \e to nie jest czas na błaznowanie. A
potem Rosół zrobił krok w tył i nastąpił na nogę Joachima, który właśnie nadszedł.
- Niech pan uwa\a - powiedział Joachim.
Rosół cały poczerwieniał i krzyknął:
- SkÄ…d siÄ™ tu wziÄ…Å‚eÅ›?!
- Poszedłem napić się wody, kiedy Maksencjusz i Euzebiusz się bili.
Myślałem, \e to dłu\ej potrwa - wyjaśnił Joachim, a Rosół dał mu odsiadkę i kazał
stanąć w szeregu.
- Spójrzcie mi w oczy - powiedział Rosół. - Pierwszy, który się ruszy czy
powie słowo, zostanie wydalony ze szkoły! Zrozumiano? - A potem Rosół odwrócił
się, podniósł rękę i krzyknął:
- Oddział, na moją komendę, naprzód, marsz!
I Rosół zrobił bardzo sztywno kilka kroków, potem obejrzał się, a kiedy
zobaczył, \e stoimy ciągle w tym samym miejscu, myślałem, \e oszaleje, tak jak pan
Bledurt, nasz sąsiad, kiedy go tata oblał przez płot wę\em do polewania w zeszłą
niedzielÄ™.
- Dlaczego nie usłuchaliście? - zapytał Rosół.
- No to jak? - powiedział Gotfryd. - Przecie\ pan sam powiedział, \eby się nie
ruszać.
Wtedy Rosół (to było straszne) zaczął wrzeszczeć:
- Ja wam poka\ę, gdzie raki zimują! Duszę z was wytrzęsę! Diabelskie
nasienie! Aobuzy!
Krzyczał i krzyczał, a\ kilku spośród nas zaczęło płakać i przybiegł dyrektor.
- Panie Dubon - powiedział dyrektor - słychać było pana w moim gabinecie.
Czy pan sądzi, \e w ten sposób mówi się do dzieci? Nie jest pan ju\ w wojsku.
- W wojsku?! - krzyknął Rosół. - Byłem sier\antem w pułku strzelców i
powiem panu, \e strzelcy to niewinne aniołki, tak jest, to niewinne aniołki w
porównaniu z tą bandą!
I Rosół odszedł wymachując rękami, a za nim dyrektor, który przemawiał do
niego:
- No, Dubon, mój przyjacielu, niech się pan uspokoi...
Bardzo fajne było to odsłonięcie pomnika, ale dyrektor zmienił zdanie i
myśmy nie defilowali: siedzieliśmy na trybunach za \ołnierzami. Szkoda tylko, \e
Rosoła nie było. Zdaje się, \e wyjechał na dwa tygodnie na wieś do swojej rodziny na
wypoczynek.
HARCERZE
Chłopcy zło\yli się na prezent dla naszej pani, bo jutro są jej urodziny.
Najpierw policzyliśmy pieniądze. Liczył Ananiasz, który jest pierwszym
arytmetykiem. Byliśmy zadowoleni, bo Gotfryd przyniósł du\y banknot - pięć tysięcy
starych franków, dał mu go jego tata; jego tata jest bardzo bogaty i daje mu wszystko,
co Gotfryd chce.
- Mamy pięć tysięcy dwieście siedem franków - powiedział nam Ananiasz. -
Mo\emy za to kupić piękny prezent.
Najgorsze, \e nie wiedzieliśmy, co kupić.
- Trzeba dać pudełko cukierków i du\o bułeczek z czekoladą - powiedział
Alcest, ten gruby, co ciÄ…gle je.
Ale nie zgodziliśmy się, bo gdybyśmy kupili coś dobrego do jedzenia,
chcielibyśmy tego skosztować i dla pani nic by nie zostało.
- Mój tata kupił futro mojej mamie i mama była okropnie zadowolona -
powiedział Gotfryd.
Podobał nam się ten pomysł, ale Gotfryd powiedział, \e chyba futro więcej
kosztuje ni\ pięć tysięcy dwieście siedem franków, bo jego mama była naprawdę
bardzo a bardzo zadowolona.
- A mo\e kupimy ksią\kę? - zaproponował Ananiasz.
Aleśmy się uśmiali! To ci wariat ten Ananiasz!
- Mo\e pióro? - powiedział Euzebiusz, ale Kleofas obraził się. Kleofas jest
ostatni w klasie i powiedział, \e będzie mu przykro, jak pani będzie mu stawiała złe
stopnie piórem, za które zapłacił.
- Zaraz koło mnie jest sklep - powiedział Rufus - gdzie sprzedają podarunki.
MajÄ… tam fantastyczne rzeczy, na pewno znajdziemy to, czego nam potrzeba.
To był dobry pomysł i postanowiliśmy iść tam razem po szkole.
Kiedy byliśmy ju\ przed sklepem, zaczęliśmy oglądać wystawę. Coś
nadzwyczajnego! Było tam bardzo du\o wspaniałych prezentów - ró\ne figurki,
szklane salaterki, karafki, jakich się w domu nigdy nie u\ywa, całe stosy widelców i
no\y, a nawet zegary. Najpiękniejsze ze wszystkiego były figurki. Jedna przedstawiała
pana w slipach, który próbował zatrzymać spłoszone konie, druga to była pani, która
strzelała z łuku. Auk nie miał cięciwy, ale to było tak dobrze zrobione, jakby ten łuk
miał cięciwę. Ta figurka dobrze wyglądała przy figurce lwa, który miał strzałę w
grzbiecie i ciągnął za sobą tylne łapy. Były te\ dwa tygrysy całe czarne, które szły
wielkimi krokami, i harcerze, i pieski, i słonie, a na środku sklepu jakiś pan, który
patrzał na nas podejrzliwie.
Kiedy weszliśmy do sklepu, ten pan podszedł do nas, machając rękami.
- Proszę wyjść! - powiedział. - To nie jest miejsce do zabawy.
- Nie przyszliśmy się tu bawić - powiedział Alcest. - Przyszliśmy kupić
prezent.
- Prezent dla pani nauczycielki - powiedziałem.
- Mamy pieniądze - powiedział Gotfryd.
I Ananiasz wyjął z kieszeni pięć tysięcy dwieście siedem franków, podsunął je
temu panu pod nos, a on powiedział:
- No dobrze, ale proszę niczego nie dotykać.
- A to ile kosztuje? - zapytał Kleofas biorąc z lady dwa konie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]