[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie widzÄ™ powodu.
- Masz już coś odpowiedniego?
A co, jego zdaniem, jest odpowiednie? DÅ‚uga suknia z tre-
nem? Welon? Jak mogłaby zrobić coś takiego? Przecież to jej
marzenie. Musi je zachować na ślub z odpowiednim mężczy-
znÄ….
Dlaczego Zach wydał jej się odpowiednim mężczyzną?
Dlaczego czuła ciepłe ukłucie w sercu za każdym razem, gdy
myślała o ślubie z nim? Nie wychodzi za niego. Kropka.
- Powinnaś wyglądać jak panna młoda. Będą zdjęcia.
S
R
- Może włożę bikini.
- Jak sobie chcesz.
Starała się cieszyć chwilową wolnością. Czuła się jak
przebudzona z uśpienia. Upajała się widokiem ludzi, którzy
chodzą, witają się ze znajomymi, śmieją się. Zwłaszcza tym,
że się śmieją.
Czuła się dziesięć kilo lżejsza, chodząc tak z Zachem po
mieście. Wystawa sklepowa przyciągnęła jej wzrok. Ciuchy
modne, ale nie ekstrawaganckie. Może jednak coś kupi, stwa-
rzając sobie jednocześnie alibi? Ruszyła do sklepu, czując
oddech Zacha tuż za sobą.
- Co ty wyprawiasz? - spytała, obracając się twarzą do
niego.
- IdÄ™ z tobÄ….
- Nie potrzebuję pomocy przy zakupach. Zresztą przyszły
małżonek nie powinien oglądać panny młodej przed ślubem.
- Sama podkreślałaś, że to nie będzie prawdziwy ślub. A
jeśli myślisz, że dam ci jakąkolwiek szansę na ucieczkę, to
chyba oszalałaś. - Miała swój plan awaryjny, bo postanowiła
nie liczyć wyłącznie na Jameya. Nic nie było do końca usta-
lone, ale wiedziała, że musi dotrzeć na stały ląd. Anacordes.
- Widzę z daleka, że ten sklep ma tylne wyjście - dodał.
- Naprawdę, Zach, a dokąd bym poszła?
- Jesteś przedsiębiorcza. Pochlebiał jej.
- Obiecuję, że nie ucieknę.
Mierzył ją wzrokiem przez kilka sekund, jakby sprawdzał,
czy może jej zaufać, po czym wyciągnął rękę.
S
R
- Portfel.
Westchnęła i podała mu torebkę.
- Czy trzymanie torebki nie uchybi twojej męskości?
Trzymał wyciągniętą rękę, póki nie położyła na niej portfela.
- Czy ktoś ci już mówił, że jesteś zbyt poważny? - zapy-
tała i zaraz pożałowała tego pytania, bo zobaczyła, że oczy
mu posmutniały.
-Tak.
- I nie myślałeś, żeby się zmienić?
- Nigdy.
Odpowiedział bez wahania, ale nie była przekonana, czy
to było szczere. Wydawało jej się, że pragnął się zmienić i
widziała jakiś nowy błysk w jego oczach, jakby nadzieję?
Poczuła ogarniającą ją tkliwość.
- Masz siłę, żeby zrobić wszystko, Zach. Możesz spełnić
swoje marzenia. O czym marzysz?
- Nie marzę. - Jest gorzej, niż myślała. - Zaczekam tu na
ciebie - powiedział chłodno.
- Nie będę długo.
- Nie musisz się spieszyć.
Spotkała się z nim godzinę pózniej, z sukienką w torbie.
Na małym targu kupili ser, pieczywo i jabłka, butelkę mer-
lota i dwie szklaneczki. Znalezli w parku ławkę, z której mo-
gli obserwować port, posilając się. Siedzieli, jedli, roz-
mawiali, milczeli. Julianne rzucała okruchy mewom. Kiedy
skończyli i sprzątnęli resztki, zauważyła, że wcale nie mu-
siała udawać, bo naprawdę z przyjemnością spędziła z nim
ten czas. Wydało jej się wobec tego zupełnie naturalne, że
wspięła się na palce i leciutko dotknęła wargami jego ust.
S
R
Objął ją ramieniem i przyciągnął blisko, pogłębiając po-
całunek.
- Wynajmijcie pokój! - krzyknął ktoś z przejeżdżające
go samochodu.
Przerwali pocałunek, ale nie odsunęli się od siebie.
- Powinniśmy wracać na Prom - powiedział, zsuwając
rękę z jej talii.
Skinęła głową w zamyśleniu, kolejny raz rozważając, czy
nie popełnia błędu, uciekając od niego. Może wynikłoby z
tego zwiÄ…zku coÅ› solidniejszego, a nie tylko zaspokojenie
jego potrzeby żony, która nie może świadczyć przeciwko
mężowi? On potrzebuje odpowiedniej kobiety...
O czym ona w ogóle myśli? Chciała skończyć studia,
mieszkać w akademiku, być wolna i niezależna. A w końcu
wyjść za mężczyznę, który będzie ją kochał, uwielbiał i czcił.
Mężczyznę, który nie będzie miał tajemnic.
Na takiego człowieka warto, czekać.
Pózniej, w domu, Zach kręcił się wokół jadalni i czekał, aż
Julianne przyjdzie na kolację. Spędzili zdumiewająco przy-
jemny dzień. Miała dobry humor, żartowała, flirtowała z nim,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]