[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tym razem nie da mruknął jeden z ludzi Tela, zdejmując z pleców duży
łuk. Osadził w miejscu konia i wypuścił strzałę w kierunku czujki na szczycie
skały. Obserwator, trafiony w brzuch, zgiął się wpół, spadł ze skały i legł bez
ruchu na drodze.
Dobry strzał pochwalił Kurik.
286
Niezły potwierdził łucznik skromnie.
Czy myślisz, że ktoś usłyszał jego krzyk? zapytał Sparhawk Tela.
To zależy, jak są blisko. Pewnie nie bardzo zrozumieją, dlaczego krzyknął
tylko raz, więc kilku z nich może tu przyjechać, aby sprawdzić, co się stało.
Niech no tylko przyjadą. Mężczyzna z łukiem uśmiechnął się złowiesz-
czo.
Zwolnijmy, bo za jakimś zakrętem wpadniemy prosto na nich poradził
Tel.
Dobry jesteś, Telu powiedział Sparhawk.
Mam praktykę, dostojny panie Sparhawku, i znam teren. %7łyłem tu przez
ponad pięć lat. Dlatego Stragen wysłał właśnie mnie, a nie kogoś innego. Wybacz,
ale mam ochotę rozejrzeć się za tym zakrętem.
Zsunął się z konia i wziął włócznię. Pobiegł przed siebie skulony, tuż przed
zakrętem utorował sobie drogę między krzakami i zniknął. Po chwili pojawił się
ponownie. Dawał im jakieś znaki.
Jest ich trzech tłumaczył łucznik półgłosem. Zbliżają się kłusem.
Założył strzałę na cięciwę i uniósł łuk.
Sparhawk wyciÄ…gnÄ…Å‚ miecz.
Osłoń Sephrenię rzekł do Kurika.
Mężczyzna, który wyjechał zza zakrętu, spadł z siodła ze strzałą w szyi. Spar-
hawk potrząsnął wodzami i Faran zaatakował.
Dwóch następnych gapiło się w zdumieniu na swego powalonego kompana.
Pierwszego Sparhawk jednym cięciem zwalił z konia. Drugi rzucił się do ucieczki,
jednakże Tel wyłonił się z krzaków i ugodził go włócznią. Zbójca wydał gardłowy
okrzyk i spadł z siodła.
Aapcie konie! krzyknął do swoich ludzi Tel. Nie pozwólcie im wrócić
tam, gdzie ukrywa się reszta łotrów!
Jego ludzie puścili się galopem za uciekającymi końmi i po kilku minutach
przyprowadzili je z powrotem.
Dobra robota pochwalił Tel, wyciągając swą włócznię z trupa leżącego
na drodze. Obyło się bez krzyków i żaden nie uciekł. Obrócił nogą ciało
rozbójnika. Znałem go powiedział. Tamci dwaj to chyba nowi. Zbójcy
zazwyczaj nie żyją długo, więc Dorga ciągle musi przyjmować nowych.
Kto to jest Dorga? zapytał Sparhawk, zsiadając z konia.
Przywódca tej bandy. Nigdy sobie z niego zbyt wiele nie robiłem. Jest
trochę za bardzo zarozumiały.
Wciągnijmy ich w krzaki rzekł Sparhawk. Lepiej, żeby dziecko nie
widziało trupów.
Kiedy ukryli ciała, Sparhawk dał znak Sephrenii i Kurikowi, by wyjechali zza
zakrętu. Ostrożnie ruszyli dalej.
287
Może nam pójść łatwiej, niż się spodziewałem powiedział Tel. My-
ślę, że rozproszyli się w małych grupkach, by pilnować dłuższego odcinka drogi.
Teraz zjedziemy z traktu i przejedziemy przez lasek, rozciÄ…gajÄ…cy siÄ™ po lewej
stronie. W ten sposób ominiemy kamienne usuwisko, gdzie Dorga ustawia zwy-
kle kilku łuczników. Gdy już zostaną z tyłu, wyślę paru ludzi, aby się nimi zajęli.
Czy to rzeczywiście jest konieczne? zapytała Sephrenia.
Trzymam się jedynie rad dostojnego pana Sparhawka odpowiedział Tel.
Nie zostawiam za sobą żywych nieprzyjaciół, zwłaszcza kiedy są uzbrojeni
w łuki. Ani ja, ani pani nie mamy przecież ochoty dostać strzałę w plecy.
Wjechali między drzewa i ostrożnie posuwali się naprzód. Jeden z ludzi Tela
trzymał się skraju lasu i po kilku minutach dołączył do nich.
Jest ich dwóch relacjonował cicho. Czają się około pięćdziesięciu
kroków nad usuwiskiem.
Wez dwóch ludzi polecił Tel. Dwieście kroków stąd jest zagajnik.
Tam będziecie mogli przejść na drugą stronę drogi. Zajdzcie ich od tyłu. Starajcie
się nie narobić hałasu.
Zarośnięty, jasnowłosy zabijaka uśmiechnął się szeroko, kiwnął na dwóch
kompanów i ruszył do przodu.
Zapomniałem już, jakie zbójectwo jest przyjemne powiedział Tel.
Szczególnie przy dobrej pogodzie. Ale zimą jest marnie.
Ujechali już może z pół ligi od usuwiska, gdy dogoniło ich trzech drabów.
Jak wam poszło? spytał Tel.
Na wpół drzemali zachichotał jeden z nich. Teraz już śpią snem
wiecznym.
Dobrze. Tel rozejrzał się dookoła. Możemy śmiało ruszyć galopem,
dostojny panie Sparhawku. Przez kilka następnych lig pobocze jest puste i nie
nadaje siÄ™ na urzÄ…dzanie zasadzek.
Galopowali prawie do południa, kiedy to dotarli na szczyt grani. Tel dał sy-
gnał, aby się zatrzymali.
Dalej może być różnie rzekł do Sparhawka. Droga biegnie dnem
parowu i nie ma sposobu, by go obejść. To jedno z ulubionych miejsc Dorga, więc
pewnie ustawił tu kilku ludzi. Myślę, że najlepszym sposobem będzie pędzić tędy
na złamanie karku. Aucznikowi nie jest łatwo trafić z góry w ruchomy cel. Wiem,
bo ja zawsze miałem z tym kłopot.
Jak daleko do końca parowu?
Około pół ligi.
I cały czas będziemy widoczni z góry?
Owszem.
Więc nie mamy zbyt wielkich szans?
Chyba że zechcesz poczekać, aż się ściemni, a wtedy reszta drogi do Heidu
będzie dwa razy tak niebezpieczna.
288
W porządku zdecydował Sparhawk. Znasz okolicę, więc prowadz.
Zdjął tarczę z haka przy siodle. Sephrenio, ty pojedziesz tuż koło mnie. Będę
osłaniać ciebie i małą Flecik tarczą. Prowadz, Telu.
Ich szalony zjazd w dół parowu zaskoczył ukrytych zbójców. Sparhawka do-
biegło kilka zdumionych okrzyków ze szczytu zbocza i daleko za nim upadła
pojedyncza strzała.
Rozdzielić się! krzyknął Tel. Nie jechać gromadą!
Gnali dalej w dół. W powietrzu świstały następne strzały, jedna stuknęła
o tarczę, którą Sparhawk osłaniał Sephrenię i dziewczynkę. Usłyszeli zdławio-
ny krzyk, rycerz obejrzał się za siebie. Jeden z ludzi Tela chwiał się w siodle
z oczyma pełnymi bólu i raptem spadł ciężko na ziemię.
Pędzmy dalej! wrzasnął Tel. Zaraz stąd wyjedziemy!
Przed nimi droga opuszczała parów i biegła wśród kępy drzew, a potem zakrę-
cała dookoła stromej skały.
Jeszcze kilka strzał posypało się ze zbocza parowu, ale wszystkie spadły dale-
ko za nimi.
Przegalopowali przez kępę drzew i wzdłuż zbocza stromej skały.
Nie zwalniajcie! krzyknął Tel. Niech pomyślą, że mamy zamiar tak
pędzić całą drogę.
Galopowali dalej skrajem przepaści. Wtem szeroki występ, którym wiódł
trakt, zakręcał ostro. Droga opadała w dół i niknęła w lesie. Tel wstrzymał spie-
nionego konia.
To mi wygląda na dobre miejsce powiedział. Droga się tu zwęża,
więc będą jechali jeden za drugim lub najwyżej po dwóch obok siebie.
Naprawdę myślisz, że chcą nas gonić? zapytał Kurik.
Znam Dorga. Choćby nawet nie wiedział dokładnie, kim jesteśmy, to prze-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]