[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podróży z Halleya.
Słynna Piątka przystosowała się na swój sposób do niespodziewanej zmiany życiowych planów.
Michajłowicz komponował wytrwale i bardzo głośno. Pokazywał się tylko w czasie posiłków i
bawił wtedy wszystkich niesamowitymi opowieściami, a także dokuczał naprędce
wyszukiwanym ofiarom, szczególnie Willisowi. Greenberg sam mianował się  przy braku
sprzeciwów  honorowym członkiem załogi i spędzał większość czasu na mostku.
Maggie M. traktowała całą sytuację ze smętnym rozbawieniem.
 Pisarze zawsze marzą o tym  powiedziała kiedyś  by tworzyć w jakimś odludnym miejscu,
gdzie nikt im nie przeszkadza i nie stoi nad głową. Dlatego uwielbiają latarnie morskie i
więzienia. Ja nie mogę narzekać, choć wolałabym szybciej dostawać zamawiane materiały, a nie
czekać, aż zwolni się kanał łączności.
Do podobnych wniosków doszedł Victor Willis, który zajął się opracowywaniem rozmaitych
dalekosiężnych projektów. Miał jeszcze jeden powód, by nie za często opuszczać kabinę:
czekał, aż znów zacznie wyglądać jak dawniej, przed zgoleniem brody.
Yva Merlin przesiadywała całymi godzinami w centrum rozrywkowym, oglądając swoje
ulubione  jak twierdziła  klasyczne filmy. Na szczęście przed dziewiczym lotem
 Wszechświata uporano się ze skompletowaniem filmoteki i zainstalowaniem urządzeń
projekcyjnych. Choć kolekcja była nie za bogata, i tak starczyłaby na jedno długie życie
oglÄ…dania.
Na statku znajdowały się wszystkie najsłynniejsze dzieła sztuki wizualnej, począwszy od jej
niemego dzieciństwa. Yva znała większość filmów i z radością dyskutowała na ich temat.
Floyd lubił jej słuchać, bo podczas rozmów Yva ożywała, zrzucała maskę bogini i stawała się
zwykłą ludzką istotą. Smutne i zarazem fascynujące było jednak to, że jej kontakt z
rzeczywistością wymagał protezy  tych właśnie sztucznych, nagranych na taśmie obrazów.
Jednym z najdziwniejszych doświadczeń w stosunkowo bogatym w wydarzenia życiu Heywooda
Floyda było oglądanie z Yvą gdzieś daleko za Marsem oryginalnej wersji Przeminęło z
wiatrem. Siedział tuż za nią i chwilami patrzył na jej słynny profil, nakładający się na twarz
Vivien Leigh. Porównywał obydwie aktorki, choć nie umiałby powiedzieć, która z nich była
lepsza; z pewnością każda była kobietą sui generis genialną.
Gdy zapaliły się światła, Floyd stwierdził ze zdumieniem, że Yva płacze. Ujął jej dłoń i
powiedział czule:  Ja także płakałem, kiedy umarła Bonny.
Yva uśmiechnęła się słabo.
 Ja& płaczę po Vivien  szepnęła.  Kiedy kręciliśmy wersję drugą, wiele o niej czytałam.
Była bardzo nieszczęśliwa. A teraz, kiedy tak lecimy pośród gwiazd, przypomniałam sobie, co
powiedział o niej Larry*, gdy przywiózł ją po załamaniu nerwowym z Cejlonu. Oznajmił wtedy
przyjaciołom:  Poślubiłem kobietę z kosmosu .
*Sir Laurence Olivier, mąż Vivien Leigh (przyp. tłum.).
Yva przerwała, a po jej policzku spłynęła (dość teatralnie, pomyślał Floyd) kolejna łza.
 Jest jeszcze coś naprawdę dziwnego. Vivien nakręciła swój ostatni film dokładnie sto lat
temu& A wiesz, jaki miał tytuł?
 Nie mam pojęcia?
 Wyobrażam sobie, jak to zaskoczy Maggie, jeśli rzeczywiście pisze tę książkę, którą nam
wciąż zagraża. Otóż ostatni film Vivien nosi tytuł Statek szaleńców.
38. Kosmiczne góry lodowe
Teraz, gdy nikt nie mógł narzekać na brak czasu, kapitan Smith zgodził się w końcu na
udzielenie Victorowi Willisowi zagwarantowanego kontraktem i dawno odkładanego wywiadu.
Rozmowę odwlekał teraz sam Victor, a powodem była  jak mówił Michajłowicz   amputacja
brody . Nic nie wskazywało, by mogła ona wrócić do dawnych rozmiarów przez kilka
najbliższych tygodni, toteż Willis postanowił prowadzić wywiad zza kadru. Na Ziemi uzupełnią
materiał jego starymi zdjęciami.
Usiedli w umeblowanej tylko częściowo kabinie kapitana, popijając wyborne wino, które
stanowiło większość bagażu Willisa. Mieli ostatnią szansę, gdyż za kilka godzin silniki
 Wszechświata będą zatrzymane, a statek wejdzie w dryf.  Nieważkie wino zaś  jak
utrzymywał Willis  było paskudne. Nie zgadzał się na przelanie swoich cennych zapasów do
plastikowych tubek.
 Z pokładu statku kosmicznego  Wszechświat mówi Victor Willis. Jest piątek, 15 lipca 2061
roku, godzina 18.30. Nie przebyliśmy jeszcze połowy drogi, a znajdujemy się daleko poza orbitą
Marsa i osiągnęliśmy prawie maksymalną szybkość, która wynosi& kapitanie?
 Tysiąc pięćdziesiąt kilometrów na sekundę.
 Więcej niż tysiąc kilometrów na sekundę, czyli niemal cztery miliony kilometrów na godzinę!
Zdumienie Willisa wypadło całkiem naturalnie i nikt by się nie domyślił, że zna orbitalne
parametry lotu nie gorzej od kapitana. Jedną z cech telewizyjnego talentu Victora była
umiejętność odgrywania roli przeciętnego widza  odgadywanie jego pytań, rozbudzanie jego
zainteresowania.
 Tak, to prawda  dodał kapitan, nie kryjąc dumy.  Lecimy dwukrotnie szybciej niż ktokolwiek
z ludzi od początków czasu.
To ja powinienem był powiedzieć, pomyślał Victor. Nie lubił być wyprzedzany przez osoby, z
którymi rozmawiał. Jako profesjonalista, umiał się jednak przystosować.
Nie odzywał się, jakby spoglądając na ekran swego słynnego elektronicznego notatnika, z
którym się nie rozstawał i którego nikomu nie pokazywał.
 Co dwanaście sekund przemierzamy dystans równy średnicy Ziemi. A jednak dolecimy do
Io& , ach, do Lucyfera  rzecz jasna  dopiero za dziesięć dni. Daje to nam obraz skali Układu
Słonecznego& Ale chcę zapytać o coś innego, o sprawę bardzo delikatną, która wielce absorbuje
naszych widzów, o czym świadczą pytania napływające do mnie przez ostatni tydzień.
O nie!  jęknął w duszy Smith. Czyżby znów chciał pytać o bezgrawitacyjne toalety?
 W tej chwili przelatujemy przez środek pasa asteroidów&
(Szkoda, że nie zapytał o te toalety, pomyślał Smith.)
 & i choć do tej pory nie doszło do żadnej poważnej kolizji, istnieje przecież jej
prawdopodobieństwo. Mamy tutaj bowiem miliony ciał, z których najmniejsze nie przekracza
rozmiarami piłki plażowej, orbitujących na stosunkowo dużym obszarze kosmosu. Co gorsza,
znamy dokładną pozycję zaledwie kilku tysięcy tych skalnych odłamków&
 Więcej niż kilku, bo ponad dziesięciu tysięcy.
 Tak czy inaczej, pozostają miliony, o których nic nie wiemy.
 To prawda. Ale nawet gdybyśmy wiedzieli, na niewiele by nam to się zdało.
 Co pan ma na myśli?
 Nic nie da się z nimi zrobić.
 Dlaczego?
Kapitan Smith zamyślił się. Willis miał rację, sprawa istotnie była niezwykle delikatna. Jeśli
powie coś, co odstraszy potencjalnych klientów, Kwatera Główna na pewno nie puści mu tego
płazem.
 Po pierwsze, kosmos jest tak olbrzymi, że nawet tutaj, jak pan powiedział: w samym środku
pasa asteroidów, możliwość kolizji jest nieskończenie mała. Przykład: chcielibyśmy pokazać
państwu asteroid. Najbliższym asteroidem jest Hanuman, mający zaledwie trzysta metrów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire