[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trafiła do zajazdu przy londyńskim trakcie, znajdującego się kilka mil dalej. March słuchał z coraz bardziej
wściekłą miną, jakoś jednak powstrzymał się przed złajaniem siostry, na co bez wątpienia zasługiwała, choćby
tylko z powodu nagłego odjazdu z Crawfordem w jego kariolce. Postanowił odłożyć tę rozmowę na pózniej.
76
- Wyszliśmy na dwór, tak jak nam kazała - ciągnęła Meg - i czekaliśmy przed zajazdem. Czekaliśmy i
czekaliśmy. W końcu wróciliśmy do saloniku w zajezdzie i okazało się, że Jacka... to znaczy pana Crawforda i
Alison już tam nie ma. Został tylko list na stole. - Wskazała kartkę, którą przed chwilą podała bratu. - Zgodnie z
tym, co tam jest napisane, Alison doszła do wniosku, że woli pojechać do Londynu pod opieką Jacka Crawforda,
niż zostać w Bath i czekać, aż pomarszczy się jak suszona śliwka. Ona używała takich słów, pamiętam. Ale -
dodała natychmiast - nie sądzę, żeby sama to napisała.
- Znasz jej pismo? - spytał March.
- Nie, ale...
- Ależ milordzie - wtrąciła się znowu pani Binsham, eksponując wysuniętą szczękę przypominającą w tej chwili
lemiesz pługa - To jasne jak słońce, że...
Przerwano jej bardzo niegrzecznie, przed grupkę wystąpiła bowiem Finster i chwyciła Marcha za rękaw.
- Jasne jest, milordzie, że niektórzy ludzie nie mają tyle rozumu, ile Stwórca dał głupiemu kogutowi. Mogę
przysiąc, że panna Fox miała chęć wykłuć temu Crawfordowi oczy. Prędzej uciekłaby z diabłem niż z tym
draniem.
Pani Binsham niebezpiecznie się zaperzyła i już miała zamiar otworzyć usta, ale natychmiast je zamknęła, bo
hrabia skinieniem dłoni poprosił o ciszę. Szybko przebiegł wzrokiem liścik nabazgrany niewprawnym
charakterem. Nie, nie było najmniejszego podobieństwa do subtelnego pisma, które widział u ciotki. Zresztą nie
potrzebował dowodów, by wiedzieć, że jeśli Alison przebywa w towarzystwie Jacka Crawforda, to nie z własnej
woli. Pomyślał z egzaltacją, że jego wiara w jej uczciwość jest niezachwiana. W chwilę potem opanował go
straszliwy gniew. Ostrzegał Crawforda, żeby więcej nie sprawiał Alison kłopotów. A ten pętak raz jeszcze
spróbował wciągnąć ją w swoje szalone plany. Jak śmiał?!
Porachujemy się, już niedługo - postanowił. March zwrócił się do Meg.
- Gdzie to było?
- W zajezdzie Horse and Jockey, pod Atford - odrzekła Meg. - Musieli wyjechać stamtąd niecałą godzinę temu.
Och, śpiesz się, March! Mam nadzieję, że wychłoszczesz tego wstrętnego pana Crawforda!
March uśmiechnął się ponuro, cmoknął siostrę w czoło i z powrotem wskoczył do kariolki. Wkrótce stał się dla
reszty towarzystwa małym punktem na horyzoncie.
- No, słuchajcie, słuchajcie! - wykrzyknęła pani Binsham, ale stwierdziła, że nikt jej nie słucha, więc sapiąc
wdrapała się do powozu.
22
Alison oprzytomniała w ciemności. Leżała przykryta jakąś szmatą i czuła, że pęka jej głowa. Bardzo bolała ją też
szczęka, a w nozdrza bił przykry odór. Chwilę pózniej zorientowała się, że ma knebel w ustach i związane z tyłu
ręce, i że podłoże, na którym spoczywa, jest w ruchu.
Poruszyła się, instynktownie próbując zerwać więzy, ale bez skutku. Za to gdzieś z góry doleciał ją cichy śmiech.
- Zbudziłaś się, Alison? Przepraszam za dość brutalne traktowanie, ale nie dałaś mi wyboru.
Od razu poznała głos Jacka. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że znajdują się w jakimś pojezdzie, który zjeżdża
na pobocze drogi. Zaraz potem ściągnięto z niej derkę. Zamrugała, oślepiona blaskiem słońca, po czym przeszyła
Jacka nienawistnym spojrzeniem.
Jej prześladowca sięgnął do knebla. Alison natychmiast otworzyła usta do krzyku, ale Jack ostrzegł ją łagodnie:
- Nie ma co hałasować, skowroneczku. Jak widzisz, trakt jest pusty. Nikt cię nie usłyszy. - Spojrzał smutno na
siniec, który został po jego uderzeniu. - Bardzo cię przepraszam, Alison.
- Bez przerwy to pan powtarza - syknęła Alison przez zaciśnięte zęby i zaczęła się gramolić na siedzenie kariolki.
W śmiechu Jacka słychać było tylko cień skruchy.
- Masz rację, ale to nie z mojej woli wpadamy z jednego nieszczęścia w drugie. Chyba nie byłoby rozsądnie cię
rozwiązać, ale jeżeli będziesz bardzo grzeczna, to nie włożę ci z powrotem knebla do ust. Ostrzegam jednak, że
jeśli choćby piśniesz, to obecny tu Felcher po prostu da ci w głowę. - Powiedział to tak poważnym tonem, że
Alison nie miała wątpliwości, czy należy wierzyć tej grozbie. Ze zdziwieniem spojrzała na młodego człowieka
zajmującego miejsce dla służby. Widząc to, Jack zachichotał.
- Dżentelmen nie wyjeżdża kariolką bez służącego, skowroneczku. Poznaj Twista Felchera. Być może nazywa się
w rzeczywistości jakoś inaczej, ale nikt o tym nie wie.
Alison przesłała błagalne spojrzenie. Felcherowi, najwyżej dwudziestoletniemu młodzieńcowi, ten jednak tylko
spojrzał na nią wilkiem. Zrozpaczona zwróciła się z powrotem do swego prześladowcy.
- Jack, to jest chorobliwy pomysł. Czy nie wie pan, że będziemy ścigani? Jak długo pańskim zdaniem będą
czekać moi towarzysze, nim zaczną mnie szukać? Kiedy się zorientują, że mnie nie ma...
- Wszystko załatwiłem - odparł i lekceważąco machnął ręką. - Zostawiłem liścik, który na pewno zniechęci
wścibskich ludzi. Zanim ktokolwiek zechce przyjść ci z pomocą, będziemy już bezpiecznie ukryci w Londynie. Bo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire