[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W każdym bądz razie nie sądzę, żeby miała pani zaraz umrzeć - powiedziałem. -
Niech pani gdzieÅ› wyjedzie i siÄ™ zabawi. Niech pani pojedzie na narty.
- Skąd pan wiedział, że lubię jezdzić na nartach? - zapytała. - Po prostu uwielbiam.
- Zamilkła na chwilę, po czym powiedziała: - Powinnam się zachowywać, jak gdybym
miała jeszcze setki lat.
W ten paradoksalny sposób zintegrowała nagle śmierć i nieśmiertelność. I słusznie.
Miała teraz podwójne nastawienie: że wyjedzie i miło spędzi czas, a także, że będzie
żyła tak, jak gdyby nie było jej dane umrzeć, jak gdyby śmierć jej nie dotyczyła.
Pomysł ten wówczas wiele dla niej znaczył. Oczywiście, jej fizyczne ciało kiedyś
umrze, lecz inna jej część będzie żyła wiecznie, tak jak chciała w to wierzyć. Nie
tłumiła w sobie lęku przed śmiercią, lecz nieświadomie zdawała sobie sprawę, że
będzie żyć po śmierci. Kilka tygodni pózniej czuła się zupełnie dobrze. Nastawiła się,
że miło spędzi czas i po raz pierwszy w życiu naprawdę cieszyła się sobą. Wysłała do
mnie list, pisząc, że uwolniłem ją od męża, psychologicznego męża, który - jak
stwierdziła - symbolizował jej własne, zahamowane ja . Wydaje mi się, że kobieta ta
miała proces indywiduacji przekraczający granice życia i śmierci.
Niektórym ludziom niezbędne jest przekonanie, że będą żyli wiecznie, podczas gdy
innym bardziej odpowiada świadomość, że ich aktualne życie jest jedyne i żadna
dodatkowa możliwość realizacji siebie nie będzie im już dana. Potrzebne jest im
przekonanie, że muszą realizować się właśnie teraz. %7łycie w poczuciu nieuchronnej
przemijalności własnej egzystencji dla pewnych osób psychologicznie prawidłowe, o
ile myśl o istnieniu nieprzekraczalnych granic ludzkiego czasu można odnalezć
również w uch snach i wyobrażeniach. Tym właśnie osobom mówię, że muszą
zdawać sobie sprawę, że ich choroba może oznaczać dla nich koniec, że nie wrócą
już tutaj, by się dalej rozwijać i że swoje ostatnie dni na ziemi powinni poświęcić na
walkę o własną integrację i osiągnięcie pełni swojej osobowości.
Widziałem w swojej pracy wiele potwornych cierpień. W książkach opisuje się
bohaterów pięknie kończących życie, ale ja rzadko miałem do czynienia z takimi
przypadkami. Moi klienci byli najczęściej zwykłymi ludzmi umierającymi nieszczęśliwą
śmiercią. Kiedy jednak powie się takim ludziom, że mają żyć tu i teraz, często
zdarzają się cudowne, wewnętrzne przemiany.
Przypominam sobie pewnego biznesmena leżącego w szpitalu i umierającego na
raka. Miał przed sobą zaledwie kilka dni życia. Poszedłem do niego raz z jego
lekarzem.
- Kończy się moje życie, ale dzięki Bogu jest jeszcze inny świat, który mnie
przyjmie - powiedział słabym głosem umierający mężczyzna. - Wierzy pan w inny
świat? - zapytał, zwracając się do mnie.
- W swój wierzę, ale nie wiem, czy i pan mógłby tam pójść - odparłem.
Zaniepokoił się i zapytał, czy nie jest tak, że wszyscy mamy to samo niebo?
Odpowiedziałem, że tego nie wiem i że mogę mówić tylko o sobie.
- Czy miał pan kiedykolwiek sen lub doświadczenie cielesne wskazujące, że inny
świat istnieje? - zapytałem.
Odparł, że nie.
- W takim razie dopóki nie będzie pan miał takiego snu lub wszechogarniającego
doświadczenia, które przekona pana, że inny świat istnieje, musi pan żyć tak, jak
gdyby go nie było - powiedziałem.
Nie macie pojęcia, jak jego lekarz się na mnie zezłościł.
- Nie zabieraj mu tego, w co wierzy! - ryknÄ…Å‚.
Odparłem mu na to, że idę za procesem pacjenta, a nie za tym, w co wierzą
lekarze.
W tym momencie pacjent odwrócił się i zwymiotował. Powiedział, że nie czuje się
dobrze. Poradziłem mu, że jeśli ma coś jeszcze do zrobienia w życiu, to nie powinien
kręcić się wokół śmierci, ale wrócić do swoich spraw. Po czym wyszedłem. Pózniej
dowiedziałem się od lekarza, że kilka godzin po moim wyjściu mężczyznę odłączono
od kroplówek i po podpisaniu papierka zwalniającego szpital od odpowiedzialności,
wypuszczono go do domu. Mężczyzna poszedł najpierw do biura, gdzie uregulował
zaległe sprawy, a potem do siebie, gdzie również poustawiał wszystko na swoim
miejscu. Stan jego zdrowia gwałtownie się poprawił, po czym nagle, po kilku
miesiącach, mężczyzna zmarł względnie szczęśliwą śmiercią. W sposób oczywisty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]