[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nownie przesłał Morganowi wesoły uśmiech, zanim znowu
zwrócił się do niej. - Więc kiedy wracasz?
- Nie mogÄ™ mieszkać sama - wyjaÅ›niÅ‚a. - Lekarze wy­
pisali mnie ze szpitala pod warunkiem, że ktoś będzie ze
mną przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Morgan ma
mnóstwo sąsiadów, którzy mogą nade mną czuwać.
- Hope, ja bym czuwał nad tobą - zadeklarował się
Peter.
Morgan pomyÅ›laÅ‚, że bez wzglÄ™du na uÅ›miechy kiero­
wane w jego stronę, ten goguś, jeżeli nawet jeszcze nie był
amantem Hope^ najwyrazniej miał na nią chrapkę.
- Wiesz, że to niemożliwe, przynajmniej przez całą
dobę. Peter robi doktorat z matematyki - powiedziała do
Morgana. - Spędza więcej czasu na uniwersytecie niż tutaj.
Teraz też idziesz na uczelnię, prawda? - spytała, kierując
wzrok na rzucony plecak.
- Jeszcze muszę zjeść trochę zębów na tych liczbach
- rzekÅ‚ Peter. Ponownie uÅ›cisnÄ…Å‚ Hope i dodaÅ‚ z entuzja­
zmem. - Och, jak miło cię widzieć. Aha - przypomniał
sobie - Alan podlewał twoje kwiaty i zabrał pocztę.
- Zwietnie. Byłam ciekawa, czy to zrobi. Alan to nasz
gospodarz - wyjaśniła Morganowi.
- I przejrzał twoją lodówkę. Wyrzucił mleko, które już
siÄ™ psuÅ‚o. A pomaraÅ„cze daÅ‚ mnie, boby zgniÅ‚y. Mam na­
dzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
- O, to okropne - zażartowała. - Przyślę ci rachunek.
- Ale serio, kochanie, jak już całkiem wydobrze-
jesz, pójdziemy razem i kupię ci tyle pomarańcz, ile zdo-
Anula & Irena
scandalous
Å‚asz unieść. A, to mi przypomniaÅ‚o - po raz kolejny prze­
słał Morganowi przyjacielski uśmiech - że wybieramy się
całą paczką na lody około jedenastej. Nie poszlibyście
z nami?
Hope z uśmiechem pokręciła głową.
- Może przy innej okazji.
- Odrzucasz takie zaproszenie. Musiałaś rzeczywiście
niezle oberwać. - Ze śmiechem pocałował ją w czoło. -
Muszę lecieć, ale, Hope, wrócisz niedługo do domu?
- Zobaczymy.
Peter zgarnął plecak z podłogi i ruszył w stronę drzwi,
lecz jeszcze się odwrócił.
- A, byłbym zapomniał, Alan telefonował do twojej
mamy.
Hope nie odezwała się, uśmiech zamarł jej na wargach.
- ZnalazÅ‚ numer w twoim notesie. UznaÅ‚, że ktoÅ› powi­
nien zawiadomić ją o wypadku. Dobrze zrobił, prawda?
- Tak, oczywiÅ›cie. - Morganowi siÄ™ wydawaÅ‚o, że wy­
czuwa gorycz w jej gÅ‚osie. - DziÄ™ki, Peter, że mi powie­
działeś.
- No to cześć. - Przesłał jej pożegnalny uśmiech
i otworzył drzwi. - Naprawdę wspaniale wyglądasz, Hope.
Tęskniłem za tobą. - Z tymi słowami wyszedł.
Hope stała u stóp schodów zesztywniała, blada, bez
uśmiechu. Morgan powinien zainteresować się, co jej jest,
lecz egoizm sprawił, że przedłożył ponad sprawy Hope
własny niepokój.
- Ten facet to twoja sympatia? - UsiÅ‚owaÅ‚ nadać pyta­
niu obojętny ton.
- Kto? Peter? To byłoby raczej trudne. On jest gejem.
- Naprawdę? - Morgan spojrzał na drzwi, za którymi
dopiero co zniknął Peter. Nagle poczuł się o niebo lepiej.
Anula & Irena
scandalous
Teraz, kiedy ogarnęła go ulga, mógł całą uwagę poświęcić
Hope.-Dobrze siÄ™ czujesz?
- Tak, całkiem dobrze - odparła łamiącym się głosem.
Zaczęła wchodzić na schody chwiejnym krokiem, kurczo­
wo trzymała się poręczy.
Nie czuła się dobrze. Morgan przyskoczył do niej i objął
ją ramieniem. Nawet nie musiał pytać, czy kręci jej się
w głowie, to było widoczne. Podejrzewał, że byłaby zła na
niego, gdyby zaczÄ…Å‚ robić wokół tego wielkie halo. Najwy­
razniej coś, co powiedział Peter, bardzo j ą przybiło.
Wspomniał o jej matce.
Nie odrzuciła jego pomocy, tylko trzymała się poręczy
i przystajÄ…c na każdym stopniu, mozolnie pięła siÄ™ na dru­
gie piętro. Nawet jeżeli miała mu za złe, że ją tak holuje,
robiła wszystko, by tego po sobie nie pokazać. Wreszcie
doszli do jej mieszkania. Otworzyła drzwi. Było mniej
więcej tak, jak się Morgan spodziewał: niały, schludnie
utrzymany pokój, stare meble. Wnętrze ożywiały kwiaty
w doniczkach i kilka kolorowych plakatów na ścianach.
W jednym rogu urzÄ…dzona byÅ‚a niewielka kuchnia z lo­
dówką, dwupalnikową maszynką i zlewozmywakiem.
Większość podłogi z malowanych desek pokrywała jakaś
resztka dywanu. W pobliżu drzwi do łazienki stało biurko,
dalej dwa krzesÅ‚a, stolik, na półce z książkami maÅ‚y telewi­
zor, a między dwoma oknami, wychodzącymi na ulicę,
szeroka sofa.
- Kwiatki przeżyły - powiedziała cicho.
Nie tylko przeżyły, wyglądało, że są w lepszym stanie
niż Hope. Morgan pozostał przy drzwiach, a ona zapaliła
lampę i przystąpiła do inspekcji mieszkania. Zajrzała do
lodówki, po czym zaczęła przeglÄ…dać niedużą kupkÄ™ kore­
spondencji, ułożoną na kuchennym blacie. Po chwili całość
Anula & Irena
scandalous
bez czytania wrzuciła do kosza na śmieci stojącego tuż koło
Morgana. Na wierzchu zauważyÅ‚ dużą, biaÅ‚Ä… kopertÄ™, adre­
sowaną do Hope. Na stemplu pocztowym dostrzegł nazwę
Chicago.
- To od twojej matki - zwrócił jej uwagę, wyciągając
kopertÄ™ z kosza.
- Och - powiedziała. Jej twarz jeszcze bardziej zbladła.
- Co? - spytał łagodnym tonem. Był ciekawy, jak ona
mieszka, lecz bez porównania bardziej intrygowało go,
dlaczego zwykła wzmianka o matce kosztuje ją tak wiele
nerwów.
- Chyba powinnam to przeczytać - powiedziaÅ‚a szyb­
ko, jakby usiłując teraz odrobić skutki, swego zachowania.
OtworzyÅ‚a kopertÄ™, przebiegÅ‚a wzrokiem treść karty i z po­
wrotem wrzuciła ją do .kosza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire