[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie w porządku. Dzisiaj rano miały na sobie rdzę i wszystkie
potrawy do nich przywierały.
- Pewno ich nie natłuściłaś. - Podniósł jedną do góry.
- Muszą być wysmarowane olejem przed u\yciem.
- To znaczy, \e wszystkie potrawy muszą być sma\one na
oleju? - Skrzywiła się.
- Nie, trzeba natłuścić po wyszorowaniu. - Ostro\nie
odło\ył patelnię z resztkami sczerniałego tłuszczu po boczku.
- Myślałem, \e wiesz, co robisz, jak wczoraj energicznie
szorowałaś je druciakiem.
Nie wspomniał tylko o przypieczonych naleśnikach. I skąd
on to wszystko wie?
- Có\, chyba będę musiała rozrobić znowu ciasto na
krakersy. - Spojrzała bez entuzjazmu na pieniek oblepiony
zaskorupiałą mąką. Mo\e dzisiaj wszyscy zrezygnują ze
śniadania.
- Dzień dobry. - Doc wytarł nogi o słomiankę i wszedł do
kuchni. Rusty patrzyła na jego minę i przeczuwała najgorsze.
On zaś, nie zmieniając wyrazu twarzy, zatrzymał się przy
piecyku, rzucił przelotne spojrzenie na jajecznicę, wreszcie
popatrzył na Trenta, potem na Rusty i znowu na Trenta.
- Piecyk potrafi mieć czasem swoje humory - powiedział i
skinąwszy im głową, wyszedł.
Trent naprawdę współczuł Rusty, gdy z pobladłą twarzą,
zagryzając dolną wargę, odprowadzała wzrokiem Doca.
Usiłował zbagatelizować jej pora\kę. Rzeczywiście
zmarnowała całą blachę krakersów. Wielkie rzeczy. Pewnie
dała za du\o przypraw do jajecznicy, ale to kwestia gustu.
Tylko ten boczek trudno było czymś wytłumaczyć.
Zdziwiła go uwaga Doca. Piecyk nigdy nie miewał
humorów. Harvey nie pozwoliłby na to, by jakieś urządzenia
w domu zle funkcjonowały. Poza tym piecyk był dość
niedawno kupiony, a reklamy \eliwnych patelni zapewniały o
ich pierwszorzędnej jakości.
- Mo\e teraz, kiedy piecyk się rozgrzała następna partia
krakersów wypadnie lepiej. - Rusty z cierpkim uśmiechem
niosła blachę ze swymi wypiekami w kierunku kosza na
śmieci. Nacisnęła nogą pedał i zgarnęła z blachy wszystkie
spalone krakersy. Spadając, wydały odgłos gradu bijącego o
blaszany dach. Rusty rzuciła Trentowi wyzywające spojrzenie
i chwyciła ksią\kę kucharską.
- Słuchaj, nie musisz robić krakersów. Zjem sobie dzisiaj
płatki kukurydziane. - Skierował się ku spi\arni.
- Poza nami jeszcze cztery osoby muszą coś zjeść. - Z
trzaskiem odło\yła ksią\kę. - Lada chwila się obudzą.
Trent znieruchomiał z dłonią na torbie z płatkami. Miał
du\o pracy. Powinien nasypać ich sobie na talerz, zalać
mlekiem i wrócić do sypialni.
- Tu jest mnóstwo płatków...
- Nie będę twoich wujków karmiła płatkami!
- Dlaczego?
- Podobno my z babcią mamy tu gotować, a nie sypać
płatki na talerz!
Trent po chwili wahania wyszedł ze spi\arni i
niespodziewanie dla siebie powiedział;
- Wobec tego pozwól, \e ci pomogę.
- Ty? Zdumiony wyraz twarzy Rusty był naprawdę
denerwujący, ale zaproponował jej pomoc, więc teraz się nie
wycofa.
- Tak. Mogę prosić o ksią\kę kucharską? Podała mu ją ze
śmiechem.
- Proszę, będzie na co popatrzeć.
- Zostań w pobli\u, mo\e się czegoś nauczysz. Po
odgłosie łomoczących patelni domyślił się, \e Rusty myje
naczynia. Wiedział, \e ona go obserwuje, zwłaszcza gdy
rzuciła świe\o wymyty wałek o milimetr od jego palców.
- Przepraszam. - OdstawiajÄ…c patelniÄ™ na kuchenkÄ™, nie
miała wcale skruszonej miny.
- Chodz tutaj. - Złapał ją za ramię i przyciągnął do blatu. -
Ciasto jest ju\ gotowe do wałkowania.
- No to zaczynaj.
- Nie tak szybko. - Podał jej wałek, a sam poszedł umyć
ręce.
Kiedy wrócił, Rusty z wypiekami na twarzy wpatrywała
się z wściekłością w oblepiony ciastem wałek.
- Dlaczego to siÄ™ ciÄ…gle tak robi?
- Nie mam pojęcia. - Stanął koło niej. - Mo\e do ciasta
trzeba jeszcze dodać mąki.
- To czemu nie dodałeś?
- Postępowałem według przepisu.
- Właśnie. Ja te\. - Rozwścieczona zdjęła z wałka
ciągnące się strzępy ciasta, posypała je mąką i przystąpiła do
kolejnego ataku na krakersowy rozczyn.
Trent przyglądał się jej desperackim zmaganiom.
- Myślałem, \e pieczenie jest uspokajającym zajęciem.
- O, taak. - Odgarnęła grzywkę. Na czole zostało trochę
ciasta i mÄ…ki.
Z trudem powstrzymując śmiech, wziął ręcznik i otarł jej
czoło.
- Dzięki - rzekła chłodno.
- Za mocno naciskasz. Popatrz. - StanÄ…wszy za niÄ…,
poło\ył na jej dłoniach zaciśniętych na uchwytach wałka
swoje. Stała sztywno. - Odprę\ się. - Rozluzniła mięśnie
ramion. - A teraz wałkuj powoli. Tam i z powrotem.
Zamierzał się w tym momencie wycofać - bo co on
właściwie wiedział o wałkowaniu ciasta? - ale miał jej włosy
tu\ przy twarzy i czuł, poza dymem, zapach szamponu. Plecy
Rusty przyciskały się do jego piersi i odkrył, \e do niej
pasowały, gdy ich ciała poruszały się w rytm wałkowania.
Tam i z powrotem. Tam i z powrotem.
Trent uzmysłowił sobie, jak bardzo ten rytm jest
dwuznaczny i \e on go nieświadomie powtarza. Ciasto było
ju\ tak cienkie, \e je\eli nie przestaną, upieką najcieńsze
krakersy świata. Kiedy zobaczył w kąciku jej ust koniec
języka, który wysunęła w wysiłku wałkowania obrze\y ciasta,
miał ochotę odrzucić wałek i posiąść ją tu, na miejscu. Ale
tylko pochylił głowę i dotknął wargami jej karku w nadziei, \e
ona nie zwróci na to uwagi.
- Czy ju\ wystarczy? - Odwróciła ku niemu głowę i jej
usta znalazły się o milimetry od jego warg.
- Nie. Jeszcze nie - wyszeptał. Utkwiła wzrok w jego
ustach. Nie zmieniła pozycji. Pamiętał ich pocałunek.
Przyrzekł jej, \e to się więcej nie powtórzy. Pomocy, bo on
zamierza złamać to przyrzeczenie. Zbli\ył jeszcze bardziej
twarz, powieki Rusty zatrzepotały i opadły.
- Rusty, nie mogę uwierzyć, \e zaspałam. Musiałam...
Agnes patrzyła na nich wytrzeszczonymi ze zdumienia
oczami. śadne się nie odezwało, oboje jedynie westchnęli.
Trent wyprostował się bardzo powoli, co miało
wskazywać babci, \e - wbrew oczywistości - nie działo się tu
nic podejrzanego.
- Trent pomagał mi wałkować ciasto - powiedziała Rusty
pogodnie.
Agnes zawiązała j u \ pasek szlafroka i teraz zasłaniała
klapami coś koronkowego pod spodem. Trent pomyślał, \e
wygląda zupełnie inaczej ni\ wczoraj.
- Dzień dobry... Trent. - Przygładziła włosy i rzuciła
baczne spojrzenie w kierunku piecyka.
- Dzień dobry. - Obie panie przeszyły się teraz wzrokiem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]