[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twarzy dostrzegła linie, których dwudziestopięciolatki jeszcze nie mają. Jego oczy, rzadko
widoczne z powodu stale noszonych dużych słonecznych okularów, były zmęczone, a skóra
wokół nich opuchnięta i pełna drobnych zmarszczek. Słyszała o jego hulaszczym trybie życia,
ale było gorzej, niż myślała. Zauważyła, że jego ręce drżały jak u starego alkoholika.
- Powiedz mi - zagadnęła nieśmiało. - Chyba nie tylko ja przeżyłam wczoraj niezłe
huśtanie?
Naprawdę się zaczerwienił.
- Czy widać to tak wyraznie? - zaśmiał się nerwowo. - Tak, może trochę za bardzo
zaszalałem wczoraj wieczorem. Wiesz, wódka i tym podobne. Czy masz wszystko, czego
potrzebujesz? - spytał wstając z łóżka.
- Tak, dziękuję. Dziękuję, Dan, za wszystkie miłe chwile mojego dzieciństwa. Za
wszystkie nasze głupie rozmowy. Za tego Dana, którego teraz już nie ma.
- Skąd wiesz, że już go nie ma?
- Bo wiem. Nigdy nie wróci. Jego poczucie humoru jest nadwerężone. Coś się wypaliło.
Odwrócił się i skierował w stronę drzwi.
- Nie jesteś miła, Camillo. Wiesz, że nie lubię być poważny. A jeśli nie jestem już
zabawny, to jestem niczym.
Zanim Camilla zdążyła odpowiedzieć, wyszedł.
Leżała nieruchomo i patrzyła bezmyślnie w sufit. Zauważyła, że drży. Nagle Dan stał
się dla niej zupełnie obcy.
Po jakimś czasie, kiedy się trochę uspokoiła, wszedł Greger.
- No jak tam?
- Dziękuję, leżę tu i mam nadzieję, że tabletka zacznie działać.
Greger wyglądał bardziej demonicznie niż kiedykolwiek. Znowu poczuła się tak jak
kiedyÅ›, gotowa na jego najmniejsze skinienie.
- Hm - mruknął. - A więc potrzebujesz spokoju. Muszę wyjechać do miasta.
Pomyślałem, żeby przełączyć tu telefon, ale w takim razie niech sobie dzwoni.
- Nie, mogę z powodzeniem... - zaprotestowała cicho Camilla.
- Nie, nie jest to takie ważne. Odpoczywaj. I...
- Tak?
- Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś teraz bardzo... nie, już nic. Szybkiego powrotu do
zdrowia!
Wyszedł. Camilla poczuła ogromną wdzięczność wobec Gregera, nie byłaby teraz w
stanie rozmawiać z jego klientami. Stwierdziła, że oprócz bólu głowy czuje się zupełnie
roztrzęsiona z powodu nadmiaru wrażeń. Gdyby miała dość siły, wstałaby i zamknęła drzwi na
klucz, ale wymagało to zbyt wielkiego trudu.
Jego jasne oczy błyszczały dziwnym blaskiem.
- Wkrótce ją dostaniemy - szepnął. - Zastraszona dziewczyna... takie są najlepsze,
prawda? Tak pięknie krzyczą...
Podobne do cieni postacie nie odpowiedziały, ale to zdawało się go nie martwić. Nucił
zadowolony pod nosem. Na jego ustach igrał szczęśliwy uśmiech, kiedy tak spacerował w lesie
postaci zmarłych z koszmarnego snu Camilli...
Tego samego przedpołudnia Martha miała niespodziewaną wizytę.
- No, co o tym myślisz? - spytała. - Zadowolony?
- Martho, dokonałaś cudu. Dziewczyna rozkwitła jak orchidea. Albo raczej jak piwonia.
- Prawda? Może się w niej zakochasz?
Nie odpowiedział wprost, tylko zaśmiał się krótko.
- Wygląd zewnętrzny odgrywa tak niewielką rolę. Nie, wdzięczny jestem za to, że udało
ci się wydobyć jej osobowość. Dziewczyna nie miała wcześniej odwagi nawet pisnąć, a
powinnaś jej teraz posłuchać. Ja jednak zawsze wiedziałem, że ma wiele do zaoferowania,
gdyby jej tylko na to pozwolić.
Martha skinęła głową i przez chwilę panowała cisza. Następnie powiedziała z wesołym
uśmiechem:
- Nie musisz zaprzeczać, masz do niej słabość. Zawsze miałeś. Wcześnie przecież
zaczÄ…Å‚eÅ›.
DrgnÄ…Å‚.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Słyszałam o pewnym młodym człowieku...
- Martho!
- Nie udawaj, że jesteś oburzony. Matka Camilli opowiedziała mi całą historię i była
głęboko wstrząśnięta. O pewnym małym mężczyznie, który znalazł takie pismo, wiesz, i chciał
się przekonać, czy Camilla jest tak samo zbudowana...
- Martho, proszÄ™...
Kobieta była jednak bezlitosna.
- To rozwścieczyło dziewczynę i pobiła cię, a ty przybiegłeś z płaczem do domu.
Wyglądał na zawstydzonego.
- Mam nadzieję, że o tym zapomniała.
- Wątpliwe - stwierdziła Martha oschle. - Dziewczynki nie zapominają takich zdarzeń.
Nie ośmiolatki. Dlaczego nie spróbowałeś z Heleną? Ona na pewno nie sprawiłaby ci lania.
- Helena nigdy mnie nie pociągała.
- No tak, wiem. Ciebie zawsze intrygowała mała, bezradna i niezręczna Camilla. Czy...
sądzisz, że ona jest tobą zainteresowana?
Potrząsnął głową.
- W jej otoczeniu sÄ… godniejsi uwagi.
- Tak, niestety.
W eleganckim biurze ponownie zapadła cisza. Odetchnął z ulgą. Przez chwilę myślał, że
Martha słyszała o jego drugim spotkaniu z Camillą, tym w garderobie. To było znacznie gorsze.
Oblał go zimny pot, kiedy pomyślał, że ryzykował wtedy wyrok. Dziewczyna miała dopiero
dwanaście - trzynaście lat, a on był prawie dorosły. Był wdzięczny temu, kto akurat wtedy za-
wołał - bo wiedział, że ani Camilla, ani on sam nie poprzestaliby na dziecinnych pieszczotach.
Dzwonek telefonu przerwał jego myśli. Martha przeprosiła, a kiedy skończyła rozmowę
i odłożyła słuchawkę, popatrzył na nią uważnie.
- Martho - zaczął łagodnie. - Czy jest coś, co chciałabyś mi wyznać?
Spojrzała na niego, niby nie rozumiejąc, lecz nie dał się zwieść.
- Coś, co powinnaś mi była powiedzieć wiele, wiele lat temu.
Na jej policzki wystąpił silny rumieniec. Chłopak mówił dalej:
- Camilla nie jest głupia. Ja też nie.
- Czy ona mówiła, że...?
- Nie dosłownie. Ona nie wie, kim jestem, Martho. Czy ty się mnie wstydziłaś?
Spuściła oczy. Kąciki jej ust drżały. Na wpół oślepiona łzami, zaczęła szukać po
omacku chusteczki.
- Nie miałam wyboru.
- Rozumiem. Ale potem? Czy nigdy nie żałowałaś?
Wytarła nos, a jej głos brzmiał niewyraznie, stłumiony przez chusteczkę.
- Adopcji nie można wycofać, wiesz o tym.
- Nawet po śmierci rodziców zastępczych?
- Nie zniosłabym tego, gdybyś się mnie pózniej wstydził. Musisz pamiętać, że jestem
bardzo prostÄ… kobietÄ….
Czekał w milczeniu, gdy wycierała łzy. Potem spytał:
- To ty mi pomogłaś, prawda? Często się zastanawiałem, kto mnie wtedy polecił.
Skinęła głową.
- Tak bardzo pragnęłam, abyś nie miał kłopotów finansowych. Chciałam, abyś miał
wielkie możliwości, mimo że twój tchórzliwy brat przyrodni targnął się na twoje życie i w
znacznym stopniu cię okaleczył.
Spuścił głowę i słuchał w milczeniu.
Martha mówiła szybko, niewyraznym głosem.
- Pytasz, czy nie żałowałam? Tysiąc razy każdego dnia. Widziałam, jak rosłeś. I taka
byłam z ciebie dumna, z tego, że jesteś taki zdolny i inteligentny. A teraz mam dodatkowy
powód do dumy. Ci, dla których pracujesz, są z ciebie bardzo zadowoleni. Wiesz, zawsze kiedy
mogłam ci pomóc, byłam szczęśliwa. Tak jak wczoraj z Camillą. Zrobiłam wszystko, co
mogłam, ponieważ to ty mnie o to poprosiłeś.
Przesunął wolno swoją rękę w stronę Marthy. Kiedy jego silne palce dotknęły jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]