[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cienkiej jak serwetka podeszwy. Barkovitch przechodził obok powoli, z uśmieszkiem na
twarzy. Fala zastygłej ciszy powoli ogarniała tłum, sunąc w obu kierunkach od miejsca, w
którym Garraty usiadł, jak wielkie szkliste grzywacze zdążające ku plaży. Mam
upomnienie, pomyślał. Zaraz dostanę drugie, rusz się, nogo, rusz się, cholera! Nie chcę
dostać czerwonej kartki!
- Upomnienie! Drugie upomnienie, czterdziestkasiódemka!
Myślicie, że nie umiem liczyć do trzech? Myślicie, że siedzę tu i się opalam?
Pewność śmierci, realna i nieubłagana jak fotografia, usiłowała go dosięgnąć i
pochłonąć. Usiłowała go sparaliżować. Odsunął ją z rozpaczliwym chłodem. Męka nie do
zniesienia rozrywała mu udo, ale był tak skupiony, że ledwo ją czuł. Została minuta. Nie,
pięćdziesiąt sekund, nie, czterdzieści pięć, jego czas wyciekał, kończył się.
Z obojętnym, niemal nieczułym wyrazem twarzy Garraty zagłębił palce w zamarłe
postronki i uprzęże mięśni. Ugniatał. Rozluzniał. Przemawiał do swojej nogi. Rusz się,
rusz się, rusz się, cholero! Palce go rozbolały i tego też nie zauważył. Minął go Stebbins i
coś mruknął. Garraty nie usłyszał, może to było życzenie powodzenia. I został sam, sam
na przerywanej linii oddzielajÄ…cej pasy ruchu.
Wszyscy odeszli. Cyrk właśnie opuścił miasto, zwinął namioty i wyjechał, nikt nie został,
tylko ten mały Garraty pośrodku stosu pogniecionych cynfolii po cukierkach, petów
papierosowych i ciśniętych w błoto jarmarcznych nagród.
Został też żołnierz, młody, jasnowłosy i przystojny. W jednej ręce srebrny chronometr, w
drugiej karabin. %7ładnej litości w twarzy.
125
- Upomnienie! Czterdziestkasiódemka, upomnienie! Trzecie upomnienie!
Mięsień ani się rozluznił. Zaraz nadejdzie śmierć. Po tym wszystkim, po tym wypruwaniu
sobie flaków, to fakt, po tej męce...
Przestał masować nogę i spokojnie patrzył na żołnierza. Zastanawiał się, kto wygra.
Zastanawiał się, czy McVries przetrzyma Barkovitcha. Zastanawiał się, jak to jest, poczuć
w głowie kulę, czy to będzie po prostu nagła ciemność, czy też faktycznie poczuje, jak
myśli są rozrywane na strzępy.
Jeszcze kilka sekund.
Skurcz puścił. Krew napłynęła do mięśnia, tak że zamro-wił się od igieł i pinezek,
rozgrzał się. %7łołnierz odłożył do kieszeni chronometr. Poruszał bezgłośnie ustami,
odliczajÄ…c sekundy.
Aleja nie mogę się podnieść, pomyślał Garraty. Po prostu za dobrze mi się siedzi. Och,
siedzieć i niech telefon sobie dzwoni, do diabła z nim, czemu nie zdjąłem słuchawki z wi-
dełek?
Głowa bezwładnie opadła mu do tyłu. %7łołnierz spoglądał na niego w dół jakby z wylotu
tunelu albo znad krawędzi głębokiej studni. Poruszał się w zwolnionym tempie - uchwycił
broń dwiema rękami, palcem wskazującym musnął cyn-giel, lufa zaczęła obrót.
Małżeńska obrączka odbiła promień słońca. Wszystko było spowolnione. Bardzo
spowolnione. Tylko... niech telefon zaczeka.
Tak smakuje umieranie, pomyślał Garraty.
%7łołnierz kciukiem prawej dłoni niezmiernie powoli przestawiał bezpiecznik na pozycję
wyłączony". Trzy kościste baby stały dokładnie za nim, trzy wiedzmowate siostry, niech
telefon zaczeka. Niech zaczeka chwilę, jeszcze tylko umrę. Zwiatło słońca, cień, błękit
nieba. Chmury przebiegające nad szosą. Ze Stebbinsa zostały teraz jedynie plecy,
niebieska robocza koszula z paskiem potu między łopatkami, do widzenia, Stebbins.
Dzwięki zwaliły się na niego z ogłuszającym hukiem. Nie miał pojęcia, czy to efekt
wyobrazni, wyostrzonych zmysłów czy po prostu świadomości bliskiej śmierci.
Bezpiecznik osiągnął pozycję wyłączony" z trzaskiem pękającej gałęzi. Szum powietrza
wciąganego przez zęby był jak odgłos z tunelu aerodynamicznego. Serce biło jak wielki
bęben. I pojawiła się jakaś wysoka nuta, nie w uszach, ale w przestrzeni między nimi,
wspinająca się po spirali coraz wyżej i wyżej... Garraty był przekonany, że słyszy pracę
fal mózgowych.
Z wrzaskiem zerwał się na nogi jednym konwulsyjnym skokiem. Pobiegł, pomknął. Jakby
miał skrzydła u nóg. Jasnowłosy żołnierz z palcem na cynglu został w tyle. Przesunął
wzrok na elektroniczne urządzenie na przegubie, komputerowy gadżet,
zminiaturyzowany sonar. Garraty czytał raz artykuł na ten temat w Popular Mechanix".
Urządzenie śledziło szybkość pojedynczego zawodnika z dokładnością do czwartego
miejsca po przecinku.
%7łołnierz zdjął palec z cyngla.
Garraty zwolnił do szybkiego marszu, w ustach miał kompletnie sucho, serce waliło jak
młotem, przed oczami latały nieregularne świetliste błyski. Przez chwilę był przekonany,
że zaraz zemdleje. Błyski odleciały. Stopy, najwyrazniej rozwścieczone utratą
zasłużonego odpoczynku, protestowały głośno i boleśnie. Zagryzł zęby i przetrzymał ból.
126
Wielki mięsień w lewej nodze nadal dygotał alarmująco, ale obywało się bez utykania. Na
razie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]