[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gajusz.
- Skąd jesteś, Kabero? W twojej twarzy nie widzę rzymskich rysów.
- Z dalekiego wschodu, panie. Mojej ojczyzny nie znajÄ… w Rzymie.
- Pozwól mi zgadnąć. W ciągu całego życia odbyłem ze swoim legionem niejedną podróż.
Wzrok Mariusza był nieustępliwy. Patrzył na Kaberę bez jednego mrugnięcia, ale Kabera nie
wydawał się tym speszony.
- Górska wioska tysiące mil na wschód od Egiptu. Opuściłem ją jako chłopiec i jej nazwa
zatarła mi się w pamięci. Od tamtego czasu i ja dużo podróżowałem.
Zgadujący stracił zainteresowanie odpowiedzią i płomień spojrzenia skoczył w bok. Mariusz
znów patrzył na chłopców.
-Od dziś mój dom jest waszym domem. Przypuszczam, że Tubruk wróci do majątku?
Gajusz przytaknÄ…Å‚.
- Dobrze. Załatwię ci wejście do senatu, jak tylko rozwiążę parę własnych problemów. Czy
znasz SullÄ™?
Rozdział 12
151
Gajusz był świadomy, że staje do egzaminu.
- Obecnie sprawuje kontrolę nad Rzymem. Mariusz zmarszczył czoło, lecz Gajusz ciągnął:
-Jego legion patroluje ulice i to czyni go szalenie wpływowym człowiekiem.
- Masz rację. Widzę, że wiejski żywot nie odizolował cię kompletnie od miejskich spraw.
Podejdz tu i usiądz. Pijesz wino? Nie? Zatem przyszła pora, żeby się nauczyć.
Kiedy usiedli na łożach wokół zastawionego jedzeniem stołu, Mariusz pochylił głowę i
głośno się pomodlił:
-Wielki Marsie. Spraw, bym podejmował słuszne decyzje w nadchodzących trudnych dniach.
- Wyprostował się, uśmiechnął szeroko, dał znak niewolnikom, by nalewali wino, i zwrócił
się do Gajusza: - Twój ojciec mógł być wielkim wodzem, gdyby chciał. Miał
najinteligentniejszy umysł, z jakim przyszło mi się kiedykolwiek spotkać, mimo to nie
rozumiał istoty władzy, tego, że silny człowiek może stać ponad zasadami i prawem swoich
sąsiadów.
- Prawa Rzymu leżały mu na sercu i nie żałował na to pieniędzy - odparł po chwili namysłu
Gajusz.
- Tak. I to był błąd. Czy wiesz, ile razy byłem wybierany na konsula?
- Trzy - wstrzelił się Marek.
- Podczas gdy prawo pozwala na jedną kolejkę. Wybiorą mnie znowu i znowu, i będą
wybierać tak długo, aż cała gra mnie zmęczy. Niebezpiecznemu człowiekowi się nie
odmawia, a ja, widzisz, jestem niebezpieczny. Oto do czego dochodzi, mimo praw i
przepisów, które są tak drogie tym starcom w senacie. Mój legion jest wierny mnie i tylko
mnie. Zniosłem zakaz zaciągania do armii mężczyzn bez majątku, dlatego dla wielu z nich
jestem jedynym zródłem utrzymania. To prawda, niektórzy z nich to degeneraci i rzymskie
szumowiny, lecz wbrew swemu pochodzeniu i urodzeniu sÄ… wierni i silni.
Gdyby mnie zamordowano, pięć tysięcy żołnierzy mogłoby zburzyć to miasto po fundamenty,
a więc chodzę ulicami bezpieczny. Ci w senacie wiedzą, co by się zdarzyło, gdybym umarł,
rozumiecie, chłopcy? Jeżeli nie mogą mnie zabić, muszą mi jeść z ręki, tylko że teraz wszedł
do gry Sulla z własnym wiernopoddąńczym le-
152
Imperator
gionem. Ja nie mogę zabić jego i on nie może zabić mnie, więc warczymy na siebie z
przeciwnych ław w senacie i jeden wyczekuje chwili słabości drugiego. Obecnie on jest górą.
To jego ludzie opanowali ulice, jak powiadasz, podczas gdy moi obozują na zewnątrz murów.
Sytuacja bez wyjścia. Czy znasz grę w żołnierzy? Mam tu planszę.
To ostatnie pytanie było skierowane do Gajusza. Chłopak zamrugał i przecząco potrząsnął
głową.
-Nauczę cię. Sulla jest jednym władcą, a ja drugim. To dobra gra dla wodzów. Chodzi o to, by
zabić króla wrogów albo pozbawić go władzy, tak by stał się bezradny i by musiał się poddać.
Do sali jadalnej wszedł żołnierz, cały w błyszczącej zbroi. Pozdrowił Mariusza wyciągniętym
prawym ramieniem.
- Wodzu. Ludzie, których chciałeś zobaczyć, przybyli. Weszli do miasta z różnych stron i
zebrali siÄ™ tutaj.
- Wspaniale! Widzisz, Gajuszu, zrobiliśmy kolejny ruch w grze. Mam u siebie w domu
pięćdziesięciu moich ludzi. Jeżeli Sulla nie szpiegował każdej bramy, nie będzie wiedział, że
są w mieście. Jeżeli odgadnie moje zamiary, o brzasku będzie pod moimi bramami czekała
centuria jego legionu, lecz żyć to ryzykować, prawda?
Zwrócił się do żołnierza.
-Wyjdziemy o świcie. Upewnij się, że moi niewolnicy zadbają
0 ludzi. Będę tam za chwilę.
%7łołnierz znów pozdrowił Mariusza i odszedł.
- Co zamierzasz zrobić? - spytał Marek, kompletnie zdezorientowany.
Mariusz wstał, przeciągnął się, następnie wezwał niewolnika
1 powiedział, by o świcie czekała na niego pełna zbroja.
-Widzieliście kiedyś triumf?
- Nie. Nie sądzę, by w ostatnich kilku latach jakiś się odbył -odpowiedział Gajusz.
- Każdy wódz, który podbił nowe ziemie, ma prawo do triumfu. Ma prawo przemaszerować
ze swoim legionem przez ulice ukochanego miasta i odebrać hołd tłumów i podziękowania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]