[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pan życie.
- To już się nie powtórzy, panno Blake, ma pani moje słowo.
Chciałam mu jeszcze przyciąć, ale gliniarze byli za blisko. Usłyszeliby moje słowa. Nie
zamierzałam wydać im Ruebensa ani jego organizacji, musiałam więc zachować moją
ciętą ripostę na następną okazję. Znając Ruebensa, szansa jeszcze się nadarzy.
Skłamałam policji o tym, czego dokonali Najpierw Ludzie, i skłamałam o tym, czego
chciał ode mnie Alejandro. Był to po prostu kolejny przykład bezsensownej napaści, dwa
podobne ataki zakończyły się śmiercią ofiar. Pózniej wyznam prawdę Dolphowi i
Zerbrowskiemu, teraz jednak nie miałam ochoty tłumaczyć zawiłości tej sprawy całkiem
obcym glinom. W gruncie rzeczy nie byłam pewna, czy nawet Dolphowi opowiem o
wszystkim. Zamierzałam pominąć pewne drobne szczegóły. Jak choćby to, że niemal
bezsprzecznie byłam ludzką służebnicą Jean-Claude a. Nie, lepiej o tym nikomu nie
wspominać.
25
Samochód Larry ego okazał się najnowszym modelem mazdy. Członkowie organizacji
Najpierw Ludzie byli do tego stopnia zaabsorbowani wampirami, że nie zdążyli skasować
auta. Mieliśmy szczęście, jako że mój wóz do niczego się już nie nadawał. Czekała mnie
jeszcze przeprawa z pracownikami firmy ubezpieczeniowej i długie wyczekiwanie na ich
ekspertyzę, której orzeczenie będzie zapewne brzmiało, iż samochód nadaje się do
kasacji, ale uszkodzeniu musiał ulec jakiś istotny element podwozia, wyciekał stamtąd
płyn ciemniejszy od krwi. Przód wozu wyglądał jak po zderzeniu ze słoniem. Potrafię na
pierwszy rzut oka rozpoznać samochód nadający się tylko do kasacji.
Ostatnie kilka godzin spędziliśmy na ostrym dyżurze. Pielęgniarze z karetki uparli się, że
muszę trafić do lekarza, a Larry emu trzeba było założyć na czole trzy szwy. Kosmyki
jego rudych włosów opadły, przesłaniając ranę. Pierwsza blizna. Pierwsza z wielu, jeśli
nie rzuci tego fachu i będzie się trzymał blisko mnie.
- Od ilu godzin opracujesz? Od czternastu? I co o tym sądzisz? - zapytałam.
Zerknął na mnie z ukosa, po czym przeniósł wzrok na drogę. Uśmiechnął się, ale nie
wyglądał na rozbawionego.
- Nie wiem.
- Chcesz zostać animatorem czy nie?
- Wydawało mi się, że chcę - odparł.
Szczerość, rzadka cecha.
- Nie masz już pewności?
- Chyba nie.
Nie kontynuowałam tematu. Instynkt podpowiadał mi, żeby zniechęcić go do tego fachu.
Chłopak powinien znalezć sobie jakąś dobrą, normalną robotę. Mimo to wiedziałam, że
ożywianie zmarłych nie było czymś, co robiło się z wyboru. Jeżeli twój dar był
141
dostatecznie silny, ożywianie umarłych stawało się koniecznością, w przeciwnym razie
moc powracała do ciebie w najmniej odpowiednich momentach. Co wam mówi
określenie przejechane zwierzę ? Dla mojej macochy, Judith, te słowa mówiły aż za
dużo. To oczywiste, że nie przepadała za moją pracą. Uważała ją za coś okropnego. Cóż
mogłam powiedzieć? Miała rację.
- Osoba z dyplomem z biologii nadnaturalnej mogłaby znalezć dla siebie bardziej
adekwatne zajęcie.
- Jakie? Eksterminator w zoo?
- Nauczyciel - odparłam - strażnik leśny, przyrodnik, biolog, badacz.
- Który z tych zawodów może zapewnić mi równie wysokie zarobki? - spytał.
- Czy pieniądze to jedyny powód, dla którego chcesz zostać animatorem? - Poczułam się
rozczarowana.
- Chcę coś zrobić, aby pomagać ludziom. Czy może być coś lepszego, niż wykorzystać
moje szczególne umiejętności, aby usunąć z tego świata najgrozniejszych nieumarłych?
Spojrzałam na niego. W ciemnym wnętrzu auta widziałam tylko jego profil podświetlony
słabym światłem deski rozdzielczej.
- Nie chcesz być animatorem, lecz zabójcą wampirów. - Nie starałam się ukryć
zdziwienia w moim głosie.
- Tak, to mój nadrzędny cel.
- Dlaczego?
- A czemu ty to robisz?
Pokręciłam głową.
- Ty mi odpowiedz, Larry.
- Chcę pomagać ludziom.
- Wobec tego zostań policjantem, oni tam potrzebują ludzi, którzy znają się na istotach
nadnaturalnych.
- Wydawało mi się, że spisałem się dziś całkiem niezle.
- To prawda.
- W takim razie czemu próbuje mi pani to odradzić?
Zastanawiałam się nad możliwą odpowiedzią zawierającą się w monologu, który trwałby
krócej niż dziesięć minut.
- To, co stało się dzisiejszej nocy, było potworne, ale będzie jeszcze gorzej.
- Dojeżdżamy do Olive, co dalej?
- Skręć w lewo.
Wóz zjechał na pas do skrętu. Zatrzymaliśmy się na światłach, sygnalizator jarzył się w
ciemnościach.
- Nie wiesz, w co się pakujesz - powiedziałam.
- Wobec tego powiedz mi - odparował.
- Zrobię coś więcej. Pokażę ci.
- Co to miało znaczyć?
- Przy trzecich światłach skręć w prawo. - Wjechaliśmy na parking. - Pierwszy budynek
po prawej. - Larry zatrzymał wóz na jedynym wolnym miejscu na parkingu. Na moim
miejscu. Ale mój mały, biedny nova już nigdy tu nie wróci. W ciemnym wnętrzu auta
142
powoli, z trudem zdjęłam kurtkę. - Zapal podsufitowe światło - rozkazałam. Wykonał
polecenie. Był w tym zdecydowanie lepszy ode mnie. A skoro wykonywał moje polecenia,
nie miałam nic przeciwko temu. Pokazałam mu blizny na rękach. - Tę w kształcie krzyża
otrzymałam od ludzkich sług pewnego wampira, którzy uznali, że to może być zabawne.
Bliznowate tkanki w zgięciu ramienia to pamiątka po wampirze, który wgryzł mi się w
ramię. Fizjoterapeuta mówi, że to cud, że w ogóle odzyskałam władzę w ręce.
Czternaście szwów od ludzkiego sługi i to licząc tylko te na rękach.
- Masz ich więcej? - Jego twarz w świetle podsufitowej lampki wyglądała blado i dziwnie.
- Wampir wbił mi w plecy fragment złamanego kołka. - Skrzywił się. - Równocześnie z
poszarpaną ręką miałam także zgruchotany obojczyk.
- Próbujesz mnie wystraszyć.
- Jeszcze jak - mruknęłam.
- Nie przestraszysz mnie.
Dzisiejszej nocy Larry powinien był dowiedzieć się, czym jest prawdziwy strach, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]