[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sztucznych. Początkowo nabyłem tylko część udziałów. Potem, kiedy
właściciel postanowił wycofać się z życia zawodowego, spłaciłem resztę.
Następnie kupiłem zakłady tekstylne w New Hampshire i tak dalej.
Kierowałem się jedną zasadą: przejąć firmę, która ma kłopoty albo jest zle
zarządzana, i dokonać jej uzdrowienia. Ale przecież to w gruncie rzeczy
wcale pani nie interesuje.
Ostatnie słowa prawie nie dotarły do świadomości Marilyn. Bez przerwy
myślała o Dinie.
Czy właściciel tej pierwszej fabryki miał... dzieci? spytała
nieoczekiwanie.
Tak odparł zaskoczony Mark. Dwie córki. %7ładna nie była
zainteresowana przejęciem firmy. Jedna pracowała jako fotomodelka, a
druga, o ile pamiętam, chodziła jeszcze do szkoły.
To musiało być wyzwanie, pomyślała Marilyn. Dwie siostry naraz.
A więc dokładnie ten sam schemat powiedziała bardziej do siebie
niż do niego. Ale usłyszał jej słowa.
Jaki schemat ma pani na myśli?
RS
27
Ten, który stosuje pan przy kupowaniu swoich firm. Napotkała
chłodny wzrok jego lodowatych błękitnych oczu.
Coś podobnego już kiedyś pani powiedziała. Czy mogłaby mi pani
wytłumaczyć, o czym, u diabła, właściwie pani myśli?
Marilyn zwilżyła wargi koniuszkiem języka i zaczęła:
Przed trzema laty Dina Lathrop pisała mi o tym, jak wiele poświęcał
jej pan uwagi aż do dnia, kiedy jej ojciec odsprzedał panu połowę
udziałów swojej firmy.
Aha. Więc pani uważa, że metodą mojego postępowania jest
uwodzenie niewinnych młodych kobiet, żeby w ten sposób dostać w swoje
szpony własność rodzinną.
Mark mówił cichym, spokojnym głosem. Ale Marilyn wyraznie czuła, że
wewnętrznie aż kipiał z wściekłości.
Mój Boże, w jakiej to brukowej powieści pani to wyczytała? Powiem
coś dla pani wiadomości: za wszystko, co dostaję, płacę ciężkie pieniądze.
Tym światem rządzi pieniądz. A jeśli chodzi o pani przyjaciółkę Dinę, to
chyba nie byłoby zbyt elegancko, gdybym pani opowiedział ze szczegółami,
jak to wszystko się rozegrało. Ale skoro w pani oczach i tak nie uchodzę za
dżentelmena... A więc dwa razy zaprosiłem Dinę na kolację, dwa razy! I
tylko dlatego, że mnie do tego praktycznie zmusiła. Mówiąc szczerze i
otwarcie: Dina mi się narzucała. I jeśli opowiadała pani o wielkiej miłości,
to wszystko mogło się rozgrywać wyłącznie w jej fantazji. Natomiast Aaron
Lathrop dobrze wiedział, co robi. Sprzedał mi połowę udziałów, ponieważ
zaproponowałem najwięcej. To był jedyny powód.
Jego rzeczowy ton przekonał Marilyn, że to prawda. Mark rzucił zwitek
banknotów na stół i podniósł ją z krzesła.
Mark... strasznie mi przykro...
Nie mówmy o tym. Chcę stąd wyjść.
Kiedy wiózł ją do domu, odzywał się tylko wtedy, gdy musiał spytać o
kierunek. Wreszcie zatrzymał samochód przed jej domem. Marilyn
pośpiesznie mruknęła słowa podziękowania i szybko wysiadła.
Ku jej zaskoczeniu Mark również wysiadł i odprowadził ją do samych
drzwi mieszkania. Bez słowa wyjął jej klucze z ręki i włożył je w zamek.
Skoro i tak spodziewa się pani po mnie najgorszego... rzekł
ochrypłym głosem, chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Bardzo
mocno przycisnął ją do swego muskularnego ciała. Jego ramiona
obejmowały ją niby stalowe pierścienie.
Mark całował ją tak, jakby chciał ją za coś ukarać. Gwałtownie odchylił
jej głowę do tyłu i brutalnie wpił się w jej usta. Marilyn ze zdumieniem
RS
28
stwierdziła, że ten pocałunek wprawił ją w niezwykłe podniecenie. Nie
poruszyła rękami, które złożyła na piersi, żeby go odepchnąć. W końcu
oplotła ramionami jego szyję.
Puścił ją tak nagle, aż się zatoczyła. Wyglądała zupełnie bezbronnie ze
swoimi lekko potarganymi włosami, ustami zaczerwienionymi od
gwałtownego pocałunku i szeroko rozwartymi oczami, w których malowało
się przerażenie tą chwilą całkowitej słabości.
Nie rób takiej tragicznej miny, dziewczyno powiedział. To nie
była tylko twoja wina.
Nacisnął na klamkę i szeroko otworzył drzwi.
Nie obawiaj się. Nie mam zwyczaju uwodzenia małych dziewczynek.
Nawet jeśli próbują mnie do tego sprowokować.
Co powiedziawszy, odwrócił się i poszedł sobie, zostawiając całkowicie
oszołomioną i drżącą Marilyn.
Z uczuciem ulgi przypomniała sobie, że Mark przez kilka dni będzie
nieobecny w biurze. Ma przecież wyjechać na to sympozjum do Chicago. W
takim stanie wzburzenia, jak w tej chwili, nie mogłaby się z nim spotkać
twarzą w twarz. Potrzebowała czasu.
Już przy pierwszym spotkaniu Mark Winslow wprawił Marilyn w dziwne
zmieszanie. Najpierw doszukiwała się przyczyny w swojej niechęci i
nieufności wobec niego. Jednak teraz, gdy jej początkowa wrogość zaczęła
się kruszyć, nagle odkryła prawdziwą naturę swoich uczuć. Po prostu Mark
Winslow pociągał ją fizycznie.
Marilyn zawsze uważała się za dziewczynę, która nigdy nie traci nad
sobą kontroli. Ledwie jednak poczuła dotknięcie Marka, całkowicie się
zapomniała. Już wiele razy całowała się z mężczyznami. Ale jeszcze nigdy
nie reagowała tak namiętnie, jak w objęciach Marka. Teraz wiedziała, że on
mógł być dla niej niebezpieczny.
Nie mogła ani nie chciała podejmować ryzyka walki z Markiem. Mówiła
sobie, że wszystko, co miało dla niej znaczenie, dla niego nie znaczyło nic.
Był wyrachowany i cyniczny. Wystarczyło na niego spojrzeć, żeby się
przekonać, iż kobiety traktował jak łatwą zdobycz. Jeśli któraś mu się
spodobała, wystarczyło mu tylko kiwnąć palcem. Ale z Marilyn tak łatwo
mu nie pójdzie.
Marilyn z ulgą przyjęła fakt, że po powrocie z Chicago Mark traktował ją
dokładnie tak samo jak wcześniej, to znaczy jak sekretarkę i nic poza tym.
Zachowywał się tak, jakby pomiędzy nimi nigdy nie zdarzyła się ta chwila
[ Pobierz całość w formacie PDF ]