[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mattie pomyślała, że życie nie jest takie złe, nawet jeśli trzeba
znosić obecność Ryana Quinna!
Postawił namiot w taki sposób, że wszystkie jego boki były
zrolowane do góry i umożliwiały swobodny przewiew. Jakiś zły duch
musiał mu szepnąć tej nocy coś do ucha. Mattie spostrzegła dwa
oddzielne śpiwory leżące w maksymalnej odległości od siebie.
Wzięła się za szorowanie patelni piaskiem, a Ryan w tym czasie
podjechał landroverem jeszcze bliżej drzew.
- Nie chciałbym mieć gości w trakcie snu - oznajmił. Tą uwagą
całkowicie wyprowadził ją z równowagi. Zciągnął buty, rozpiął
pasek i wyciągnął się na jednym ze śpiworów. Mattie trudno było
pójść w jego ślady. Przewracała się z boku na bok nie mogąc
wygodnie się ułożyć. Dwukrotnie wygrzebywała spod śpiwora
kawałki skały. Nigdy w życiu nie widziała ziemi, gdzie pod
krzaczastymi zaroślami kryłaby się tak twarda skała!
Jemu chyba nic nie przeszkadzało. Na myśl o tym Mattie wpadała
w coraz większą złość. Z minuty na minutę ich plan wydawał się
bardziej zwariowany! Jechać z Ryanem Quinnem, bo rada go nie
wysłucha, jeśli nie przywiezie żony? To chyba najbardziej
nieprzekonujące usprawiedliwienie, jakie kiedykolwiek słyszała! W
takim razie dlaczego jedzie z tym naciągaczem? Bo mu uwierzyła?
Tylko kompletna idiotka nabrałaby się na sztuczki Ryana Quinna!
Ale to był przecież twój pomysł, ty kretynko!
Przymknęła na chwilę powieki. Wschód słońca rozpędził
gromadzące się chmury. Temperatura skoczyła w górę, jakby
termometry miały popełnić samobójstwo, i Mattie ponownie
zmrużyła oczy.
Strona 68 z 143
RS
Szybko zasnęła i oddychała gardłowo. Wówczas Ryan otworzył
oczy, zbadał sytuację, przewrócił się na bok i spędził urocze kilka
minut na obserwowaniu swej towarzyszki. Roztrzepane jasne włosy
okalały twarz, której zmienny wyraz sugerował, że Mattie coś się
śni. Zaciskała i rozwierała ręce, a jej bluzka i kamizelka przekręciły
się ukazując delikatną, opaloną skórę na biodrze i pępku. Nie mógł
się powstrzymać od uśmiechu. Wszyscy wiceprezesi są równi, ale
niektórzy są równiejsi, pomyślał z uciechą. Poranny upał zaczął
oddziaływać na jego mózg i Ryan również zasnął. Nawiedzały go
sny, jakich nie miewał od lat.
Wreszcie skwar ustąpił. Mattie nie wczołgała się do śpiwora, lecz
położyła się na nim, zdjąwszy uprzednio buty. Rozbudził ją nieco
chłód, który dosięgnął stóp - najwrażliwszej partii jej ciała.
Rozbudził, ale nie do końca. Pod przymkniętymi powiekami
przebłyskiwał jakiś sen. Biegła w ciemności, próbowała uciekać?
Nie, usiłowała coś dogonić. Ale cel znajdował się daleko przed nią i
oddalał się, a ona popełniała błędy. Ziemia kołysała się, jak gdyby
Mattie płynęła w łodzi i nie mogła swobodnie się poruszać z powodu
krępującego ubrania. Ręka dzikusa wygrażała jej cierniem, a w
uszach odbił się czyjś głos:  Jak możesz prowadzić, skoro nie jesteś
w stanie nawet podążać za czymś?" Thor ciskał na nią gromy, a
odgłosy wojny po obu stronach drogi zmuszały do kroczenia
pośrodku ścieżki. A potem wpadła do rzeki i miała mokrą twarz.
Mattie przebudziła się z krzykiem i zerwała się na kolana.
- O co chodzi? - Kiedy uderzył piorun, Ryan wygrzebał się ze
śpiwora i objął dziewczynę opiekuńczym gestem, by uchronić ją
przed wielkimi kroplami, które wpadały do namiotu.
Nadeszła pora deszczów.
Klęczeli objęci przed kilka minut i patrzyli na ulewę. Ryan
uspokajał Mattie, która starała się odzyskać równowagę. Nie
przyszło jej to łatwo.
- Już jest dobrze - powiedziała mu. - Nie rozumiem tego.
- Byłaś zmęczona - pocieszał dziewczynę. - Deszcz cię
Strona 69 z 143
RS
zaskoczył. Nie spodziewałaś się, że pora deszczowa zacznie się od
burzy z piorunami.
- W Bostonie mówili mi, że może padać trzy miesiące.
- Nie aż tak długo - zapewnił. - Owszem, będzie padać w ciągu
następnego kwartału, ale myślę, że w sumie nie więcej niż przez
trzydzieści dni. Kłopot w tym, że przez te trzydzieści dni spadnie
całoroczny deszcz. Spójrz, jak duże są te krople!
Od momentu przebudzenia Mattie oddawała się wyłącznie
obserwacji. Deszcz, którego krople przypominały ziarnka grochu,
utworzył błotniste bajora na płaskiej powierzchni sawanny. Cały
świat zalewał się łzami. Akacje przez chwilę opierały się burzy, aż w
końcu sprawiły im dodatkowy prysznic. Po obu stronach ukazywały
się błyskawice.
- Musimy się stąd wydostać - szepnął jej do ucha Ryan.
- Przy tej ulewie? Ty chyba zwariowałeś! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire