[ Pobierz całość w formacie PDF ]

was sporo: twoi rodzice, siostra i ty oraz brat ojca z żoną. Oni nie mieli dzieci.
Zatrzymaliście się na nocleg w podmiejskim hotelu i wtedy zdarzył się ten
straszny kataklizm... Colette oraz wasza ciotka ocalały i zostały odnalezione
dzień pózniej. Reszta zginęła, a ty zostałaś uznana za zaginioną.
 Czemu mnie z nimi nie było?
 Twoja ciotka twierdziła, że wybuchła panika i wtedy zniknęłaś im z
oczu.
Kristy żałowała, że nic z tego nie pamięta, chociaż wiedziała, że byłyby
to bolesne wspomnienia.
 Jak się nazywałam?  Chciała poznać swoje rodowe nazwisko.
 Chaubert.
Christine... Chrissie Chaubert... Christine i Colette...
76
RS
 Znasz imiona moich rodziców?  wypytywała, żeby wiedzieć jak
najwięcej o utraconej rodzinie.
 Marie i Philippe.
 A dziadkowie ze strony matki? Co ci o nich wiadomo?
 Nie miała nikogo, była sierotą. Philippe poznał ją, gdy pracowała w
Korpusie Pokoju.
A więc biologiczna matka też wcześnie straciła rodziców, tak jak jej
własne córki, pomyślała ze smutkiem Kristy.
Armand podjął opowieść, starając się przekazać jej wszystkie posiadane
wiadomości.
 Po powrocie do Francji twoja ciotka adoptowała Colette. Mała na imię
Odile. Z powodu obrażeń doznanych podczas trzęsienia ziemi nie mogła mieć
własnego potomstwa. Z czasem poślubiła właściciela winnicy, wdowca z
dwojgiem dorosłych dzieci, który nazywał się Auguste Deschamp i mieszkał
pod Bordeaux. Ciotka Odile była na naszym ślubie, ale dwa lata pózniej
zmarła.
Kristy z bólem zanotowała w pamięci kolejną stratę.
 Colette czuła się blisko związana z ojczymem i przybranym
rodzeństwem?  spytała w nadziei, że siostra mogła w potrzebie liczyć na ich
pomoc.
 Auguste okazywał jej serdeczność, ale trudno mówić o bliskości. Jego
synowie byli znacznie starsi, więc cała trójka utrzymywała dość luzne
kontakty.
Kristy utwierdziła się w przekonaniu, że jej siostra blizniaczka nie mogła
od nikogo oczekiwać pomocy w trudnych chwilach. Czuła się zapewne bardzo
samotna. Z drugiej strony jednak weszła do licznej rodziny Armanda;
mieszkali pod jednym dachem. Czyżby nie znalazła ani jednej przyjaznej
77
RS
duszy? Kristy obiecała sobie, że zaraz po przyjezdzie do Crecy spróbuje
poznać prawdę, a tymczasem zaczęła myśleć o czymś innym.
Armand wspomniał mimochodem, że sam także ma winnicę i zajmuje się
produkcją wina. Był to niewątpliwie bardzo dochodowy interes. Gdy rano
wypytywała go o Crecy, powiedział między innymi, że w pobliżu majątku leży
wioska, gdzie mieszka wielu rzemieślników oraz pracownicy winnic i tłoczni
wina. Są tam cieśle, murarze, ogrodnicy, mechanicy, dekarze, elektrycy,
hydraulicy, a także sporo rolników z rodzinami.
Zamek od wieków zamieszkiwali potomkowie tej samej gałęzi rodu
Armanda. Taka ciągłość była rzadkością w tamtych okolicach. Rodzinne
gniazdo rodu Dutournierów zamieniało się również od czasu do czasu w
prawdziwe centrum życia kulturalnego i towarzyskiego. Zamożność, wpływy,
wysoka ranga społeczna i tradycja. Armand nie krył dumy ze swego
dziedzictwa. Podobnie było zapewne z jego rodziną. Może Colette czuła się
wśród nich zagubiona? Czy straciła pewność siebie? Kristy obiecała sobie, że
nie pozwoli się zdominować. Miała prawo widywać dzieci Armanda; była
przecież ich ciotką. Nie jest to najbliższe pokrewieństwo, ale trudno całkiem
odmówić mu znaczenia.
Kiedy myślami przeniosła się do pałacu w Crecy, przyszły jej na myśl
słowa Armanda, który podkreślił, że uderzające podobieństwo do Colette może
wywołać spore zamieszanie i pomóc w rozwiązaniu zagadki. Czego się
spodziewał? Co chciał osiągnąć i kogo zaskoczyć? Manipuluje mną, uznała po
namyśle. Zresztą mniejsza z tym, skoro taka jest cena za spotkanie z dziećmi
Colette. Nie powinna jednak pozwolić, żeby ją całkiem omotał.
Póznym popołudniem citroen skręcił w aleję dojazdową wysadzaną
starymi drzewami, prowadzącą do uroczego pałacu w Crecy. Tu miała swą
siedzibę rodzina Dutournierów. Kristy spodziewała się zobaczyć okazałą
78
RS
budowlę, ale rzeczywistość przeszła wszelkie jej oczekiwania. Pałac otoczony
był parkiem nie tak rozległym jak w Wersalu, lecz równie wytwornym. Wśród
obszernych trawników tu i ówdzie pojawiały się sadzawki i fontanny. Klomby
i strzyżone żywopłoty były starannie utrzymane. Do dwupiętrowego pałacu
wiodły paradne schody, a fasadę zdobiły cztery wielkie kolumny. Gmach był
znakomitym przykładem ulubionej przez francuskich architektów symetrii oraz
harmonii.
Armand zaparkował przed wejściem.
 Urządziłem wszystko tak, żebyś od razu spotkała się z dziećmi. 
Spojrzał na nią ze zrozumieniem.  Na pewno nie możesz się doczekać, by je
zobaczyć.  Wysiadł z auta, a gdy je obchodził, żeby otworzyć drzwi od strony
pasażerki, Kristy odetchnęła głęboko, chcąc opanować zdenerwowanie.
Wkrótce pozna dzieci swojej rodzonej siostry; to jej kuzyni, jak to mówią 
krew z krwi i kość z kości. Są również potomstwem Armanda, przemknęło jej
nagle przez myśl. Zaniepokojona pytała samą siebie, kto jeszcze rości sobie
prawo do opieki nad tymi maleństwami.
Wyciągnął ramię, gdy wysiadała z auta, jakby chciał jej pomóc, ale udała,
że nie widzi jego ręki, a idąc po schodach, trzymała się od niego z daleka, lecz
mimo to nadal interesował ją bardziej niż jakikolwiek z mężczyzn, których
znała do tej pory. Była w jego rodzinnym domu, miała na pewien czas
zamieszkać z nim pod jednym dachem. Zdawała sobie sprawę, że trudno
będzie go unikać. Jak umknąć przed badawczym spojrzeniem ciemnych oczu,
które budzą w niej odczucia trudne do nazwania i wymykające się spod
kontroli? Mimo wszelkich zastrzeżeń niespodziewanie stał się jej bardzo bliski,
a to poważny powód do niepokoju.
79
RS
Frontowe drzwi otworzyły się przed nimi i weszli do holu. Powitała ich
starsza siwowłosa kobieta w czarnej sukni, świadoma własnej godności i
znaczenia.
Armand od razu dokonał prezentacji.
 Tereso, oto panna Holloway. Teresa jest u nas ochmistrzynią. Będzie
dbała o twoje wygody.
 Witam, mademoiselle  powiedziała taktownie starsza pani, ale dobre
maniery nie wystarczyły, by ukryć ciekawość i zdumienie malujące się na jej
twarzy.
 Dzień dobry, Tereso  odparła Kristy, zastanawiając się, jak
ochmistrzyni oceniała jej siostrę.
 Dzieci czekają w dużym salonie, monsieur. Jest z nimi pańska matka 
ochmistrzyni zwróciła się do Armanda.
 Domyślam się, że zamierza pełnić honory domu  odparł z przekąsem.
 Takie miała życzenie.
 Zaczyna siÄ™  mruknÄ…Å‚ ironicznie.  Prowadz, Tereso. Kristy od razu
pojęła, że tych dwoje rozumie się bez słów.
Nie protestowała, gdy wziął ją pod rękę i poprowadził w głąb korytarza.
Idąc za Teresą, doszli do dwuskrzydłowych drzwi po prawej strome od
wejścia.
 Pamiętaj, tworzymy zwarty front  szepnął jej do ucha.  Liczę na
ciebie.
Jego słowa nie były prośbą tylko rozkazem. Jasno i wyraznie dał jej do
zrozumienia, czego oczekuje. Czy jest skłócony z matką?  zastanawiała się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire