[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ettrichowi nie zdarzyło się dotąd widzieć psa, który wypełniałby tyle psychicznej przestrzeni.
Przywodził na myśl bestię z greckiej mitologii albo perskiej baśni.
Kto trzyma takiego psa? Para starszych ludzi, która pochłaniała spaghetti aż im się uszy
trzęsły. Pies leżał obok drobnego, wątłego mężczyzny. Jak ten staruszek utrzymuje takiego
potwora na wodzy, gdy przyjdzie mu ochota za czymÅ› pobiec?
Ettrich spojrzał na Isabelle. Patrzyła wprost na niego, ale nie dawała oznak, że go rozpoznaje.
Czyżby był dla niej niewidoczny? Jakie reguły obowiązywały w tej restauracji? Kogo widziała,
patrząc na niego z taką obojętnością? Jej oschłe spojrzenie nie tyle go zaniepokoiło, ile raczej
zaintrygowało. W dniu, kiedy zobaczył na szyi Coco tatuaż, Vincent Ettrich został zmuszony do
pogodzenia się ze wszystkim, czym zaskakiwał go ten nowy, nieobliczalny wszechświat.
Przeniósł się do włoskiej restauracji w Wiedniu, gdzie jego ukochana patrzyła nań jak na
przystawkę? Nie ma sprawy. Nie zostawało mu nic innego, niż siedzieć i obserwować, jak to się
dalej potoczy.
Isabelle? Berndt wymówił jej imię Izabejl .
Oczy Isabelle skupiły się na towarzyszącym jej przy kolacji mężczyznie, lecz Ettrich ucieszył
się, widząc, że nie nabrały ciepła.
Ja?
Berndt mówił piękną, literacką niemczyzną. Miał niski, seksowny głos radiowego disc
jockeya. Z uśmiechem spuścił wzrok, jak gdyby to, co zamierzał powiedzieć, było zbyt trudne,
aby patrzeć przy tym w oczy.
Od chwili, gdy się poznaliśmy, dużo ze sobą rozmawiamy, ale jak dotąd nie miałem
odwagi, żeby ci wyznać, co naprawdę czuję. Teraz chciałbym spróbować.
Nie. Wysunęła szybko dłoń z jego ręki.
To słowo i ten gest oślepiły go.
Dlaczego? Dlaczego nie?
Dlatego że przyszłam tutaj w innym celu, Berndt. Myślałam, że to się rozumie samo przez
siÄ™. Nie jestem ciekawa.
Czego?
Twoich uczuć. Nie chcę wiedzieć. Najpierw usta, a potem skóra na jej twarzy ściągnęły
się. Ettrich nieraz to już widział. Wyraz ten oznaczał, że Isabelle zamyka się, wyłącza. Gdy
spojrzała w ten sposób na Berndta, jej oczy i nieprzenikniona, napięta twarz poinformowały go,
że ten stąpa po polu minowym.
Gniew Berndta objawił się w geście, w jakim rozcapierzył palce na stole. Palec wskazujący
prawej ręki zetknął się z lewym i zaczął stukać w paznokieć, jak gdyby nadawał sygnały
alfabetem Morse a. Ruchy te, na pozór niewinne, świadczyły o tym, że mężczyzna zbiera się
w sobie, by coś uczynić.
Nie miałam dotąd powodu ci tego mówić, ale w tej chwili wszystko wskazuje na to, że go
mam: kocham kogoÅ› innego.
I jestem w ciąży dodała stanowczo Isabelle, stwierdzając prosty fakt.
W ciąży? Palec bębnił coraz szybciej. Berndt nieustannie zerkał to na poruszający się
palec, to na twarz Isabelle, tam i z powrotem. Zaczął kiwać głową. Z daleka mógł sprawiać
wrażenie, jakby zgadzał się z tym, co mówi jego towarzyszka. Tyle że potakiwał bez przerwy,
a jego palec stukał jak najęty. Czemu mówisz mi to dopiero teraz?
Mówiłam ci, Berndt: nie miałam powodu. Ilekroć się spotykaliśmy, było miło i ciekawie.
I to wszystko.
To wszystko? powtórzył z naciskiem, potrząsając głową.
Tak. Wciąż patrzyła na niego.
Interesujące. Bo ja odniosłem zgoła inne wrażenie.
Przykro mi, że wprowadziłam cię w błąd.
Mnie również jest przykro. Bardzo przykro. Berndt zarechotał, ale jego śmiech brzmiał
tak, jakby coś utkwiło mu w gardle.
Jeżeli facet zacznie rozrabiać, czy Ettrich zdoła go pohamować? Czy może tutaj cokolwiek
uczynić? Wcześniej Isabelle spojrzała na niego jak przez szybę. Czy to znaczyło, że jest a)
niewidzialny i b) bezsilny?
Jestem strasznie wkurzony. Naprawdę jestem na ciebie wkurzony. Berndt wgapił się
w swoje dłonie, wolno zaciskając jedną z nich w pięść.
Zaalarmowany Ettrich wstał z krzesła. Równocześnie z podłogi podniósł się superpies, jakby
spod ziemi wyrósł dodatkowy stół. Zwierzę przeszyło wzrokiem Berndta i zawarczało na niego
szorstkim, krwistym głosem, który mógłby napędzić strachu nawet umarłym.
Nikt w restauracji na nich nie spojrzał. Było to o tyle zdumiewające, że pies ryczał teraz na
całe gardło, z uniesioną wysoko głową, tocząc z pyska białą pianę i ślinę.
Choć potwór szykował się, by ugryzć Berndta, ludzie nie tylko to lekceważyli, ale nie
próbowali go nawet zatrzymać.
Właściciele psa zajadali swój posiłek z całkowitą beztroską; starsza pani, siorbiąc, wciągała
zielony makaron do ust, a jej mąż delektował się winem. Jedzący śmiali się i kręcili głowami,
opowiadając sobie różne historyjki. Najwyrazniej tylko Berndt, Isabelle i Ettrich zauważali to, że
jedno z nich zostanie lada moment pożarte.
Spokój, Anjo Isabelle zwróciła się cicho do psa. Ten nadal powarkiwał i ślinił się, ale nie
zbliżył się bardziej do Berndta. Jego dziąsła miały ciemnoróżowy odcień surowej wątroby. Zęby
były długie i białe. Bez wątpienia pies mógłby odgryzć człowiekowi rękę.
Klienci tymczasem ucztowali w najlepsze. Ettrich zorientował się, że to, co się tu dzieje,
umyka jakoś uwagi pozostałych gości. Chodziło jedynie o ich troje i o psa.
Dlaczego Isabelle nazwała psa Anjo, skoro tak miało na imię ich dziecko?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]