[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak mi kiedyś powiedział, lata temu.
- Powinniśmy również wysłać telegram do rodziny. Nie możemy wysłać
im trumny bez uprzedzenia.
Van Helsing westchnÄ…Å‚.
- Masz całkowitą rację. Wyślę telegram z Bistritz. Jego rodzina musi się
dowiedzieć, nieważne jak tragiczne są wieści. Powinniśmy również
obszerniej napisać, tak by wiedzieli o jego heroicznym końcu, gdy będą go
chować do ziemi.
- Wydaje mi się, że jego rodzice nadal żyją.
- Tak, i jedno dziecko również.
- Dziecko! Masz na myśli, że Quincey był żonaty? - głos Sewarda
zdradzał szok. - Ale... ale zabiegał o rękę Lucy, tak jak Godalming i ja!
Stary Holender położył delikatnie rękę na ramieniu Sewarda.
- Nie rozpaczaj, przyjacielu Johnie. Quincey był raz żonaty, prawda. Ale
jego żona umarła, przy porodzie. To było, teraz... - Van Helsing obliczył
szybko. - około czterech lata temu. Więc, nie bój się. nasz Amerykański
przyjaciel był dżentelmenem. Mógł ożenić się z panną Lucy, gdyby go
zechciała. Ale, jak się sprawy rozwinęły...
- Tak, zupełnie. - Seward zamknął mocniej oczy na chwilę. Los Lucy
Westenra była raną na jego duszy, która będzie potrzebowała dużo czasu
na wyleczenie, może całe życie. - Ale mówisz, że dziecko żyje?
- Tak-żyje,a teraz jest pod opieką rodziców Quincey'a na ranchu,
przynajmniej tak mi mówił jakiś miesiąc temu.
Van Helsing zobaczył, że inni skończyli z ciałem Morrisa i
przygotowywali się do odejścia. Gdy obaj mężczyzni ruszyli do swoich
koni, Seward powiedział.
- Czy dziecko Quincey'a to chłopiec czy dziewczynka? Nie powiedziałeś.
- Chłopiec. Silny i zdrowy, tak mówią. - Van Helsing wskoczył na siodło. -
Powinniśmy się pomodlić by syn urósł na tak dzielnego i nieugiętego jak
jego ojciec.
- Tak, powinniśmy. - powiedział Seward. - Zwiat potrzebuje takich ludzi. -
Odwrócili konie i dołączyli do innych na drodze, która zabierze ich do
Bistritz, a, za jakiÅ› czas, z powrotem do Anglii. Za sobÄ… pozostawili nic
więcej poza ruinami zamku, kilkoma złotymi guzikami i garścią szmat
rozrzuconymi przez zimny karpatiański wiatr.
* * * *
Morris skończył czytać listy, złożył je ostrożnie i włożył do oryginalnych
kopert. Włożył dwie koperty do ognioodpornego pudełka i zamknął.
Następnie odłożył pudełko do szuflady biurka.
Wysoki Teksańczyk, który umarł w cieniu Zamku Drakuli, był pierwszym
z rodziny Morrisów walczącym z siłami ciemności od zawsze
nawiedzających świat.
Ale nie był ostatnim.
Quincey Morris zamknął walizkę, podniósł ją z łóżka i wyszedł by zdążyć
na samolot.
Rozdział 3
Dom LaRue na pewno nie wyglądał przerażająco. Ale, pomyślał Morris,
one nigdy tak nie wyglądają. Przyjemny biały dom kolonialny z zielonymi
szarymi wykończeniami, którego jakiś hollywoodzki asystent producenta,
poszukujÄ…cy lokalizacji do nowego filmu Wesa Cravena, nie zaszczyci
drugim spojrzeniem. Morris był w kilku domach z udowodnionym
nawiedzeniem w ciągu tych lat, i żaden nawet odrobinę nie przypominał
Zamku Drakuli - miejsce, o którym Morris dużo wiedział.
Był dom w Zachodnim Pittston w Pensylwanii - mały z białą elewacją. Nic
specjalnego z wyglądu, ale czyste zło w środku - równie złe jak nijakie
miejsce w Amityville na Long Island. A kiedyś Morris spędził godzinę w
pewnej rezydencji miejskiej w Georgetown w stanie Washington. ChodzÄ…c
to tym eleganckim domu, nigdy byś nie zgadł, że dwóch jezuickich
kapłanów tam zmarło odprawiając egzorcyzmy na małej dziewczynce.
Morris nauczył się, że zło się nie reklamuje. Nie musi.
Czterdziestoparoletnia blondynka, która odpowiedziała na jego pukanie,
prawdopodobnie była dość atrakcyjna kilka miesięcy temu, zanim strach i
niepokój, i bezsenne noce zebrały swe żniwo.
- Pani LaRue?
- Tak, o co chodzi? - powiedziała niecierpliwie. Wyraznie, była gotowa
odeprzeć gości, obojętnie czy sprzedawców, Zwiatków Jehowy, czy
kandydatów do Rady Miejskiej.
- Nazywam siÄ™ Quincey Morris, proszÄ™ pani. Oczekujecie mnie, mam
nadziejÄ™.
Przez mgnienie oka wpatrywała się w niego obojętnie, potem zaświtało
zrozumienie.
- Oh, pan jest... To znaczy, tak, oczywiście, mój mąż mi powiedział. Proszę
wejść.
Poprowadziła Morrisa poprzez krótki korytarz do salonu, gdzie jej mąż
siedział na kanapie obok ciemnowłosego chłopca, około pięcioletniego.
Oglądali film, który Morris rozpoznał. Wyrazna animacja poklatkowa
przedstawiająca przygody stukniętego brytyjskiego wynalazcy i jego
wytrzymałego psa.
LaRue wstał, gdy Morris wszedł, i podszedł by potrząsnąć jego ręką.
- Cieszę się, że dotarłeś. Dobrze cię widzieć, jak rozumiem, że poznałeś
mojÄ… zonÄ™.
Morris przytaknął. Patrząc na chłopca powiedział.
- A kim jest ten przystojny młody koleżka?
- To jest mój syn, Tim. Przywitaj się z panem Morrisem, Timmy.
Chłopiec odwrócił bladą twarz do Morrisa na tyle długo by powiedzieć
"Cześć", zanim wrócił do oglądania. - Oglądamy Wallace i Gromit. Chcesz
oglądać z nami?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]