[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czarnym ramieniem i unoszącą go w powietrze. Tylne drzwi otworzyły się i
wypadła z nich Eleanor Kooker, a za nią Eugene. Pozbawione dowódcy
samochody wpadały na siebie, i po chwili całą scenę zasnuł dym i kurz.
Wśród odgłosów tłuczonych się szyb policjanci uciekali z wozów. Słychać też
było trzaski pękających dachów i wyrywanych drzwiczek, cichnące wycie
zgniatanych klaksonów, jęki miażdżonych policjantów.
Głos Packarda dobiegał jednak wyraznie. Szeryf wykrzykiwał rozkazy
ze swojego samochodu, choć ten był podniesiony wysoko, jego silnik wył, a
koła obracały się śmiesznie w powietrzu. Stwór trząsł wozem, jakby była to
dziecięca zabawka, aż otworzyły się drzwiczki od strony kierowcy i Jedediah
spadł na ziemię tuż obok fałdy skóry potwora. Davidson zobaczył, jak owija
ona leżącego ze złamanym kręgosłupem zastępcę szeryfa i wchłania w
siebie. Widział Eleanor stojącą przed górującym nad nią potworem, który
właśnie pożarł jej syna.
- Jedediah, wyjdz stamtąd! - wrzasnęła i zaczęła strzelać w
cylindryczną głowę stwora.
Davidson wysiadł z samochodu, by lepiej widzieć. Zza stosów
rozwalonych pojazdów i zakrwawionych dachów obserwował pobojowisko.
Istoty wycofywały się z pola bitwy, pozostała tylko największa, trzymająca
Packarda. Uspokojony Davidson zmówił modlitwę dziękczynną do wszystkich
bóstw. Demony znikały. Nie będzie żadnej bitwy, walki rąk przeciwko
mackom. Chłopiec zostanie zjedzony żywcem lub użyty do ich planów.
Właśnie, gdzie jest Aaron? Czy to nie ta drobna figurka trzymana w górze
przez odchodzÄ…ce istoty?
Poganiani przekleństwami i oskarżeniami Eleanor policjanci zaczęli
wychodzić z kryjówek i otaczać pozostałego stwora. Mimo że był sam jeden,
trzymał ich Napoleona w śluzowatym uścisku. Aadowali w niego salwę za
salwą, masakrowali głowę i korpus, ale on zdawał się tego nie zauważać.
Trząsł tak długo samochodem Packarda, aż szeryf zaczął w nim latać jak
zdechła żaba w blaszanej puszce. Wtedy zabawa mu się znudziła i odrzucił
pojazd. Powietrze wypełnił zapach benzyny, wywołując u Davidsona mdłości.
Rozległ się krzyk:
- Na ziemiÄ™!
"Granaty? - pomyślał Davidson z przerażeniem. - Tylko nie to! Za dużo
tu benzyny!" Padł na ziemię. Zapadła nagła cisza, przerywana jedynie
zawodzeniami jakiegoś rannego, a potem rozległ się głuchy, wstrząsający
podłożem huk wybuchającego granatu.
Ktoś wołał Jezusa Chrystusa z triumfem w głosie.
Potwór stanął w ogniu. Płonęła cienka, przesiąknięta benzyną
zewnętrzna tkanka jego ciała; wybuch oderwał jedną z jego nóg, drugą
uszkodził; z ran i kikuta tryskała gęsta, bezwonna krew. Rozszedł się zapach
przypalanego karmelu - istota paliła się żywcem. Jej ciało zwinęło się i
zadrżało, gdy płomienie objęły twarz. Demon odchodził powoli od swoich
prześladowców, nie wyrażając bólu.
Ten widok uradował Davidsona; czuł tę samą przyjemność, jak przy
rozgniataniu butem meduzy. Była to jego ulubiona letnia zabawa z czasów
dzieciństwa. Przypomniał sobie ciepłe popołudnie w Maine.
Z wraku samochodu wyciągnięto Packarda. To musiał być człowiek ze
stali - stanął prosto i zaczął wzywać ludzi do pogoni za wrogiem. Lecz w
chwili jego największej chwały kawałek ciała płonącego potwora oderwał się i
spadł w kałużę benzyny, w której stał szeryf. Natychmiast jego samochód i
dwóch ratowników otoczyła chmura ognia. Nie mieli żadnych szans na
ucieczkę z szalejących płomieni. Davidson widział ich ciemne sylwetki w
samym środku piekła, otoczone kłębami ognia, w którym ginęli.
Nim ciało Packarda opadło na ziemię, Davidson usłyszał głos
Eugene'a:
- Widzicie, co zrobiły?! Widzicie, co zrobiły?! Zawtórowały mu dzikie
wrzaski policjantów.
- Zniszczyć je! - krzyczał Eugene. - Zniszczyć!
Lucy słyszała odgłosy bitwy, lecz nie próbowała iść w stronę wzgórz.
Coś w wyglądzie księżyca spowodowało, że straciła na to całą ochotę.
Zmęczona stała pośród pustyni, patrząc w niebo.
Gdy po jakimś czasie opuściła wzrok na horyzont, dostrzegła dwie
rzeczy, które w pierwszym momencie niezbyt ją zainteresowały. Wzbijający
się ze wzgórz szary słup dymu i ledwo widoczny w słabym świetle nocy
szereg odchodzących stamtąd istot. Nagle zaczęła biec.
Odkryła, że porusza się sprężyście jak młoda dziewczyna i że gnają to
samo, co młode dziewczęta: pościg za ukochanym.
Zgromadzone na skrawku pustyni istoty po prostu zniknęły. Lucy
wydawało się, że pochłonęła je ziemia. Znów zaczęła biec. Czy ujrzy jeszcze
swojego syna i jego ojców, nim przepadną na zawsze? Czy też zostanie tego
pozbawiona, pomimo tylu lat oczekiwania?
Davidson kierował pierwszym samochodem, przymuszony do tego
przez Eugene'a, z którym teraz trudno było dyskutować. Sposób, w jaki
trzymał strzelbę, mówił, że wpierw strzeli, a dopiero potem pomyśli.
Rozkazując przerzedzonemu oddziałowi podążać za sobą, wykrzykiwał co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]