[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ana zaczerpnęła tchu.
- Nie jestem tym, kim myślisz. Ani tym, za kogo chciałbyś mnie uwa\ać. Boone...
- Jesteś dokładnie taka, jak sobie wymarzyłem. - Przyciągnął ją do siebie, a jego
natarczywe usta stłumiły jej jęki.
ROZDZIAA DZIESITY
Boone jednym szarpnięciem rozpiął pasy i posadził sobie Anę na kolanach. Jego ręce
ściskały jąmocno, a usta parzyły. To nie był ten Boone, który kochał się z nią tak
delikatnie, tak słodko, cierpliwymi dłońmi i ustami szepczącymi czułe słówka.
Kochanek spokojnych poranków i leniwych wieczorów stał się nagle zródłem obcej,
groznej siły, której nie potrafiła się oprzeć.
Czuła, jak pod jego niecierpliwymi rękami krew wrze jej w \yłach. Była to dzika
namiętność, której ju\ kiedyś doświadczyła w oświetlonym księ\ycem ogrodzie,
wśród odurzająco pachnących kwiatów.
Rozpalona, przywarła do Boone' a, gotowa dotrzymać mu kroku na ka\dej ście\ce,
którą zamierzało brać.
Zadr\ała, kiedy zaczął mia\d\yć ustami jej usta, a jego palce wbiły się boleśnie w
ramiona. Przez głowę przemknęła jej myśl, \e mógłby ją wziąć tutaj, w samochodzie,
zanim zdołają się opamiętać.
Jednym szarpnięciem rozerwał jej bluzkę. Odgłos rozdzieranego materiału poprzedził
cichy jęk, kiedy jego wargi dotknęły jej szyi. Pod głodnymi ustami Boone'a puls Any
rozpoczął dziki galop. Zalała ją fala gorąca.
Boone zaklął, otworzył drzwi, wyciągnął ją z samochodu i na wpół zaniósł, na wpół
powlókł przez trawnik.
- Boone! - Potykając się, próbowała odzyskać równowagę, ale zgubiła przy tym buty.
- Boone, twój wóz. Zostawiłeś kluczyki...
Chwycił ją za włosy i przegiął do tyłu, tak by patrzyli sobie w oczy. Jego oczy! Bo\e,
te jego oczy, pomyślała, dr\ąc, ale nie ze strachu. Ich \ar dosięgnął jej duszy.
- Do diabła z samochodem! - Znowu wpił się w usta Any, a\ zawirowało jej w głowie,
a ziemia zaczęła uciekać spod nóg. - Wiesz, co ty ze mną wyrabiasz? - wydyszał. - Za
ka\dym razem, kiedy cię widzę? - Zaczął ją ciągnąć na górę, nie przestając jej
dotykać. - Taką spokojną i łagodną, z płomieniem ukrytym w oczach?
Popchnął ją pod drzwi, mia\d\ąc przez cały czas jej usta. W oczach Any dostrzegł
teraz coÅ› nowego. Strach. I podniecenie. Oboje nagle zdali sobie spra-wÄ™, \e bestia,
którą trzymał na uwięzi przez całe tygodnie, została nagle wypuszczona na wolność.
Cię\ko dysząc, objął rękami jej twarz.
- Ano, powiedz mi, \e mnie chcesz. Teraz. I tak, jak ja chcÄ™.
Bała się, \e nie zdoła wydobyć z siebie głosu. W gardle jej zaschło, w głowie miała
mętlik.
- Chcę cię - powiedziała schrypniętym głosem, który szarpał mu zmysły. - Teraz. I w
taki sposób, jak chcesz.
Jednym szarpnięciem zdjął z niej podartą bluzkę, a potem kopniakiem otworzył
drzwi.
- Boone, proszę cię - zaszlochała, choć sama nie wiedziała, o co go prosi, chyba \e o
więcej.
Owładnięty pasją, zaczął ją ciągnąć na górę, a kiedy znalezli się na podeście, krzyknął
- Tutaj! - Pociągnął ją na podłogę. - Właśnie tutaj!
Rzucił się na nią, pijąc do woli z jej ust i napawając się jej ciałem. Zapomniał o czymś
takim jak cierpliwość, jak samokontrola, jak wzgląd na jej kruchość. Kobieta wijąca
się pod nim z rozkoszy wcale nie była krucha. Jej obejmujące go ręce były silne, a
usta równie zachłanne jak jego usta.
Ana poczuła się nieśmiertelna i wreszcie wyzwolona. Ciało jej było pobudzone jak
nigdy dotąd, a w \yłach tętniła rozpalona krew. Zwiat wirował wokoło, kolory
zlewały się w jedno, a\ wreszcie musiała uchwycić się poręczy, \eby nie wzlecieć
ponad ziemiÄ™.
Boone zdarł z niej spodnie, a potem cienkie koronkowe majteczki. Jego oszalałe,
chciwe usta były ju\ teraz wszędzie. Kiedy posłał ją w rozpaloną przepaść bez dna,
stłumiła okrzyk.
Mruczała coś w języku, którego nie rozumiał, ale domyślił się, \e pomógł jej
przekroczyć wszelkie granice rozsądku. Chciał, \eby tam była, razem z nim, kiedy
katapultowali w szaleństwo zwierzęcej, bezrozumnej pasji.
Czekał, a\ się doczekał. Teraz jej blade, smukłe ciało wibrowało w oczekiwaniu. Była
jak klacz pełnej krwi, gotowa, by ją uje\d\ać. Dr\ąc jak ogier, dosiadł jej i zanurzył
się w wilgotny, oczekujący \ar. Wygięła się w łuk, aby się z nim lepiej połączyć, i
poruszając biodrami, pogalopowała z nim w rozszalałą ciemność.
Osłabłe ręce Any ześlizgnęły się ze spoconych pleców Boone'a. Była zbyt
oszołomiona, \eby czuć ból, kiedy osunęli się na schody. Chciała zatrzymać
ukochanego przy sobie, ale zabrakło jej sił. Nie mogła sobie przypomnieć, co się
wydarzyło. Pamiętała tylko nagłe, oślepiające doznania i wybuchy namiętności.
Je\eli to miała być ta mroczna strona miłości, nie była na nią przygotowana. Jeśli ta
obezwładniająca \ądza \yła w nim od zawsze, jak to mo\liwe, \e tak długo trzymał ją
na uwięzi?
To ze względu na nią. Wtuliła wilgotną twarz w jego szyję. To wszystko dla niej.
Le\ała bezwładna pod jego wcią\ dygoczącym ciałem. Wreszcie Boone oprzytomniał
i pomyślał, \e powinien zmienić pozycję. Po tym wszystkim, co zrobił Anie, pewnie
ją całkiem zmia\d\ył. Ale kiedy chciał się unieść, jęknęła cicho.
- Kochanie, zaraz ci pomogÄ™.
Odsunął się i pozbierał podarte kawałki jej bluzki, \eby ją okryć, a potem zaklął i
odrzucił je. Ana przewróciła się na bok, szukając wygodniejszej pozycji. Co ja
najlepszego zrobiłem? - pomyślał zdegustowany. Wziąłem ją jak dziwkę na schodach!
Na schodach!!
- Ana! - Znalazł swoją koszulę i narzucił jej na ramiona. - Anastasio, nie wiem, jak
mam się usprawiedliwić.
- Usprawiedliwić? - powtórzyła ledwo dosłyszalnym szeptem. Gardło miała suche jak
pieprz.
- Na to nie ma usprawiedliwienia... Chodz, pomogę ci. - Leciała mu przez ręce jak
kukła. - Przyniosę ci coś do ubrania, albo... A niech to...
- Nie mogę wstać. - Oblizała usta i poczuła jego smak. - Nie będzie ci przeszkadzać,
\e tu zostanÄ™?
I to na kilka dni, zanim dojdÄ™ do siebie.
Marszcząc brwi, próbował zinterpretować jej słowa. Nie słyszał w nich gniewu. Arii
przygnębienia.
Raczej głębokie zadowolenie.
- Nie jesteś przygnębiona? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire