[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z sobą zżyci.
Przy tych słowach objęła go za szyję; wpatrzona w ojca.
 Zawsze będziemy do siebie należeć  mówiła.  Jedno z nas może umrzeć, a drugie żyć ale węzeł będzie trwał
na wieki. W życiu lub w śmierci, ty zawsze, ojcze, będziesz trzymał jeden koniec łańcucha, a ja drugi.
 Ojcze  ojcze.  Urwała przerażona, bo nagle twarz jego zmieniła się. Spuścił swoją siwą głowę i szlochał
głośno na jej ramieniu.
 Będziesz szczęśliwa, Janet gdy o mnie zapomnisz  rzekł. Przerażona tuliła go do siebie, zasypując miękkimi,
ciepłymi słowami, nie wiedząc nawet w zdenerwowaniu, co mówi, by go uspokoić.
Po chwili jednak Norman Wyngold opanował się znowu.
 Co za brutal ze mnie i egoista!  Westchnął uśmiechając się z widocznym wysiłkiem.
 I to w dzień twoich urodzin! Przebacz mi, moja Janet. Przepracowany jestem, jak mówisz i ostatnimi czasy zle
sypiam. Nie niepokój się dziecko. Wszystko będzie znowu dobrze. No, czy mi przebaczono?
Widziała boleść w jego oczach i nadrabiając miną odpowiedziała:  Twoja wina, że się tak męczysz i tego ci nie
przebaczÄ™.
 Nie przebaczysz mi?  powtórzył niemal żałośnie, tak, że serce jej się ścisnęło. Przytuliła się doń szybkim
ruchem.
 Przebaczę ci wszystko, mój drogi ojczulku, prócz tej jednej zbrodni, którą popełniasz, że o siebie nie dbasz. To
jest nie do darowania! Rozumiesz?
 Ach, dziecko moje!  zawołał i pochylił się, by ją znowu ucałować.  Bóg jeden wie czym zasłużyłem sobie na
taką córkę jak ty.
 Zdaje się, że oboje mamy coś do zawdzięczenia Bogu  odparła Janet.  Teraz powiedz mi ojcze. Czy
wyglądam dobrze? Mogę się ludziom pokazać?
 Pozwól, niech cię obejrzę!  Odsunął się trochę i bacznym okiem patrzył na nią.
 Zliczna jesteś i nic ci nie brakuje prócz  jednej rzeczy. Czemu nie przypięłaś żadnych kwiatów?
Zrobiła mały grymas.  Nie chciałam, przeszkadzają w tańcu, a mam zamiar dużo dzisiaj tańczyć!
 Cieszyłbym się jednak, Janet, gdybyś przypięła kwiaty. Chociaż jeden do włosów. Nie mogłabyś uczynić tego dla
mnie? Czy to już spóznione życzenie?
Roześmiała się, otwierając szufladę.
 Owszem, mogę  i wyciągnęła białą różę.  Ta będzie dobra?
Twarz mu się rozjaśniła.  Mało dobra, wymarzona. Właśnie taką byłbym wybrał dla ciebie. Skąd ją masz? Mogę
się jednak domyślić. Wepnij ją do włosów. To był ulubiony kwiat twojej matki.
Patrzył na córkę, gdy wpinała różę w brązowe pukle włosów, a gdy stanęła gotowa do wyjścia, chwycił ją w ramiona
 Janet  mówił drżącym głosem.  Nie jestem dobrym człowiekiem, ale chciałbym, żebyś wiedziała, że dzisiaj
proszę Boga jedynie o błogosławieństwo i szczęście dla ciebie.
 Dziękuję ci, ojczulku  odparła Janet i podała mu policzek do pożegnalnego pocałunku, zanim wyszli z pokoju.
DYM Z OGNIA
Zeszli na dól, aby wspólnie witać przybyłych gości. Zmiali się i żartowali tak, że nikt nie mógł przypuścić jaki ciężar
gniecie serce mężczyzny i co za niepokój ogarnia dziewczynę. Na tle wspaniałej oprawy Janet jako bohaterka sceny
błyszczała pełna triumfu. Niezrównana była tego wieczoru, jak orzekły: Audrey Milmot, córka doktora, mała
Waleria West i jej kuzynka, sportsmenka Dafne Somers. Nie tyle jednak jej uroda, ile niesłychany wdzięk zjednywał
sympatiÄ™ u wszystkich.
Przybycie brzydkiej, ale zawsze pełnej majestatu Lady Varleigh, w sukni czarnej, tkanej złotem, wywołało nie małą
sensację. Zajęła miejsce obok Janet z wyzywającą niemal miną i nie dała się stąd odciągnąć pod żadnym pretekstem.
 Muszę być blisko ciebie, kochanie, dziś wieczór  rzekła, i gdy Lord Conister przybył, zajęła go rozmową, która
otwarcie wykluczała innych.
Lady Varleigh była sobą, to jest zawsze robiła tak, jak chciała.
O ile jednak przybycie Lady Varleigh podnieciło zainteresowanie gości i było na tyle ważne, że nie uszło ich uwagi,
o tyle drugi gość, wsunął się niemal niepostrzeżenie.
Właśnie Janet przygotowywała jakąś ciętą dla kogoś odpowiedz, gdy spostrzegła obok siebie Bucka. Nie poruszyła
się nawet na jego widok. Była przyzwyczajona, że zjawiał się zawsze niespodzianie. Mimo to, w tej chwili była
zdumiona i lekko strapiona. Z wesołym uśmiechem podała mu rękę na powitanie.  Jak się pan ma? Dziękuję za
kwiaty.
Różę przypięłam, widzi pan? Zbyt piękny okaz, aby ją można było odrzucić.
 Dziękuję  odparł Buck.  Tak przypuszczałem.
Jego szare oczy, szczere i jasne, patrzyły prosto w jej zrenice. Nie wyrażały żadnej wymówki, ale i nie wyrażały też
uwielbienia. Lekkie zniecierpliwienie ogarnęło ją. Jaki on nudny. Uczuła niepohamowaną ochotę wydrwić go za to.
 Nie miałam pojęcia, że do swoich innych zajęć, zalicza pan hodowlę róż  rzekła  jakże pan to robi, że kwitną
na zamówioną porę?
Uśmiechnął się.  Po prostu zachęcam je, lub powstrzymuję w rozwoju, zależnie od tego, jak potrzeba. Wszystko
jest kwestią pielęgnacji.
 Jaki pan uczony  szydziła Janet.
 Bardzo mi miło, że słyszę to z ust pani  rzekł Buck.
 Chce pan wiedzieć jednak, co ja naprawdę myślę?  zapytała Janet.
Uśmiechnął się, po swojemu, uprzejmie.
 Wiem  odparł  i rad jestem bardzo, że róża zakwitła na czas! Janet odwróciła się od Bucka, czując się
niepewnie w dalszej
rozmowie. On nie oddalił się, chociaż widoczne było, iż nie spodziewał się od niej żadnej dalszej uwagi.
Jakąkolwiek by była jej pogarda był zadowolony, jak zwykle, z tego, że pozostaje w jej pobliżu. Wiedziała, że
korzystnie dla siebie nie mógł wytłumaczyć sobie przyczynę przyjęcia jego róży. Nie do zniesienia jednak było to
jego obojętne zachowanie.
Niczego od niej nie chciał. Ale stanowiska swego pilnował, nieświadom pozornie faktu, że jest niemile przez nią
widziany.
Ona jednak pamiętała słowa, które wypowiedział poprzedniego wieczora, nazywając siebie  buntownikiem w jej
obozie".
Przybycie narzeczonego odsunęło myśli jej od Bucka. Tańce już się zaczęły, odeszła więc z Lordem Conister w
stronę sali balowej. Widziała tylko, jak Lady Varleigh zbliżyła się do Wetherby'a i coś mówiła doń bardzo poważnie.
Ciekawa była na jaki temat rozmawiają.
 Jakaś stroskana jesteś Janet  odezwał się Lord Conister.  Czy masz jakiś kłopot?
Spojrzała na jego poważną twarz z uśmiechem. Nie mogła mu przecież opowiadać o dziwnym rozdrażnieniu ojca, a
pamięć o tym ciążyła na jej sercu.
 Z pewnością, że mam powody do troski  odpowiedziała tonem żartobliwym.  Będę musiała przewodniczyć
przy kolacji. Czy zdaje sobie pan z tego sprawÄ™?
 Tak, ale ja będę przy tobie, nie będziesz potrzebowała więc czuć się nieswojo.
Roześmiała się.  Nie wiem naprawdę, co będę czuła. Nigdy jeszcze w tej sytuacji nie byłam.
Uśmiechnął się.  A jak to się skończy, gdy będę miał ciebie dla siebie samego...
Zostawił zdanie niedokończone, bo rumieniec jej dowiódł mu, że zrozumiała.
Odwróciła swoją twarz, a on odczuł dreszcz, który po niej przebiegł.
 Może pójdziemy, gdzieś usiąść?  zapytał.
 O nie!  odparła  nie musimy grać komedię aż do kolacji. Zresztą muszę czuwać nad wszystkim i dbać o to,
aby goście się bawili. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire