[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wym garniturze, który stał oparty o ścianę i czytał jakieś czasopismo. Mężczyzna pospieszył przed
Sara, przeszedł przez halę dworca lotniczego i przez szklane drzwi prowadzące na postój taksówek.
Kierowcy stali na nim luzną grupką, paląc papierosy i rozmawiając. Człowiek w jasnobrązowym
garniturze dał znak i jeden z nich podszedł do niego. Był to młody, muskularny mężczyzna w białej
koszuli z krótkimi rękawami. Spod jego tweedowej czapki wymykały się ciemne, kędzierzawe wło
sy.
Już jest, Bernardo? spytał.
Pierwsza, która przeszła kontrolę. Nie ma żadnego bagażu. Przystojna. Niezle na tym
wyjdziesz, Nino. Frasconi będą bardzo wdzięczni.
Możesz na mnie liczyć, Bernardo.
Gdy Bernardo odszedł, pojawiła się Sara i zatrzymała z wahaniem. Nino podszedł do niej.
Czy mogę w czymś pomóc, signora? spytał po włosku.
Nie mówię po włosku odparła Sara.
Ach, Amerykanka powiedział po angielsku i zdjął czapkę. Mieszkałem w Nowym Jor
ku przez trzy lata. Mój wuj ma restaurację na Manhattanie. Zna pani Manhattan?
Sięgnął po jej torbę.
O tak, sądzę, że znam Manhattan odpowiedziała, przytrzymując ją mocno.
Gdzie chce pani jechać? Do Palermo? Zawiozę panią do dobrego hotelu.
Nie rzekła. Chcę jechać do wsi, która nazywa się Bellona. Udał zdziwienie. O, to
daleko, proszę pani. Bellona leży pod
Monte Cammarata. Czterdzieści, może pięćdziesiąt mil stąd.
Jak długo będziemy tam jechać?
Autostrada jest w porządku, ale boczne drogi w górach to zupełnie inna sprawa. Wzruszył
ramionami. Dwie godziny. Tak, zawiozę tam panią w dwie godziny za sto dolarów.
Widzę, że istotnie mieszkał pan w Nowym Jorku stwierdziła. W porządku, jedziemy.
Podała mu torbę.
Nie pożałuje pani powiedział. Mam wspaniały samochód. Z klimatyzacją. Niech pani
sama zobaczy. Przeszli przez ulicę, kierując się w stronę szeregu taksówek. Zatrzymał się przy
czarnym Mercedesie i otworzył drzwi. Nazywam się Nino, signora. Nino Sacci.
A ja Talbot. Gdy usiadł za kierownicą, dodała: Czy zna pan Bellonę?
Oczywiście. Już tam bywałem.
Zna pan więc dom Don Rafaela Barbery?
Odwrócił się gwałtownie. To tam pani jedzie, signora? Jest pani znajomą Don Rafaela?
Owszem.
Powinna mi to pani powiedzieć wcześniej. Zawiózłbym panią za pięćdziesiąt dolarów.
Proszę się tym nie przejmować, Nino. Umowa jest umową. A teraz ruszajmy.
Z drugiej strony ulicy Daniele Frasconi obserwował, jak odjeżdżali, z tylnego siedzenia swego
luksusowego Alfa-Romeo. W szytej na zamówienie marynarce z czarnej skóry i białej apaszce owi
niętej wokół szyi wyglądał oszałamiająco. Bernardo, mężczyzna w jasnobrązowym garniturze,
który czekał na lotnisku, siedział teraz obok kierowcy brutalnie wyglądającego młodego czło
wieka w dżinsowej kurtce. Dobra, jedziemy rzucił Danielo. Gdy ruszyli, pochylił się do przo
du i położył rękę na ramieniu kierowcy. I pamiętaj, Cesare, nie za blisko. Roześmiał się.
W końcu i tak wiemy, dokąd mamy jechać.
Mimo jasnego światła księżyca, autostrada wyglądała jak wszystkie autostrady na świecie, na
których panuje duży ruch. Szkoda, że nie jedziemy za dnia odezwał się Nino. Widziałaby
pani wszystko dookoła, szczególnie gdy będziemy już w górach.
Słyszałam, że bywa tu bardzo gorąco.
Czasami panuje upał jak na Saharze. Lepiej jest wiosną. Zapach gajów pomarańczowych
rozchodzi się na wiele mil. Na halach mnóstwo kwiatów. Maki, irysy i różne inne, ale ludzie są tu
biedni bardzo biedni. Myśli pani, że widziała już pani nędzę w Nowym Jorku, signora? Proszę
mi wierzyć, nic pani nie widziała.
A mafia? spytała. Wciąż jest taka silna?
O tak. Znajdzie pani mafię wszędzie. W policji, w związkach zawodowych, nawet wśród
arystokracji. Jeżeli człowiek chce się tu utrzymać w interesach, mafia musi mieć w tym swój udział.
Potrząsnął głową. Nic się nie zmienia.
Nagle to zdanie zaczęło natrętnie wirować w jej myślach. Nic się nie zmienia. Miał rację. Nic się
właściwie nigdy nie zmieniło. Myśląc o tym zamknęła oczy i zasnęła.
Lear podkołował do sektora dla samolotów prywatnych lotniska Punta Raisi i gdy jego drzwi się
otworzyły, Egan zobaczył idącego w jego kierunku Marca Tascę. Był to niski, ciemnowłosy
mężczyzna około pięćdziesiątki, z wiecznym uśmiechem na twarzy. Swego czasu był pilotem my
śliwskim we Włoskich Siłach Powietrznych, ale zrezygnował ze stopnia oficerskiego, aby móc latać
dla Biafrańczyków w czasie wojny domowej w Nigerii. I zrobił to nie dla pieniędzy, lecz dlatego,
że głęboko wierzył w ich sprawę. Po tej nieszczęsnej historii zwerbował go Ferguson. Ponieważ
praca Marca wiązała się ze zwalczaniem międzynarodowego terroryzmu, było to działanie na
korzyść zarówno Wielkiej Brytanii, jak i jego kraju. Dlatego też włoska służba bezpieczeństwa za
zwyczaj przymykała oczy na jego działalność.
Gdy Egan zszedł po schodkach, Marco objął go. Hej, Sean, wspaniale, że cię widzę po
wiedział po włosku.
Egan odpowiedział płynnie i szybko w tym samym języku. Ja również się cieszę z naszego
spotkania, Marco.
Na szczycie schodków ukazał się drugi pilot Leara, Harvey Grant, i Marco odezwał się po an
gielsku: Załatwiłem, że pan i pański kolega możecie korzystać z pomieszczeń dla załóg w głów
nym budynku lotniska. Jesteście, panowie, tam oczekiwani. Zorganizowałem również zatankowanie
Leara.
Wspaniale rzekł Grant i uśmiechnął się do Egana. Powodzenia we wszystkim.
Marco poprowadził Egana przez płytę do miejsca, w którym oczekiwała Cessna Conąuest. We
szli do hangaru, gdzie Marco otworzył drzwi biura i zapalił światło.
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, kiedy dostałem ten rozkaz. Posiadłość Barbery w
Bellonie. Pokręcił głową. W każdym jednak razie zadzwoniłem do przyjaciela w Wydziale do
Walki z Mafią w komendzie policji. Przysłał mi to przez policyjnego gońca na motocyklu. Oczy
wiście nie ma pojęcia, po co mi są potrzebne.
Trzy zdjęcia lotnicze willi Barbery wykonane zostały z bardzo małej wysokości. Budynek wy
glądał na stary i bardzo tradycyjny. Położony był na otwartym zboczu wzgórza, wśród palm i buj
nej, subtropikalnej roślinności. Cały teren otaczał wysoki mur.
Jak widzisz, droga dojazdowa jest odsłonięta na przestrzeni dwustu metrów. Na szczycie
muru są przewody pod napięciem i elektroniczne systemy ostrzegawcze. Wbrew powszechnej opi
nii, nie ma tam psów. Wygląda na to, że Don Rafael nie cierpi psów, tak jak niektórzy ludzie
nienawidzą kotów. Słuchaj, Sean, o co chodzi? Czego chcesz od Dona Rafaela? Przecież nie jest
twoim celem, prawda?
Brzmi to tak, jakbyś go lubił zauważył Egan, studiując kolejną fotografię, tym razem wy
konaną z większej wysokości. Widać na niej było willę, znajdującą się nad nią grań i położoną niżej
wioskÄ™ Bellona.
Szanuję go odparł Marco. Podobnie jak większość ludzi.
A bracia Frasconi?
Marco rozłożył ręce. To śmiecie w porównaniu ze starym. Próbowali go parokrotnie załatwić.
Nie udało im się to i, moim zdaniem, nigdy się nie uda.
Jego wnuk, Vito, został wczoraj zamordowany w Londynie.
Matko Boska! Marco przeżegnał się. Robota Frasconich?
Pośrednio. Ktoś, z kim mają wspólne interesy.
Don każe im za to straszliwie zapłacić stwierdził Marco.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]