[ Pobierz całość w formacie PDF ]

temperatury, a nawet dostatecznie głośny hałas przy odpowiedniej częstotliwości.
Ale to jeszcze nie wszystko. Zdawałem sobie z tego sprawę, toteż gdy tylko w
zamontowanym w Chevrolecie radioodbiorniku podniesiony głos szybko mówiącego spikera
przerwał nadawaną właśnie radioreklamę i przekazał zwięzłą, choć mocno przesadzoną relację o
mojej ucieczce, wzywając wszystkich użytkowników autostrady do czujności i do
natychmiastowego meldowania o Chevrolecie, wiedziałem już, że muszę samochód porzucić - i to
natychmiast! Za bardzo rzucał się w oczy, a na tej jedynej głównej arterii północ-południe nie
miałem żadnej szansy, aby ujść powszechnej uwagi. Jak najszybciej musiałem zdobyć nowy wóz.
Znalazłem go niemal natychmiast. Wysłuchałem komunikatu właśnie w momencie, gdy
przejeżdżaliśmy przez jedno z tych nowych miast, jakich dziesiątki wyrastają na wybrzeżach
Florydy jak grzyby po deszczu. Niespełna dwieście metrów poza granicami miasta natknęliśmy się
na parking przy szosie, od strony morza. Stały tam trzy wozy, najwidoczniej odbywające podróż
razem, bo przez szparę w okalających parking drzewach i krzewach zauważyłem grupę siedmiu czy
ośmiu osób, kierujących się ku odległej o jakieś trzysta metrów plaży; taszczyli ze sobą przenośny
rożen, piecyk i koszyki z jedzeniem, a więc wyglądało na to, że zamierzają tu dłużej popasać.
Wyskoczyłem z Chevroleta ciągnąc dziewczynę za sobą i błyskawicznie zlustrowałem
wozy: dwa kabriolety, jeden sportowy, wszystkie otwarte. W żadnej stacyjce nie było kluczyka; ale
właściciel samochodu sportowego, podobnie jak wielu kierowców, zapasowy kluczyk woził w
skrytce przy kolumnie sterowniczej, przykryty jedynie złożonym kawałkiem irchy.
Mogłem po prostu odjechać, pozostawiając wóz policyjny na parkingu, ale byłoby to głupie
posunięcie. Dopóki miejsce postoju Chevroleta pozostanie tajemnicą, pościg skoncentruje się na
tym wozie, nikt zaś nie będzie zwracał uwagi na złodzieja samochodów, który przywłaszczył sobie
inne auto; jeśli natomiast znajdą Chevroleta na parkingu, pogoń przerzuci się natychmiast na
skradziony wóz sportowy.
Nie minęło trzydzieści sekund, a już Chevrolet zawracał w stronę miasta, zwalniając w
miarę, jak zbliżaliśmy się do pierwszego z nowo wybudowanych domków na skarpie, po
nadbrzeżnej stronie szosy. W pobliżu nie było żywej duszy, nie wahałem się więc ani chwili:
skręciłem na wybetonowany podjazd pierwszego domu, podjechałem prosto pod - podnoszone
wrota garażu, wjechałem do środka, zgasiłem silnik i szybko zatrzasnąłem drzwi.
Kiedy po dwóch czy trzech minutach wychodziliśmy z garażu, pierwszy lepszy napotkany
przechodzień musiałby dokładnie nam się przyjrzeć, by powziąć jakiekolwiek podejrzenie.
Dziwnym trafem dziewczyna miała na sobie zieloną bluzkę z krótkimi rękawami w dokładnie tym
samym odcieniu co mój garnitur, który to fakt dwukrotnie podkreślano w komunikacie radiowym.
Aatwy do zauważenia zbieg okoliczności, który musiał natychmiast zdradzić. Ale teraz po bluzce
nie było już śladu, a biały opalacz, który miała pod spodem, miało też na sobie wiele dziewcząt
tego upalnego letniego popołudnia, nie odróżniała się więc w najmniejszym nawet stopniu od
tysiąca innych kobiet. Bluzkę wsunąłem w marynarkę, marynarkę przewiesiłem sobie przez ramię,
tak że widoczna była tylko szara podszewka, a krawat schowałem do kieszeni. Odebrałem jej
chustkę i zawiązałem sobie na głowie, tak że luzne końce węzła zwisały mi po prawej stronie czoła,
zasłaniając szramę. Mogły mnie jeszcze zdradzić widoczne na skroniach rude włosy, toteż, kiedy
pomalowałem je zwilżonym pędzelkiem od jej tuszu do rzęs, nie przypominały wprawdzie żadnych
innych włosów, jakie kiedykolwiek dane mi było widzieć, ale przynajmniej nie były rude.
Pod bluzką i marynarką trzymałem pistolet.
Idąc powoli, by moje kuśtykanie było jak najmniej widoczne w ciągu trzech minut
dotarliśmy do sportowego samochodu. Podobnie jak wóz, który przed chwilą upchnąłem w cudzym
garażu, był to także Chevrolet, o identycznym nawet silniku, ale na tym podobieństwo się
kończyło. Takim samym dwuosobowym autem o plastykowym nadwoziu jezdziłem swego czasu w
Europie i wiedziałem, że zapewnienia prospektów reklamowych o możliwości wyduszenia zeń
prędkości rzędu dwustu kilometrów na godzinę całkowicie odpowiadają prawdzie.
Przeczekałem, aż z północy nadciągnie wielka, załadowana żwirem ciężarówka i
korzystając z hałasu spowodowanego jej przejazdem uruchomiłem silnik Corvetty - wprawdzie
grupka, którą już uprzednio zauważyłem, znajdowała się nad samym brzegiem morza, ale nie
można było wykluczyć, że ktoś usłyszy charakterystyczny odgłos zapuszczanego silnika i
powezmie jakieś podejrzenie. Potem szybko skręciłem, wyjechałem na szosę i ruszyłem w ślad za
wielką ciężarówką. Gdy dziewczyna zauważyła, że kierujemy się w tę stronę, z której właśnie
przyjechaliśmy, dostrzegłem na jej twarzy błysk zaskoczenia.
- Wiem, wiem. Powiedz mi, że oszalałem. Ale wcale nie oszalałem. Następna zapora
drogowa z całą pewnością znajduje się w bardzo niewielkiej odległości na północ; tylko że tym
razem to już nie będzie improwizacja, a przeszkoda zdolna zatrzymać pięćdziesięciotonowy czołg.
Może przyjdzie im do głowy, że się tego domyślę, może dojdą do wniosku, że zjadę z szosy i po
stronie wschodniej będę szukał bocznych dróg i ścieżek wśród bagien. W każdym razie tak bym na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire