[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mam pracę, która mnie pochłania. Nie pozwolę, żeby cokolwiek mnie od niej
oderwało.
- Nawet miłość... - powiedział, zniżając głos.
- Nawet.
- Boi się pani miłości, panno Greenwood?
- Nie.
- Nie wierzÄ™.
- Może pan wierzyć, w co chce. Mówię prawdę - odpowiedziała zmieszana tym
nagłym atakiem.
- Skoro więc nie boi się pani miłości, dlaczego z niesienia pomocy dzieciom zrobiła
sobie pani tarczÄ™ ochronnÄ…?
- Nie potrzebuję żadnej tarczy.
- I znowu nie jest pani szczera. Mnie się zdaje, że gdyby nie musiała pani zadawać się
ze śmietanką towarzyską, aby zbierać fundusze dla podopiecznych, to chętnie włożyłaby pani
na głowę czapkę niewidkę. - Ucieszył się, że prowokacja wywołała grymas oburzenia
Cassandry. - Bardzo przepraszam, jeśli ta opinia zabrzmiała nieuprzejmie, nie wydaje mi się
zresztą bardziej nieuprzejma niż zarzuty, które usłyszałem wczoraj. W każdym razie musi
pani przyznać, że jest w tej opinii przynajmniej ziarno prawdy.
- Jest czy nie ma, przed panem tego nie przyznam. Nie bojÄ™ siÄ™ uczucia, po prostu nie
mam doświadczenia w tego rodzaju miłości, o jakiej pan mówi, a na razie nie jestem
zainteresowana zdobyciem doświadczenia.
- To znaczy, że jest pani naprawdę niepowtarzalną kobietą. Cassandra przyjrzała mu
siÄ™ nieufnie.
- Pan chyba nie próbuje mnie uwieść, kapitanie Lampard?
- A pozwoliłaby pani na to, panno Greenwood?
Mimo że czuła się przytłoczona jego spojrzeniem, dzielnie je wytrzymała, a nawet
wyzywająco odwzajemniła.
- Teraz pan ze mnie kpi.
- Ani mi się śni. Jest pani stanowczo zbyt urocza, żeby z niej kpić.
Jak mogła na niego się złościć, skoro czarował tak ujmującym uśmiechem?
39
S
R
- A pan naprawdę jest skończonym nicponiem, kapitanie Lampard. Aroganckim i
uwielbiającym rządzić.
- Jestem, przyznajÄ™. W dodatku potrzebujÄ™ uroczej, cierpliwej, wyjÄ…tkowo
tolerancyjnej młodej kobiety, która wzięłaby się za mnie, abym dostrzegł niewłaściwość
swojego postępowania i powziął postanowienie poprawy.
- %7łyczę panu szczęścia w poszukiwaniach. Nietolerancyjność i brak cierpliwości
zawsze należały do moich słabych stron, ale na pewno jest gdzieś kobieta, którą zachwyci
płynna wymowa kobieciarza gotowego poświęcić tak wiele energii, czasu i wysiłków na
niewdzięczne skądinąd zadanie.
- Za to nie będzie jej się nudzić, to mogę pani obiecać. Cassandra zdjęła kapelusz i
odłożyła go na siedzenie.
- Pan jest zarozumiały i ma o sobie zbyt wysokie mniemanie. A teraz jeśli nie ma pan
nic przeciwko temu, trochÄ™ siÄ™ zdrzemnÄ™.
Oparłszy głowę o poduszkę, zamknęła oczy, rozmyślając o tej dziwnej rozmowie, która
tak gładko się między nimi toczyła. Czyżby naprawdę zanadto wierzyła pogłoskom i była
pochopna w sądach? Z każdą chwilą dochodziła do wniosku, że ten człowiek musi być
zupełnie inny, niż zdawało jej się na początku. Jego charyzma nie miała nic wspólnego ani z
pociągającym wyglądem, ani z kpiącym uśmiechem. Jej zródło musiało kryć się znacznie
głębiej.
Aagodne kołysanie powozu wkrótce ją uśpiło. Ciszę zakłócały jedynie skrzyp kół i
tętent kopyt. Nieustannie posuwali się na północ.
William popatrzył na uśpioną młodą kobietę. Podobała mu się, i to bardzo. Półksiężyce
ciemnych rzęs dotykały policzków, a wargi zachęcająco się rozchyliły. Przez chwilę
obserwował wolne falowanie piersi. Mimo że panna Greenwood ubrała się w bardzo
konserwatywny kostium, jego wyobraznia nie przyjmowała tego do wiadomości.
Nie mógł zrozumieć, co się z nim dzieje. Panna Greenwood wydawała mu się inna od
znanych mu dotąd kobiet. Była niesamowicie uparta i dumna, ale nie dostrzegał w niej cienia
wyrachowania czy zajadłości. Cechowała ją wzruszająca wiara w swoją misję, wrażliwość i
dobroć. Podejrzewał też, że kryje się w niej namiętność. Co stałoby się, gdyby nagle doszła
do głosu? Uświadomił sobie, że jego fascynacja niebezpiecznie przybiera na sile. Coraz
bardziej cieszył się tym nieoczekiwanym sam na sam.
40
S
R
Rozdział czwarty
Kiedy Cassandra poruszyła się i otworzyła oczy, na dworze świtało. Przeciągnęła się,
cała obolała, i wierzchem dłoni zasłoniła usta, aby ziewnąć. Potem zerknęła na swojego to-
warzysza podróży. Zdjął surdut i rozluznił fular, ale poza tym wyglądał dokładnie tak samo
jak wtedy, gdy zasypiała. Zaciekawiło ją, czemu zmienił miejsce i usiadł obok niej. Z miną
pełną życzliwości wpatrywał się w jej twarz. Zmieszana zsunęła za ucho swobodny kosmyk.
- Czy czuje się pani wypoczęta? Przespała pani większą część nocy.
- Tak. Gdzie jesteśmy?
- W Cambridgeshire.
Westchnęła i chciała się od niego odsunąć, ale William przyciągnął ją do siebie.
- Co pan wyrabia? - Cassandra usiłowała się wyrwać, jednak bez powodzenia. - Czy
siedział pan tutaj przez całą noc?
Skinął głową, co tylko bardziej ją rozsierdziło.
- Odniosłem wrażenie, że jest pani niewygodnie, głowa opadała pani z lewa na prawo.
Lepiej było oprzeć ją na moim ramieniu.
Spłonęła rumieńcem w równym stopniu oburzona i zakłopotana.
- Nieznośny z pana człowiek. Jak pan śmiał pozwolić sobie na taką poufałość,
wykorzystując to, że śpię! Proszę cofnąć ramię i pozwolić mi usiąść prosto. Nie lubię, kiedy
ktoÅ› mnie ugniata.
William nie zmienił pozycji. Podobało mu się, że otacza Cassandrę ramieniem.
- Dlaczego pani jest taka uparta? - Odchylił jej głowę i spojrzał prosto w oczy. - Kiedy
kobieta ryzykuje znalezienie się ze mną sam na sam, musi się liczyć z pewnymi
następstwami. Wydaje mi się, że przyszedł czas zmiany podejścia do naszych piętrzących się
nieporozumień. Powinienem spróbować perswazji nieco innego rodzaju.
- Perswazji? - spytała bezsilna wobec jego przenikliwego spojrzenia.
William położył jej dłonie na ramionach i delikatnym, lecz stanowczym ruchem
przyciągnął ją do siebie. Potem pochylił głowę i zręcznie odnalazł jej usta. W pierwszej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ewagotuje.htw.pl
  • Copyright © 2016 WiedziaÅ‚a, że to nieÅ‚adnie tak nienawidzić rodziców, ale nie mogÅ‚a siÄ™ powstrzymać.
    Design: Solitaire